W zsekularyzowanym zachodnim społeczeństwie szczęśliwa rodzina to ideał, do którego dąży większość z nas, a poczucie osobistego szczęścia i spełnienia urasta do rangi sacrum. Nic dziwnego, że coraz więcej ludzi przeżywa głębokie rozczarowanie, kiedy pomimo spełnienia wszelkich warunków, jakie stawia przed nimi wymagające otoczenie, wciąż nie zdołali osiągnąć mitycznego celu.

Krótka powieść norweskiej pisarki Marie Aubert, przetłumaczona przez Karolinę Drozdowską, doskonale opisuje ducha naszych czasów i głębokie problemy emocjonalne, które towarzyszą nieustannie wielu z nas. Podczas kilkudniowego pobytu nad morzem główna bohaterka, Ida, bezdzietna samotna architektka, odnosząca sukcesy zawodowe, przeżywa bolesne konfrontacje ze swoją siostrą, Marthe, będącą jej lustrzanym odbiciem. Młodsza, mniej atrakcyjna siostra wydaje jej się szczęśliwsza, bardziej spełniona i lepiej ustawiona w życiu, bo zdobyła to, czego Idzie najbardziej brakuje: ma partnera, pasierbicę i spodziewa się swojego pierwszego dziecka. W sugestywnych emocjonalnie retrospekcjach dowiadujemy się, jakie było dzieciństwo i młodość obu kobiet i co sprawiło, że się od siebie oddaliły, a jednocześnie znajdujemy odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście Ida ma czego zazdrościć siostrze.
Dzieciństwo
ŻEBROWSKA: Niezaspokojone potrzeby w dzieciństwie są jak ciężkie kamienie wpadające do głębokiej wody. Kręgi, które tworzą się na jej płaszczyźnie, są z czasem coraz szersze. Rywalizacja sióstr o miłość i uwagę matki, której wciąż było zbyt mało, położyła się cieniem na ich relacjach oraz doświadczeniach życiowych. Matka nie potrafiła ochronić dziewczyn przed bolesnymi skutkami rozwodu, skupiając się na swoim bólu oraz angażując je obie w konflikt z byłym mężem. Dziewczyny obrały dwie różne strategie przetrwania, które w konsekwencji doprowadziły je do innych celów. Czy któraś ze strategii okazała się bardziej efektywna?
NIEWIŃSKA: Mam wrażenie, że decyzje bohaterek powieści dotyczące tego, jak będzie wyglądała ich relacja z ojcem i jego nową rodziną, zależały zarówno od wieku, jak i od dojrzałości dzieci. Ale przede wszystkim dzieci nie powinny podejmować takich decyzji. Powinny mieć wolności wyboru, ale na takie decyzje żadna z nich nie była przygotowana. Zadecydowały pod wpływem chwili, impulsu, emocji. Ich decyzje odzwierciedlały także ich osobowość, jakże różną w przypadku każdej z nich. Nie zapominajmy, że matka też nie traktowała ich “równo” – ale to znamy z realiów życia, tak się po prostu nie da. Kiedyś po rozmowie z moją własną siostrą wykrzyknęłam ze zdumieniem “Przecież my mamy zupełnie inne matki!”. I tę prawdę widzę także w tej powieści.
Młodość
ŻEBROWSKA: Ida w młodości jest tą „dobrą córką” – nie buntuje się, nie sprawia kłopotów, nie utrzymuje kontaktów z ojcem. Starając się być lojalna wobec matki, przyjmuje jej perspektywę. Marthe – przeciwnie, robi wszystko, by uwaga matki pozostała przy niej, równocześnie zachowuje stały i dobry kontakt z ojcem. W chwilach kryzysu okazuje się, że Marthe zdobywa więcej uwagi – matka jest dumna ze swej pięknej i mądrej, samodzielnej Idy, ale to przy młodszej, chorowitej i bezradnej córce jest jej serce i troska. Zastanawiam się, czy mogła zrobić cokolwiek, co zapobiegłoby tej niezdrowej asymetrii?
NIEWIŃSKA: Wydaje mi się, że każda z córek miała inne potrzeby i matka na nie odpowiedziała. Oczywiście, jako ludzie wszyscy mamy potrzebę troski, uwagi, miłości. Ale nie każdy samotny rodzic ma takie zasoby, żeby obdzielić tym dzieci po równo. Ten rozłam w młodości staje się zalążkiem całego złożonego systemu emocji jakie Ida żywi wobec młodszej siostry – Ida nie umie ich wyrazić, nie umie się nimi z nikim podzielić, trzyma je w sobie i je w jakiś sposób pielęgnuje. A to musiało się źle skończyć. Bo to są takie emocje, które w najbardziej krytycznym momencie eksplodują i są nie do okiełznania. Podoba mi się, że autorka pokazała nam przeszłość sióstr i to, jak tworzyły się ich skomplikowane więzi. Nie miała na to zbyt wiele miejsca, tym bardziej więc doceniam ten istotny zabieg.
