recenzja

Miłość w Auschwitz | Wojciech Dutka, Czerń i purpura

Oto do naszych rąk trafia „prawdziwa historia miłości młodego esesmana do żydowskiej więźniarki w piekle Auschwitz”, przynajmniej tak zapowiada podtytuł tej książki. I rzeczywiście na kartach książki „Czerń i purpura” Wojciecha Dutki poznamy fabularyzowaną wersję historii miłości niemożliwej, a jednak jak najbardziej rzeczywistej. Nie będzie nam jej jednak autor przedstawiał w dekoracjach narysowanych dla romansu, ale za tło posłużą druty kolczaste pod napięciem, rampa i dymiące krematoria KL Auschwitz-Birkenau.

Ale ten krótki opis treści nie mówi nam i tak wszystkiego o tym, co się naprawdę wydarzyło. I choć w tym zapomnianym przez Boga, i nawet ludzi, miejscu zdarzały się indywidualne „cuda”, osobiste akty bohaterstwa oraz przejawy miłości i poświęcenia, to żaden z nich ani sam, ani one wszystkie łącznie, nie mógł się równać z tym, co zaszło tam między esesmanem a żydowską więźniarką. Na samym dnie otchłani emisariusz przedwiecznego zła odnalazł w sobie okruch dobra i postanowił go ofiarować kobiecie, której życie było w tym miejscu warte mniej niż kromka chleba. Która obóz mogła opuścić tylko przez kominy krematorium. W tym pandemonium austriacki chłopak w mundurze SS postanowił nie tylko zatroszczyć się o przetrwanie swojej wybranki, ale zrobił tak dużo jak tylko mógł ratując innych dla niej i dla tej miłości.

Kim zatem była ta, do której uczucie odmieniło duszę anioła ciemności, moralnie upadłego „übermenscha”. Na to pytanie też dostaniemy odpowiedź, ale zanim poznamy szczegóły życiorysu ludzi, których losy stały się kanwą powieści, dajmy się poprowadzić opowieści spisanej piórem Wojciecha Dutki. Autor wszędzie tam gdzie musiał, był wierny faktom, a tam gdzie mógł pozwolić sobie na fabularny rys, skrzętnie to wykorzystał. Dzięki temu ta historia będzie bogatsza o kilka wątków umiejętnie wplecionych w nurt opowieści – co jest znakiem rozpoznawczym tego autora – ale nie będzie odbiegała od prawdy historycznej. Bowiem jest to jak najbardziej prawdziwa, oparta na zeznaniach i faktach historia niemożliwej miłości pracującego w Effektenkammer w Auschwitz podoficera SS Fanza Wunscha i słowackiej Żydówki Heleny Citronovej.

Tak samo jak w rzeczywistości, każde z książkowych bohaterów powieści w Auschwitz znalazło się w inny sposób, z innych powodów i kierujących nimi motywów, z wyboru i wbrew sobie. Zanim jednak razem z bohaterami książki Dutki trafimy za druty obozu koncentracyjnego, cofniemy się o kilka lat, by poznać głównych bohaterów tej opowieści i ich rodzinne strony. Powieściową Milenę Zinger, córkę szanowanego słowackiego adwokata poznajemy na chwilę przed tym nim rozpadnie się Czechosłowacja, III Rzesza na terenie Czech utworzy Protektorat, a w Słowacji pod rządami księdza Josefa Tiso powstanie opierający się na Gwardii Hlinki faszystowski rząd kolaborujący z nazistami. Ksiądz-prezydent Tiso za swoje zbrodnie został stracony w 1947 r., ale zanim to się stało, jego udziałem był wspólny z Niemcami hitlerowskimi atak na Polskę 1 września 1939 r., deportacje żydowskich obywateli Słowacji do Auschwitz i stworzenie katolicko-faszystowskiego reżimu. Warto też wiedzieć, że marionetkowe państwo słowackie jako jedno z pierwszych uznał Eugenio Maria Giuseppe Giovanni Pacelli znany jako papież Pius XII, ten sam, co do postawy i czynów którego w czasie II Wojny Światowej i po jej zakończeniu trwa spór, a po przeprowadzonym procesie beatyfikacyjnym od 2009 r. nazywany jest Czcigodnym Sługą Bożym. Słowaccy biskupi we wspólnym liście pasterskim pobłogosławili ten katolicko-faszystowski reżim, który bez wahania wysłał wielu własnych obywateli w bydlęcych wagonach na zatracenie, wprost w otwartą paszczę diabła. I, co jakoś mi umknęło, a jak sądzę dla wielu czytelników niebędących historykami okresu II Wojny Światowej też może być novum, Słowacy nawet zapłacili Niemcom za rozwiązanie „kwestii żydowskiej”. A i wspomniana niesławna Gwardia Hlinkowa znajdzie swoją inkarnację w osobie drugoplanowej postaci Dawida Semotana i odegra wyjątkowo podłą rolę na kartach „Czerni i purpury”.

