„Dobre Miasto” to przede wszystkim opowieść o próbie zmierzenia się z trudną przeszłością i błędnymi wyborami, w której wątek kryminalny, dotyczący śledztwa w sprawie uprowadzenia żony lokalnego biznesmena, staje się impulsem do rozgrzebywania przez bohaterkę nie do końca zabliźnionych ran. Swoich i miasta.
Można o najnowszej powieści Mariusza Zielke napisać, że jest to kryminał umieszczony w małej zamkniętej społeczności, z lokalnymi układami i układzikami, gangsterami i pomniejszymi łotrami, z atmosferą nieufności wobec obcych, ze swoistym dla tej zamkniętej grupy poczuciem sprawiedliwości. I że z tym wszystkim mierzyć musi się bohaterka powieści. Można, bo to wszystko prawda. Ale nie cała. Bo mocno zawężające jest stwierdzenie, że dostajemy do ręki kryminał. Być może wyświadczę autorowi niedźwiedzią przysługę, ale muszę to napisać: „Dobre Miasto” kryminałem w zasadzie nie jest. I to nawet rozpatrując książkę w kontekście współczesnej prozy kryminalnej, która ma ambicję osadzania intrygi na doskonale zdokumentowanym socjologicznym i obyczajowym tle. „Dobre Miasto” to bowiem przede wszystkim opowieść o próbie zmierzenia się bohaterów z trudną przeszłością. Wątek kryminalny, dotyczący śledztwa w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Agnieszki, żony lokalnego biznesmena, staje się impulsem do rozgrzebywania przez bohaterkę, Małgorzatę, nie do końca zabliźnionych ran – przede wszystkim swoich własnych, choć nie tylko.
Punkt wyjścia powieści przypomina nieco ten z „Ostrych przedmiotów” Gillian Flynn* – młoda, ale już doceniona dziennikarka z Warszawy wyrusza do rodzinnego miasteczka na prowincji, by napisać reportaż o procesie trójki mężczyzn oskarżonych o uprowadzenie i zamordowanie kobiety. Małgorzata doskonale wie, w co się pakuje: będzie musiała stanąć twarzą w twarz z ludźmi, którzy doskonale ją pamiętają, a przede wszystkim pamiętają jej rodzinę i znają jej przeszłość. Tę przeszłość, od której przecież uciekła do stolicy. Jak ją potraktują? Czy będą szeptać złośliwości za jej plecami? Czy będą pokazywać ją palcami i wyśmiewać? A może na każdym kroku okazywać jej będą – nie do końca zapewne szczere – współczucie?
Przeszłość, rozgrzebana i wywleczona na wierzch, boli. Małgorzata szybko przekona się, że nie tylko ją. Rozgrzebywania, dociekania, sprawdzania faktów z przeszłości nie chce nikt w jej mieście. Cała miejscowość – z mężem zamordowanej na czele, największym lokalnym pracodawcą – żyje bowiem w swoistym nieprzenikalnym kokonie, w którym zamknęło sprawę morderstwa i czeka już tylko na jedynie słuszny wyrok sądu. Wydobycie jakichkolwiek informacji graniczy z cudem, a to, co udaje się uzyskać wcale nie musi ostatecznie okazać się prawdą.
Tymczasem z każdym kolejnym świadkiem zdarzeń i każdym kolejnym odkrytym śladem bohaterka zyskuje coraz większą pewność, że w historii, którą ma opisać, nic nie jest do końca takie, jak wynika z aktu oskarżenia. Miasto ma wiele grzechów, których nie chce ukazać w świetle dnia. Choć przecież nie tyle miasto, co jego mieszkańcy. Parafrazując Marszałka: Dobre Miasto (bo taką nazwę autor nadaje miejscowości), tylko ludzie źli.
Koszmar wyłania się z mgły | Jørn Lier Horst, Nocny człowiek
Mariusz Zielke postawił na narracyjną karuzelę – przeplata pierwszoosobową opowieść dziennikarski z trzecioosobowym opisem (zapisem) dojrzewania do decyzji o porwaniu. Losy dwóch oskarżonych – Mirka i Rafała są swoistą społeczną analizą życia młodych mężczyzn w dusznym miasteczku, którzy decydują się na krok w niewłaściwą stronę czy to z powodu otoczenia, w którym się wychowują (dostajemy wstrząsający opis biednej i patologicznej dzielnicy baraków – to jeden z tych elementów przeszłości, o których nikt nie lubi pamiętać), czy zwykłych zbiegów okoliczności (wszak jeden z chłopaków ma szansę iść na studia ale nie wszystko idzie po jego myśli z dość błahego powodu)). Ale usłyszymy tu też głos samej uprowadzonej Agnieszki. Poznamy jej historię i jej przeszłość. Wszystkie te punkty widzenia układają się Zielkemu w opowieść, która co chwilę każe nam wątpić w to, co – jak się na zdawało – już wiemy. Historię, która do ostatniej strony trzyma nas w niepewności czy aby na pewno znamy prawdę. I znów: konstrukcja rodem z kryminału, konsekwentna i logiczna, okazuje się w końcu w dużym stopniu kośćcem dla historii Małgorzaty i tej najważniejszej prawdy, jaką musi odkryć – o sobie samej. A przede wszystkim się z nią pogodzić.
Mariusz Zielke, Dobre Miasto
Czarna Owca 2018
* I podobnie jak z tej powieści postał świetny serial, tak i „Dobre miasto” powinno zwrócić uwagę producentów telewizyjnych. Trzymam kciuki.