Dojrzałość
ŻEBROWSKA: I oto siostry spotykają się w momencie, gdy starsza Ida przekracza czterdziestkę, a matka kobiet kończy sześćdziesiąt pięć lat. Bolesne wspomnienia, emocjonalne węzły, szczególny czas ciąży młodszej siostry oraz miejsce, które należy niejako do wszystkich bohaterów historii – letni domek rodzinny – skutkują serią niefortunnych zdarzeń. Z czasem okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci, a wychowawcze błędy, popełnione przez rodziców, odbijają się nieoczekiwanym echem. Pisarka wyraźnie eksponuje niechciane myśli, tematy tabu, bez żadnych hamulców oddaje schematy myślenia, których często nie jesteśmy świadomi. Otwiera niezabliźnione rany – zarówno swoich bohaterek, jak i czytelników, uwikłanych w wielowymiarowe relacje z bliskimi. Ida zazdrości Marthe, wręcz pragnie przejąć jej życie, bo przecież jej także należy się szczęście. Z jej perspektywy życie siostry jest niemal doskonałe; jednak z czasem widzimy, jak kruche są fundamenty „zdobyczy” Marthe i że w istocie kobiety dzielą ten sam los.
NIEWIŃSKA: Ktoś kiedyś powiedział: “Dorastając myślisz, że jak już w końcu zaczniesz swoje własne życie, to wszystkie problemy się skończą. A jest zupełnie odwrotnie.” Pięknie nam to obrazuje autorka w tej powieści. Ida cały czas szuka tego momentu w życiu, który ma się stać dla niej końcem problemów i początkiem własnego życia. I dociera do niej, że przegląda się tylko w życiu jak w lustrzanym odbiciu cudzych żywotów. Zaczyna rozumieć, że jej bierna postawa oczekiwania na życiową zmianę do niczego nie prowadzi. Idę poznajemy w momencie, kiedy zaczyna działać – podejmuje decyzje, i to dość niebanalne i trudne, ale też oczywiście podejmuje decyzje złe. Jakby chciała nadrobić te lata bierności, życia w iluzji, której dała się omamić. Albo jakby nie chciała przed sobą przyznać, że popełniła błąd, myliła się. Bo nikt jej nie nauczył, że popełnianie błędów to nic złego. Bo zawsze była prymuską, zawsze osiągała sukcesy, które doceniane były przez innych. A teraz dociera do niej, że perspektywa “innych” nie ma tak naprawdę znaczenia. Dlatego w swoim chaotycznym działaniu ponosi porażkę.
Relacje i więzi
ŻEBROWSKA: Czym jest dobre życie i czy przypadkiem nie zapędziliśmy się w kozi róg, wciąż i na nowo analizując nasze poczucie spełnienia, szczebel drabiny, na którym obecnie się znajdujemy, odhaczając na checkliście kolejne życiowe sukcesy? Czy nie stawiamy sobie zbyt wysoko poprzeczki, przywiązując się do kolejnych cezur? W wieku czterdziestu lat mądra i piękna Ida nie ma partnera, co staje się powodem poczucia porażki. Nie chce czekać na „spóźnionego kochanka” i z pobłażliwością odnosi się do nowego partnera matki, zupełnie nie doceniając wagi i piękna tego związku.
NIEWIŃSKA: Ida w ogóle, mam wrażenie, nie rozumie idei związku. Nie potrafi zaakceptować związku matki, ma złudne wyobrażenia o związku siostry, sama nigdy żadnego poważnego związku nie stworzyła. Nie chcę zrzucać tego na karb odejścia ojca w dzieciństwie, to by było zbyt banalne, a autorce nie o to chodzi. Ida po prostu nigdy nie ceniła związku i nie stanowił on dla niej wystarczająco istotnej wartości życiowej, żeby poświęcić czas i nauczyć się budowania więzi z drugim człowiekiem. Wszystkie jej relacje zdają się powierzchowne, a związek z mężczyzną ma spełniać określone wymogi i służyć określonym zadaniom. Trudno oczekiwać, że na takich fundamentach uda jej się zbudować coś trwałego i wartościowego. Nie dziwi mnie jej pogarda dla Steina, kochanka matki i jej pożądanie mężczyzn wyobrażonych, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością.
ŻEBROWSKA: Stein, moim zdaniem, wygrał życie, odnosząc się ze stoickim spokojem do tego, co mu przynosi w darze. Nikt bowiem nie ma recepty na szczęście. I w tym właśnie może tkwić jego sekret. Postać Steina przypomina mi, że fajnie byłoby się od czasu do czasu od siebie odczepić, jak mawiał prof. Wiktor Osiatyński, oraz dobrze „chcieć niezbyt wiele”, co z kolei głosił prof. Kołakowski. Mam wrażenie, że to również odpowiedź autorki na dylematy jej bohaterek oraz przesłanie dla jej czytelników.
Powieść Marie Aubert to doskonały przykład literatury, którą pochłania się szybko, lecz która staje się przyczynkiem do wielowymiarowego myślenia. To książka, która zostaje z nami na długo i może nas zmienić. Wnika głęboko i daje poczucie, że nie tylko my wpadamy w zaklęte koła zbyt wielu niespełnionych pragnień.
Marie Aubert, Dorośli (Voksne mennesker)
Tłumaczenie: Karolina Drozdowska
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2020