Empatia czy psychopatia? Ile wolno redaktorowi książek i z kim współpracuje się lepiej – debiutantami czy pisarzami z doświadczeniem? Rozmawiali o tym podczas Weekendu Księgarń Kameralnych Krystyna Bratkowska, Julianna Jonek i Filip Modrzejewski. Spotkanie prowadził Piotr Kieżun.
Redagowanie książki to kwestia słuchu. Trzeba znać miarę, trzeba wyczuć styl autora. I nie ma reguł, bo z każdym tekstem pracuje się inaczej.
– Ważną cechą redaktora, zwłaszcza gdy chodzi o literaturę piękną, jest empatia. Po to, by w redagowaniu nie posunąć się za daleko. Pole manewru ma się wtedy, gdy uda się współmyśleć i współodczuwać z autorem – mówiła podczas panelu Krystyna Bratkowska, właścicielka wydawnictwa Nisza.

Dlatego nie każdy redaktor może i powinien współpracować z każdym autorem. Musi między nimi pojawić się „chemia”.
– To jest praca na bardzo delikatnej materii – podkreślała Julianna Jonek, redaktor naczelna wydawnictwa Dowody na Istnienie. – W przypadku literatury faktu książka to trzy, cztery lata życia autora, tysiące przejechanych kilometrów, dużo wydanych pieniędzy. Musimy się więc dogadywać, żeby się wzajemnie nie pokaleczyć – dodawała.
Zdaniem Krystyny Bratkowskiej trzeba po pierwsze porozmawiać z autorem i zorientować się czy można „orać” i na ile głęboko.
– Muszę mieć od początku poczucie, że się dogadujemy. Nie można się zabierać za redakcję w kontrze do autora – przekonywała szefowa Niszy.
Jak bardzo może posunąć się redaktor?
Zdaniem Filipa Modrzejewskiego, redaktora prowadzącego z Wydawnictwa W.A.B., w przypadku redagowania prozy gatunkowej, kryminalnej redaktorowi wolno wszystko.

– Musimy zrealizować gatunek. Jeśli czegoś brakuje w dialogu, własną ręką dopiszę, jeśli jakiś opis jest zbędny, zamaszyście skreślę, bo wszystko musi pasować do konwencji – śmiał się. I dodawał, że o ile pozostałe redaktorki mówią o empatii, on woli mówić o „psychopatii”. – W wypadku literatury gatunkowej traktujemy utwór jako coś, co właśnie realizuje konwencję literacką. Nie zastanawiamy się, co autorowi w duszy gra. Na tym polega nasza praca, żeby to, co nie pasuje, zostało wyrugowane i nikomu nie współczujemy – przekonywał Modrzejewski.
– The sky is the limit – potwierdzała Julianna Jonek. – Mamy z autorem ten sam cel: żeby ukazała się dobra książka. Trzeba pamiętać, że to na okładce jest nazwisko autora, ale jest tam też logo naszego wydawnictwa i czuję się za to odpowiedzialna – mówiła.
Redaktor naczelna Dowodów na Istnienie woli prace z debiutantami.
– Jak Mariusz Szczygieł napisze tekst, to jest to tekst wcześniej „napisany” w głowie. Tam nie ma co przewalić, bo konstrukcja jest przemyślana w stu procentach. W przypadku debiutantów mam większe pole manewru, można coś dopisać, coś usunąć, z końcówki zrobić początek. Możemy razem coś stworzyć – mówiła Julianna Jonek.

Filip Modrzejewski ma dobre doświadczenia redaktorskie z debiutantami, ale lepiej pracuje mu się z doświadczonym autorami.
– Mają fach w ręku – tłumaczył. – Praca z choćby Zygmuntem Miłoszewskim jest bardzo profesjonalna – dodawał.
Podobne zdanie ma Krystyna Bratkowska.
– Im lepszy autor, im bardziej doświadczony, tym lepiej dla redaktora. Nie miałam nigdy najmniejszych problemów z najbardziej znanymi pisarzami. W czasach, gdy jeszcze pracowałam w „Wyborczej”, pamiętam, że w popłoch wprawiłam kolegów z pokoju, bo wykreśliłam cały akapit Czesławowi Miłoszowi. Zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu, że ten akapit jest zbędny. „O, ma pani racę”, powiedział. Natomiast w przypadku debiutantów bywa naprawdę trudno. Nawet ich rozumiem. Są przywiązani do każdego słowa, bo to ich pierwsze „dziecko”. Ale praca jest trudniejsza – tłumaczyła szefowa Niszy.

Redaktorzy nie odnoszą się jednak do konkretnych książek.
– Jesteśmy zobowiązani tajemnicą zawodu, nie możemy powiedzieć, gdzie były szwy – mówił Filip Modrzejewski.

Rola redaktora w procesie powstawania książki / panel
Krystyna Bratkowska (Nisza), Julinana Jonek (Dowody na Istnienie), Filip Modrzejewski (Wydawnictwo W.A.B.)
Prowadzenie Piotr Kieżun (Kultura Liberalna). Organizator: Warszawskie Księgarnie Kameralne