Na chwilę przed tym dniem życie kraju biegło w zwykły tempie. Owszem, wyczuwało się pewne napięcie i widać było przygotowania do tego, co miało nadejść nieuchronnie, ale tak naprawdę nikt nie był przygotowany do hekatomby, która miała za chwilę nastąpić. Dokładnie tak się nie zaczyna „Kurier z Teheranu” Wojciecha Dutki, ale tak by mógł się zacząć.

Polska, w której Dutka osadził akcję „Kuriera z Teheranu”, to stojące w przededniu II wojny światowej, zrujnowane gospodarczo państwo, które nie zdążyło odbudować się po latach zaborów, ale które też tylko pozornie i głównie w środkach masowego przekazu było silne, zwarte i gotowe. Państwo, które zostało wydojone do ostatniego grosza przez niekompetentnych, pazernych ministrów (aż chciałoby się dodać, którzy majątki przepisali na żony) mamiących społeczeństwo budową wielkich narodowych centrów biznesowych i inwestycji w wielkie projekty inżynieryjne. Widzimy też, aż do ostatnich dni sierpnia ’39 roku, zadufanych w sobie, napuszonych ministrów, wydymających w mediach coraz bardziej pucułowate policzki, ślepo wierzących w zawarte alianse i opatrzność, niezdolnych do przyjęcia do wiadomości ani przyczyn, ani konsekwencji naciągającej pożogi.
To też kraj w którym za cichym przyzwoleniem, a czasem wręcz za poruczeniem władz, usłużne media narodowe prowadzą nagonkę na „wroga”, którym raz byli Żydzi, innym razem polscy komuniści lub emancypantki zagrażające prawu naturalnemu i kołtuńskiej moralności. Gwoli sprawiedliwości, ta Polska wprawdzie to też kraj, w którym powstał COP, Gdynia z wioski rybackiej stała się prężnym miastem i portem morskim, a trójka poznańskich naukowców pracujących dla Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego rozgryzła kod, który posługiwała się niemiecka przenośna elektromechaniczna maszyna szyfrująca ENIGMA.
Najnowsza książka Wojciecha Dutki zaczyna się pod koniec sierpnia 1939 roku, gdy znany już z poprzedniej książki z tej serii, „Kurier z Toledo”, hrabia Antoni Mokrzycki zostaje zmobilizowany i ma udać się z rodzinnego majątku pod Lublinem do Warszawy. Awansowany na podporucznika Mokrzycki, pracujący dla przedwojennego wywiadu, czyli słynnej Dwójki, otrzymuje niezwykle trudne zadanie: ma zabezpieczyć, wywieźć i ukryć część archiwaliów swojego wydziału.
Tymczasem przed świtem 1 września wojska niemieckiego Wehrmachtu bez formalnego wypowiedzenia wojny rozpoczynają działania zbrojne na terytorium II Rzeczypospolitej. Władze sanacyjne w Warszawie choć powinny spodziewać się ataku, okazują się bezradne wobec hitlerowskiego blitzkriegu i rejterują ze stolicy. Prezydent Ignacy Mościcki, o którego „zaletach” w niewybredny sposób wypowiadali się jego przeciwnicy polityczni, mówiąc, że jest „lokajem Piłsudskiego” najpierw schronił się w willi Mon Plaisir, w podwarszawskiej miejscowości Błota (dziś willa stoi po północnej stronie ulicy Bysławskiej, w obrębie Nadwiśla sąsiadującego z osiedlem Błota, w warszawskiej dzielnicy Wawer), a później udał się na Wołyń. Adam Ciołkosz jeden z przywódców PPS na wiecu w Tarnowie w dniu 4 marca 1929 miał powiedzieć, że w Warszawie krąży powiedzenie, iż „prezydenci RP nie mają szczęścia, ponieważ jednego zastrzelono jak psa, drugiego wypędzono jak psa, trzeci słucha jak pies”. Ten cytat można by było uzupełnić o słowa: i zwiewa jak pies z podkulonym ogonem, jeśli mielibyśmy ocenić jego wojenną postawę, która zresztą nie odbiegała od postawy innych sanacyjnych dygnitarzy, którzy Polaków zostawili samych sobie w obliczu hitlerowskiej napaści. O Mościckim wspomina też Dutka, gdy najpierw każe podporucznikowi Mokrzyckiemu ugrzęznąć w kolumnie ludności uciekającej z bombardowanej stolicy, a potem gdy w Kutach jest świadkiem przejazdu do Rumunii przez graniczny most na Czeremoszu naczelnego wodza – marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego i kolumny rządowej.
Wybuch wojny jest dla podporucznika Mokrzyckiego swoistym powrotem do przeszłości, która dla tego wrażliwego człowieka wiązała się z osobistą stratą. Wówczas, w przededniu wojny domowej w Hiszpanii, która do władzy wyniosła faszystowskiego generała Franco, Mokrzycki zakochał się w komunizującym anarchiście Theo. Intensywność uczuć, które miotały hrabią i tragiczny finał, jakim zakończyła się ta historia, nie zgasiły żaru uczuć polskiego arystokraty. Nauczka od losu, którą wówczas dostał, pozwoliła mu po powrocie do kraju odbudowywać jego małżeństwo. Ta hiszpańska przygoda nauczyła też Antoniego Mokrzyckiego wiele o śmieci i życiu. Tymczasem właśnie to życie, które próbował na nowo zbudować w rodzinnym dworku na podlubelskiej wsi, legło w gruzach. W domu została żona z synkiem, teściowie i gospodyni, a dla hrabiego zaczęła się wojenna tułaczka. Na nieszczęście pojawiła się tam też mroczna postać z przeszłości tej rodziny, co naturalnie będzie miało swoje dramatyczne konsekwencje dla wielu bohaterów powieści.
W trzecim tygodniu września ’39 rodzinny dom, choć dalece niedoskonały, to mimo wszystko wolny i bezpieczny kraj, zdają się być dla Mokrzyckiego odległą przeszłością. Podporucznik nie przedostał się z wraz z sanacyjnym rządem w Rumunii i nie został tam internowany, postanowił podjąć walkę z kolejnym okupantem, bo tymczasem wschodnie granice II Rzeczypospolitej 17 września przekroczyła Czerwona Armia. Potyczki z oddziałami krasnoarmiejców zaprowadzą Mokrzyckiego do obozu w Kozielsku, skąd tylko zrządzeniem losu nie zostanie zapakowany na ciężarówki jadące w podsmoleńskie lasy i nie podzieli losu innych polskich oficerów zamordowanych na rozkaz Stalina w Katyniu przez NKWD.
Zanim o Mokrzyckim będzie można powiedzieć „Kurier z Teheranu”, przyjdzie mu jeszcze spędzić czas pewien w jednym z kazachskich łagrów, spotkać się z generałem Andersem, otrzymać awans na kolejny stopień wojskowy, a w końcu i towarzyszyć generałowi Sikorskiemu w jego politycznych zmaganiach ze Stalinem. W Moskwie, trzeźwiejący po conocnej pijatyce, przypomni sobie polskiego hrabiego pewien generał wystrychnięty na dudka w Madrycie. W końcu też porucznik Mokrzycki będzie świadkiem rozmów „wielkiej trójki” podczas konferencji pokojowej w Teheranie.
Dutka jak zwykle w fikcyjną fabułę powieści wkomponowuje tu losy prawdziwych postaci. I – też jak zwykle – czyni to udanie. Dlatego wypadają naturalnie i wzbogacają o kolejne ważne wątki powieściową narrację zarówno spotkanie z Józefem Czechowiczem czy Tadeuszem Dołęgą-Mostowiczem jak i rozmowa z jedyną kobietą zamordowaną później w Katyniu, podporucznik Janiną Lewandowską. Tak samo zresztą jak i wprowadzenie na scenę generałów Andersa i Sikorskiego, a zwłaszcza doradcę tego drugiego, Józefa Retingera – późniejszego, już po wojnie, współtwórcę grupy Bilderberg i jednego z twórców Wspólnoty Europejskiej – jednocześnie postaci o biografii niedającej się wystarczająco jednoznacznie zrekonstruować, na co też zwraca uwagę autor.
