recenzja

Protest song | Jakub Żulczyk, Czarne słońce

Jakub Żulczyk w „Czarnym słońcu” gładko przechodzi od cytowania najgorszego internetowego hejtu, przez odsłanianie struktur dystopijnego państwa teokratyczno-faszyzującego aż po apokaliptyczne wizje. Ale w istocie rzeczy to protest song. Mocny, choć nieobliczalny i nieprzewidywalny – pisze Przemysław Poznański.

Odczytywanie „Czarnego słońca” jako doraźnej publicystyki pod płaszczykiem dystopii i owszem jest możliwe – ale tylko do pewnego momentu, do punktu, po przekroczeniu którego wszelkie tego rodzaju łatki przestają być aktualne. Nic dziwnego więc, że i narrator, sam siebie w pewnej chwili utożsamiający z Autorem, kpi z takiego odczytywania powieści. W końcu „Czarne słońce” dystopią jest tylko na jednej z wielu fabularnych warstw i tylko na jednym z wielu poziomów interpretacji tej książki.

Na pewno dystopia jest punktem wyjścia – oto Polska niedalekiej przyszłości, która demokratycznie (78 lub 87 proc. za – jak czytamy) popełniła referendalny Polend czy też Polexit. Na czele państwa stoi Ojciec Premier, ministrowie noszą koloratki, a wszystko, co obce, inne, mogące rozbić monolityczną strukturę owego teokratycznego tworu, jest niszczone. Hołubiony za to jest wszelki ksenofobiczny, antysemicki, islamofobiczny czy homofobiczny hejt. Żulczyk przytacza tu zresztą internetowe wpisy, które brzmią niepokojąco prawdziwe (są prawdziwe?) i aktualnie, ale odwraca ich społeczną recepcję. I co prawda funkcjonują wciąż w świecie „Czarnego słońca” pozory demokracji i wolności słowa, ale po pierwsze są dostępne tylko dla Polaków (nawet jeśli nie do końca „prawdziwych”), a po drugie są w istocie tłamszone – nie oficjalnie co prawda, ale poprzez zakulisowy aparat zastraszania. 

Elementem, trybikiem tego aparatu jest Gruz – tyleż silny, co bezrefleksyjny. Brutalny egzekutor, wypierający zarówno wszelką wrażliwość na krzywdę jak i prawdę o sobie. To on – teoretycznie, w jednej z warstw – opowiada nam tę historię. Chwali się stosowaną przemocą, przekonuje do swoich racji, tłumaczy tak dla niego racjonalną, oczywistą nienawiść wobec Obcych. Ale to jemu przyjdzie w pewnym momencie wypełnić misję, która będzie od niego wymagała przynajmniej częściowego przewartościowania dotychczasowego pojmowania świata. 

To jednak tylko jeden z możliwych sposobów odczytywania „Czarnego słońca”. Jakub Żulczyk napisał bowiem powieść o manipulacji, używając środków, które stają się manipulacją z narracyjnego punktu widzenia. Na gruncie opowieści sensu stricte widzimy oczywiście manipulację, jakiej poddane zostaje społeczeństwo, odpowiednio programowane do właściwych z punktu widzenia władzy zachowań, widzimy też tę manipulację, jakiej poddawany zostaje Gruz. Ale i tę, jakiej próbuje on poddać nas jako narrator powieści, opowiadając nam swoją, niekoniecznie prawdziwą, wersję wydarzeń.

I tu właśnie wkraczamy na inny poziom odbioru książki. Pisarz porzuca bowiem komfortową rolę autora schowanego za narracją i bohaterami, postanawiając mówić do nas wprost. Dzięki temu Gruz zyskuje narracyjnego adwersarza. I tak jedyna, propagandowa wersja opowieści zaczyna pękać. Od drobnych rys, po wielkie wyrwy, w których alternatywny głos słychać przez wiele akapitów.

Więc choć bohater wydaje się być owym pierwszoosobowym narratorem, to w istocie ważniejszym okazuje się  Autor (ale niekoniecznie – mimo częściowo fizycznych podobieństw – autor Jakub Żulczyk, tylko Autor jako istota wyłaniająca się zza kulis przedstawionego świata, siła sprawcza, twórca, demiurg, stwórca). Wchodzi on z Gruzem w dialog, najczęściej poddając go krytyce, wręcz hejtując, ale i próbując zmieniać.

To istotnie dopełnia odbiór książki, która niezależnie od poziomu jej odczytywania, jest protest songiem skierowanym przeciw bezkrytycznemu przyjmowaniu tego, co widzimy i słyszymy, przeciw biernemu poddawaniu się wszelkiej ideologii, budowanej na nienawiści. Jest też zachętą do stawiania oporu przeciw wszelkim objawom hejtu, oporu, który zacząć się musi od poddawania krytycznemu oglądowi obrazu zdarzeń.

Istotne, że Żulczyk używa do stworzenia tego przekazu niestandardowych narzędzi. W tym spektakularnych, popowych, przegiętych, campowych, zahaczających o zgrywę. Używa groteski i to w wielu jej odcieniach – od śmiechu, przez przerysowanie, po fantastykę i grozę. A jednocześnie wprowadza nastrój wręcz mistyczny, religijny, w końcu eschatologiczny. Opisując państwo teokratyczne Żulczyk musiał bowiem zagrać kartą chrześcijańskiej tradycji, poddać w wątpliwość jej – przeinaczone wszak przez wieki, zmanipulowane – fundamenty, jednocześnie tworząc zręby nowej „wiary”, niekoniecznie opartej na nadstawianiu drugiego policzka.

Nie ma znaczenia czy potraktujemy „Czarne słońce” jako dystopię, groteskę lub moralitet. Ważne, żeby przejąć się tym, co wyziera z każdego niemal zdania – autentycznym „wkurwem”, niezgodą, protestem i oporem wobec nienawiści we wszelkiej postaci. Zanim może być za późno.

Jakub Żulczyk, Czarne słońce
Świat Książki 2019

Jakub Żulczyk in „Czarne słońce” (The Black Sun) smoothly moves from quoting the worst internet hate, to revealing the structures of a dystopian theocratic-fascist state and to apocalyptic visions. But in fact it’s a protest song. Strong, though unpredictable and unpredictable – writes Przemysław Poznański.

W tle cover photo wykorzystano fragment wystawy ” Zbiorowy: Halucy_nacja” w galerii Propaganda

%d bloggers like this: