recenzja

Dwanaście okruchów dobra | Sylwia Winnik, Dziewczęta z Auschwitz. Głosy ocalonych kobiet

Sylwia Winnik w swojej książce przekazuje czytelnikom historie dwunastu kobiet, dziewczyn, dziewczynek, lub po prostu dziewcząt, Polek więzionych w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau. Tych, które przetrwały w fabryce śmierci i miały dość sił by o tym mówić. To opowiedziana z głębokim szacunkiem i mądrością elegia o dobru w czasach zagłady.

„Dziewczęta z Auschwitz. Głosy ocalonych kobiet” to opowieść kobiet, które wbrew zamysłom twórców obozu przetrwały i zdecydowały się podzielić z nami swoimi przeżyciami. Tytuł książki jednak nie oddaje w pełni treści, bo tak naprawdę tych dwanaście świadectw o Golgocie naszych czasów to właściwie opowieści o okruchach dobra, które udało się ocalić i otrzymać za obozowymi drutami. Dobra, które pozwoliło zachować więzionym w tym miejscu osobom godność i człowieczeństwo. Dobra bezinteresownego i dobra, które w nich pozostało. Dobra, które raz wyświadczone wracało.

Wszystkie bohaterki zamieszczonych w tym tomie opowieści dziś są już starszymi paniami, mimo to w pamięci ich zachowały się nie tylko wszystkie okrutne momenty życia obozowego, wielogodzinne apele, głód, komory gazowe, transporty, lecz przede wszystkim wspomnienie o ludziach szlachetnych. I  wydaje się być najbardziej zdumiewające własnie to, że mimo ogromnego zła, które towarzyszyło im na każdym kroku, zła, którego doświadczyły, bicia i poniżania, zła którego skutki można było dostrzec w każdym miejscu obozu, udało im się zachować człowieczeństwo, a po wojnie przeżyć – jak same mówią – dobre życie.

Przeczytaj także: Przeczucie obcości | Mikołaj Grynberg, Rejwach 

Ale nie jest to tylko historia tych dwunastu kobiet, które rozmawiały z Sylwią Winnik. W tych ich opowieściach odnajdujemy pamięć o wielu innych, z którymi osadzone w Auschwitz-Birkenau zetknęły się w miesiącach i latach życia w KL. Zatem dane nam będzie poznać heroiczną postawę Stanisławy Leszczyńskiej – położnej, która w nieludzkich warunkach obozowej rzeczywistości pomagała przyjść na świat dzieciom więźniarek, Krystyny Żywulskiej, której przejmująca poezja pomagała podtrzymać tlący się ledwie płomień nadziei, czy Anny Zahorskiej – powieściopisarki, poetki i dramatopisarki – której losy przecięły się z losami wielu kobiet więzionych przez Niemców w obozach koncentracyjnych. Znajdziemy tu też historie o dobrych i przyzwoitych ludziach różnych narodowości, często bezimiennych, i czasem tylko wspomnianych. Jednak przez to nie mniej ważnych. Niosących swój okruszek dobra.

Obozowa rzeczywistość to jednak zło odmieniane przez wszystkie przypadki, więc i tę rzeczywistość pokazują opowiadane historie. Głodowe racje żywnościowe i praca ponad siły. Transporty z Żydami, którzy wprost z wagonów prowadzeni byli do komór gazowych i unicestwiani w ogniu pieców krematoryjnych. Wychudzone zwłoki leżące pod ścianami baraków, jedzone przez szczury, między którymi czasami dzieci bawiły się w berka. A i same dzieci izolowane od matek w osobnych barakach. Tak naprawdę nawet sobie nie potrafię wyobrazić ogromu ich rozpaczy. Bestialstwo i okrucieństwo, którego tam doświadczali więźniowie, nie dawało żadnej nadziei. Jedna z bohaterek opowiada, jak widząc narysowane na ścianie baraku dzieci idące do szkoły, zastanawiała się wraz z koleżankami z pryczy, po co ktoś im coś takiego namalował, skoro one nigdy już do szkoły nie pójdą. I dlatego też, gdy Sabina Nawara, inna z bohaterek książki mówi, że w obozie marzyła, jak wiele więźniarek, tylko o tym, aby coś zjeść i umrzeć, to słowa te chyba najpełniej oddają realia zgotowanej im gehenny.

Przeczytaj także: „Motorola” już nie zadzwoni | Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska, Po północy w Doniecku 

Na kartach tej książki poznajemy opowieści kobiet, które w Auschwitz-Birkenau znalazły się jako nastolatki, młode kobiety, dziewczynki. Ale poznamy też historię matki, opowiedzianą przez jej córkę Zofię Wareluk, urodzoną w Auschwitz-Birkenau 17 stycznia 1945 r. tuż przed wyzwoleniem obozu. A dzięki Leokadii Rowińskiej poznamy opowieść o jej synku, Ireneuszu, urodzonym 21 stycznia 1945 r., który miał mniej szczęścia niż Zofia i stał się najmłodszą ofiarą jednego z tzw. Marszów Śmierci.

Sylwia Winnik tą książką zbudowała pomnik dobrym kobietom, lub po prostu dobrym ludziom. Pomnik człowieczeństwa, które przetrwało w nieludzkich czasach. Uczyniła to z ogromną delikatnością i empatią. Oddając głos swoim rozmówczyniom zadbała o to, by chronić ich pamięć i godność, której niemieccy oprawcy chcieli je pozbawić. najważniejsza jednak jest opowieść o nadziei wbrew wszystkim i wszystkiemu, o okruszkach dobra. Ważna książka.

 

Sylwia Winnik, Dziewczęta z Auschwitz. Głosy ocalonych kobiet

Muza, Sport i Turystyka 2018

2 komentarze

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d