Zabieg literacki polegający na wplataniu w opowiadaną historię fragmentów życiorysów prawdziwych osób jest na pewno ciekawym wzbogaceniem treści i często każe tuż po lekturze powieści, a czasem nawet i w jej trakcie, sięgnąć do zasobów wiedzy i porównać prawdziwą biografię osoby z jej literackim przedstawieniem. Stosowany z umiarem działa na korzyść czytanej książki, zastosowany w nadmiarze może jednak zaszkodzić odbiorowi powieści. Dutka mimo częstego sięgania do tego mechanizmu zdaje się w swoich książkach (zarówno tych z „kurierem” w tytule, jak i wcześniejszych) zachowywać wciąż zdrową równowagę, pozwalając płynnie płynąć fabule. Jednak warto by autor pamiętał, że potrawa podana z umiarem ma smak i rodzi chęć sięgnięcia po kolejny tom, przesyt zaś może zniechęcić do dalszej lektury.
Książkę czyta się szybko, przerzucając kolejne karty, by jak najszybciej móc poznać kolejną odsłonę przygód polskiego hrabiego. Tym razem jednak lektura książki opowiadająca o przypadkach Mokrzyckiego ma inny ciężar gatunkowy. Trudno orzec czy tym co wpływa na jej lekturę jest tematyka, dotykająca spraw nam bliższych. Niezaprzeczalnie niedawna historia Polski, choć odległa już o osiemdziesiąt lat, dziejąca się tuż po wydarzeniach mających miejsce w kraju korridy, jest jednak historią naszego kraju, naszych rodzin, a przez to nas samych. Myślę, że takie nagromadzenie wątków: wybuch wojny i rejterada rządu do Rumunii, eksterminacja polskich oficerów w lasku katyńskim, budowa armii na Wschodzie przez Andersa i polityka Sikorskiego, a wreszcie i konferencja pokojowa w Teheranie, choć obejmuje zaledwie okres czterech lat, nie pozwala każdemu z nich wystarczająco wybrzmieć. A szkoda, bo gdyby książkę podzielić na dwa osobne tomy, zawierające osobno dwa etapy aktywności bohatera powieści – do wyzwolenia z gułagu i od przystąpienia do armii tworzonej przez Andersa, to zyskalibyśmy większą płynność narracji, więcej wątków mogłoby w pełni wybrzmieć.
Tym, co moim zdaniem wymaga od autora większej wstrzemięźliwości pisarskiej, a z czym Wojciech Dutka ma pewien kłopot, to belferska maniera przypominania czytelnikom – traktowanym jak żacy – o treściach czy ocenach osób, które już wcześniej były przez autora dokładnie przedstawione. U Dutki objawia się to w ciągłym przywoływaniu skróconej charakterystyki postaci niemal za każdym razem, gdy główny bohater o nich wspomni. Tym razem najczęściej wtedy, gdy chodzi o syna żony hrabiego i o Theo.
Jest jeszcze jedna rysa na tej przecież bardzo zgrabnie skonstruowanej historycznej powieści przygodowej. Wprawdzie każdy sam może dokonywać własnych ocen historii i zdarzeń, więc i autor też ma do tego prawo, jednak po prostu nie zgadzam się z tym, że autor dokonuje gradacji zbrodniczych systemów. Owszem faszyzm, w tym hitleryzm i komunizm – stalinizm, różniły się między sobą, ale twierdzenie, że jeden z nich, choć zbrodniczy był mimo wszystko mniej zły, niż ten drugi, jest zwyczajnie pozbawione jakichkolwiek podstaw. Faszyści popełniali takie same zbrodnie jak komuniści, tak samo z niskich pobudek i tak samo uwłaczających godności człowieka.
Wojciech Dutka, Kurier z Teheranu
Wydawnictw Lira, Warszawa 2020
