Postawiłem na bohatera zwykłego jak każdy z nas. Ale przy tym dociekliwego i niebojącego się stawiać pytań. Założyłem bowiem – mam nadzieję, że słusznie – że ta zwyczajność bohatera okaże się czymś nadzwyczajnym w morzu kryminałów, jakie znamy: z ponadprzeciętnie zdolnymi czy skomplikowanymi personami – mówi Piotr Bojarski*, autor kryminału „Pokuszenie”.

Przemysław Poznański: Nauczyciel historii wyjeżdża na wakacje i przypadkiem wplątuje się w niebezpieczną przygodę, w której stawką okazuje się zabytkowy artefakt – brzmi jak opis jednej z przygód Pana Samochodzika Zbigniewa Nienackiego. Ale właśnie taki jest punkt wyjścia twojego „Pokuszenia”, najnowszej powieści z cyklu o Bogdanie Popiołku. Dlaczego po dość mrocznym „Biegaczu” poruszającym problemu niedawnej, komunistycznej przeszłości zdecydowałeś się na powieść bardziej przygodową, nawet jeśli trup ściele się w niej równie gęsto?
Piotr Bojarski*: Lubię zmiany w tematach i stylu tego, co piszę. Mam wrażenie, że mnie to nie tylko relaksuje, ale odświeża mi też głowę. Dlatego często po powieści mrocznej, czy ponurej, z radością zabieram się za coś pozornie lżejszego. Wyznaję zasadę, że „płodozmian” dobrze robi temu, co piszę – jako autor staram się być możliwie różnorodny. A skąd powieść przygodowa? Bo od dawna marzyłem, by w jakiejś fabule zmieścić także moje rodzinne miasto, Wschowę. Tym bardziej, że ono świetnie nadaje się do takich powieści. Ma wszystko, co potrzebne: zabytki, ciekawe miejsca – a więc gotowe, stosowne theatrum, ale także niezwykłą jak na polskie warunki historię. Pewnie dlatego, że było to przez wiele wieków miasto burzliwego pogranicza. A Pan Samochodzik czy odwołania do niego? Gdy konstruowałem intrygę, sam się nasunął „pod pióro”. Pewnie dlatego, że Popiołek – mój i twój rówieśnik – czytał książki Nienackiego.
Właśnie miałem takie wrażenie: że piszesz dla nas, fanów „Pana Samochodzika i Templariuszy”, którzy dziś mają co najmniej czterdzieści lat. W końcu twoją powieść różni od „przygodówek” Nienackiego choćby to, że jest to jednak książka dla czytelników dorosłych: informatorką bohatera jest choćby miejscowa prostytutka.
– Hm… Pewnie tego sobie do końca nie uświadamiałem, ale jakoś tak wyszło. Być może dlatego najlepiej „Pokuszenie” odbierają czytelnicy w wieku Popiołka – po czterdziestce. Ale nawet tym młodszym podoba się zwykle jej historyczna intryga i to mnie cieszy najbardziej.
Porozmawiamy jeszcze o bohaterze serii czyli Bogdanie Popiołku, ale zacznę od innego bohatera „Pokuszenia” – Wschowy. To – jak wspomniałeś – twoje rodzinne miasto. Po lekturze książki mam wrażenie, że była jedną z miejscowości najważniejszych dla naszej historii i trudno mi sobie wyobrazić umieszczenie akcji w innym miejscu. Ale mimo to spytam, co było pierwsze: miejsce czy intryga?
– Miejsce. Już pisząc dla wydawnictwa skrypt serii z Popiołkiem założyłem, że druga jej część rozegra się właśnie we Wschowie. