Anna Fryczkowska prowadzi bohaterów „Równonocy” – a nas przy okazji – przez kolejne fazy swoistej „nieżałoby”. Tego stanu, gdy po zaginięciu bliskiej osoby wciąż trzymamy się nadziei na jej odnalezienie. Nawet jeśli jednocześnie wiemy, że tak naprawdę żadnej nadziei już nie ma.

Jest w książce scena wielka – swoistego pogrzebu, a jednak „niepogrzebu”, symbolicznego żegnania się z bliskimi, choć bez ceremonii, a przede wszystkim bez zwłok. Bo ich tu być nie może. „Równonoc” to bowiem opowieść oparta na prawdziwej historii zaginięć czterech nastoletnich chłopców w marcu 1998 i 1999 roku. Zaginięć dotąd niewyjaśnionych, a co za tym idzie niezakończonych ani odnalezieniem żywych osób, ani ich ciał. Śmierć dziecka jest tragedią, bo niszczy misterną konstrukcję świata rodziców, ale zaginięcie dziecka to tragedia w pewnym sensie większa, bo nie pozwala zamknąć żadnego rozdziału, każe rozdrapywać rany ciągłymi pytaniami, domysłami i gasnącą, ale jednak żywą nadzieją. To stan rozpaczy po stracie, ale i swoistej „nieżałoby” po „niestracie”, skoro dziecko nie zostało uznane za zmarłe, skoro – przynajmniej w teorii – w każdej chwili może wrócić. Autorka unaoczni nam to, sięgając po drobne elementy rzeczywistości, które nagle urastają do rangi kluczowej, jak choćby rozmyślania jednej z matek, matki Szymona, jak ona ma teraz rozliczyć podatki – ma już tylko jedno dziecko czy wciąż dwoje?
Jak to w serii Na F/Aktach wydawnictwa Od Deski Do Deski bywa, prawda staje się tu tylko punktem wyjścia dla pisarza, który tworzy swoją własną, w dużym stopniu fikcyjną opowieść. W „Równonocy” przeplatają się historie chłopców opowiadane przez ich rodziców narratorce, być może reporterce opisującej sprawy. To prawdziwie intymne zwierzenia, odsłaniające całe pokłady żalu czy poczucia niesprawiedliwości, ale i tej nieustającego rozdarcia między nadzieją a próbą pogodzenia się z sytuacją.
Psycholodzy wskazują fazy czy też etapy przechodzenia przez żałobę. Fryczkowska pokazuje, że i w przypadku nieżałoby takie fazy istnieją. Prowadzi swoich bohaterów – a nas przy okazji – od panicznych prób zapanowania nad zdarzeniem czy to z pomocą policji, czy jasnowidzów, przez udawanie, że do niczego nie doszło, że to tylko chwila, że ulubione krzesło/łóżko/pokój czeka, po moment najtrudniejszy, który każdy z rodziców przeżywa po swojemu – ktoś zacznie godzić się z myślą, że dziecka nie ma (Bóg tak chciał – przekonuje w końcu jedno z rodziców, ojciec Darka), ktoś inny zawsze, uparcie, podsycać będzie nadzieję na jego powrót. Fryczkowska nie sugeruje nam, która postawa jest lepsza, nie ocenia, ale jednocześnie tak konstruuje powieść, byśmy przez całą lekturę mieli prawo oczekiwać cudu, byśmy trzymali się wraz z rodzicami zaginionych dzieci tej nadziei, jaką wielu osobom dało swego czasu odnalezienie się Nataschy Kampusch.
Owa nadzieja – obok stanu zawieszenia, który nazywam tu „nieżałobą” – spaja wszystkie historie. Także tę jedną, która emocjonalnie odstaje od pozostałych. Bo i tu jest to nadzieja – wbrew oczywistym faktom – na to, że prawda okaże się inna, niż podpowiada logika.
Ale intymne emocje opowiadających to jedno. Anna Fryczkowska pokazuje też w swojej powieści wpływ zaginięcia na funkcjonowanie rodziny i emocje tych, którzy nadal muszą żyć w swojej lokalnej społeczności. Bo rodzice zaginionych dzieci stają się „trędowaci”, ich nachalność w dochodzeniu prawdy zniesmacza, ich spojrzenia czy powitania podczas mijania na ulicy są często zbywane niczym. W samych małżeństwach zaczyna się wzajemne oskarżanie, w jednym z nich – opartym na toksycznym związku kobiety z wiecznie nieobecnym mężem – prowadzi to do swoistego katharsis, które stanie się dla matki chłopca jedynym źródłem pocieszenia.
„Równonoc” nie jest, bo być nie miała, fabularyzacją policyjnych akt. Nie znajdziemy tu choćby prawdziwych nazw geograficznych, jest Rzeka, Miasteczko czy Letnisko. Bo nawet jeśli Anna Fryczkowska cały czas zderza opisywane emocje z takimi faktami jak suche statystyki policji i rzeczowe ogłoszenia organizacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych, to robi to w moim pojęciu po to, by pokazując skalę problemu dać nam – przy całej jej intymności – możliwie najbardziej uniwersalną opowieść o bólu.
Anna Fryczkowska, Równonoc
Od Deski Do Deski 2018