Drugą z pierwszoplanowych postaci powieści – Franza Wiemerta – poznamy też mniej więcej w tym samym czasie, ale w innym miejscu i okolicznościach, na chwilę przed Anschlussem Austrii. Powieściowy Franz też został skrzywdzony przez księdza, jednak jego krzywda miała wyłącznie duchowy wymiar i charakter stricte religijny, jednak z perspektywy zdarzeń była nie mniej istotna dla tego, co się stało niedługo później i na kartach powieści, i w rzeczywistości.

Książkę Dutki można czytać jak niemożliwy romans rozgrywający się w dramatycznych okolicznościach i w wyjątkowo koszmarnych dekoracjach. Można tę opowieść potraktować jak love story rodem z dramatu o Romeo i Julii,  dziejącą się na tle pieców krematoryjnych, albo bardziej historię niespełnionej miłości Abelarda i Heloizy na dnie otchłani. Takie niemożliwe miłości potrafią pobudzać i poruszać, być kanwą dla niezliczonych utworów literackich prozą i wierszem, inspirować malarzy i rzeźbiarzy.

Tymczasem, podobnie jak Wojciech Dutka w posłowiu, wyrażę zdumienie, że melodramat rozgrywający się między austriackim esesmanem a żydowską więźniarką Auschwitz-Birkenau jest właściwie nieznany. Czy przyczyną jest to, że bohater tej historii jest bestią, w której wnętrzu przetrwał człowiek, czy może bardziej niechlubna przeszłość Austriaków uwikłanych w ścisłą kolaborację z niemieckimi nazistami, którzy chcieliby swoją brunatną przeszłość przemilczeć, którzy jej nie przepracowali, którzy nie zdobyli się nigdy na akt ekspiacji za własne winy? To chyba clou sprawy. Austriacy nigdy nie przyjęli na siebie swojej części winy za czynny udział w II wojnie światowej. To jak wygląda ich oczami ten okres, najlepiej chyba ukazuje oparta na prawdziwych wydarzeniach historia Marii Altmann, która walczy z rządem Austrii o zwrot słynnego obrazu Gustava Klimta, którą to walkę o pamięć zobaczyć mogliśmy w filmie w reżyserii Simona Curtisa „Złota Dama” (Woman in Gold) z 2015 r. z Helen Mirren w roli głównej.

Dlaczego jednak na ukazanie tego obrazu nie zdecydowało się Hollywood? Czy kłopotliwe jest dla nich poniekąd uwikłanie Citronovej we wprawdzie platoniczny, ale jednak romans z podoficerem SS? Czy „obrazili się” na nią za zeznania, które złożyła w sądzie, a które pozwoliły austriackiemu wymiarowi sprawiedliwości na ułaskawienie Wunscha? W moim osobistym przekonaniu Wojciech Dutka w sposób niezwykle plastyczny, boleśnie realistyczny i dojmująco prawdziwy odmalowuje na kartach swojej książki tę historię. Czyni to tak akuratnie, że mogłaby ta powieść stać się kanwą dla scenariusza świetnego obrazu filmowego, o ile oczywiście trafiłaby w ręce równie świetnego reżysera, który potrafiłby wydobyć z niej esencję bez zbytniej emfazy i doszukiwania się motywów konfesyjnych. Bo choć oczywiście w warstwie fabularnej zrozumienie i odrzucenie wiekuistego potępienia na rzecz odkupienia jest akceptowalne, a przypadki salvacji będącej następstwem głębokiego przeżycia są znane literaturze religijnej, i w tej opowieści stanowią spójną klamrę narracyjną, to jednak dla mnie bardziej nośnym motywem jest osobiste katharsis podoficera Schutzstaffel, który w końcu dojrzał do miłości i wybaczenia. Książkowemu Franzowi Weimertowi można na taką egzemplifikację pozwolić.

Nie mogę jednak tak do końca darować autorowi czegoś innego: kilkukrotnych powtórzeń, wprawdzie też dość charakterystycznych dla Dutki, jednakowoż nieco uciążliwych. Oczywiście mam świadomość, że wychodzi tu z niego belfer, który stosuje tę metodę, gdyż bardzo chce, żeby czytelnik zapamiętał przedstawioną charakterystykę postaci i widział postać tak samo jak autor, naprawdę jednak wystarczy jednorazowy opis postaci, a uważny czytelnik zawsze sięgnie kilka kart wstecz, żeby przypomnieć sobie tę charakterystykę. A już zupełnie nie zgadzam się na co najmniej pięciokrotne przywołanie charakterystyki jednej z drugoplanowych postaci. Bo choć to postać podła, zwyczajnie odrażająca, moralnie ohydna i bezwzględnie zasłużyła na swój los, który powinny podzielić wszystkie obozowe kapo, auseherki, większość sztubowych i cały ten ludzki pomiot stanowiący personel Auschwitz-Birkenau, to jednak w książce opis czynów postaci powinien przekonać czytelnika do dokonania takiej oceny jakiej chciałby autor. I o ile w pierwszym wydaniu ten mankament niewychwycony przez redaktora byłby do przełknięcia, to wydanie drugie powinno jednak być poprawione.

Co jednak najważniejsze, historia opowiedziana przez Wojciecha Dutkę wbija w fotel, z jednej strony nie pozwalając oderwać się od lektury książki, z drugiej po prostu nie dając możliwości przeczytania jej jednym tchem, bo właśnie tego tchu brakuje, gdy doświadcza się niemal fizycznego bólu współodczuwania kaźni, którą zgotowali ludzie ludziom za drutami obozu koncentracyjnego. Bardziej empatyczny czytelnik uroni niejedną łzę nad losami bohaterów opowiedzianymi przez autora.

Sama zaś książka mogłaby stać się lekturą obowiązkową mówiącą o odczłowieczeniu i odnalezieniu na dnie otchłani iskry człowieczeństwa. Wydawać by się mogło, że historia ta, i ta książkowa i prawdziwa, czegoś nas, ludzi, nauczyła. Czy jednak nadzieja autora, którą zawarł w tej opowieści, nie okaże się płonna? Nie tak dawno upadł apartheid w RPA, niedawno toczyła się wojna na Bałkanach, gdzie stworzono obozy koncentracyjne i doszło do masowych mordów ludności cywilnej, a jedną z przesłanek eksterminacji była wyznawana religia. W nieodległej przeszłości lud Hutu dokonał masakry ludności z plemienia Tutsi, a udział niektórych hierarchów kościoła katolickiego był więcej niż bierny. Wciąż na terenach Syrii i Iraku działa ISIS motywowana religijnie organizacja o charakterze polityczno-militarnym, w której dekapitacja innowierców i gwałty na kobietach wyznających inną religię są na porządku dziennym. I to wszystko dzieje się nie tylko na oczach świata, ale podobnie jak w czasach panowania Hitlera, świat robi z faszystami, dżihadystami i ksenofobami dobry interes i tylko grozi palcem, gdy deptana jest konstytucja, naruszane prawa człowieka, szerzy się mowa nienawiści, będąca pierwszym krokiem do eskalacji zła. Tego zła, które zapewne drzemie w każdym człowieku, choć ludzie mający w sobie sprawny kompas moralny potrafią je otorbić i nie dopuścić do głosu. I tylko słabi dają mu posłuch, głośno klaszcząc i wiwatując, gdy padają jedna po drugiej bramy przyzwoitości. I tu można postawić retoryczne pytanie: których ludzi jest więcej?

Wojciech Dutka, Czerń i purpura

Wydawnictwo Albatros Wydanie II, Warszawa 2019 r.

%d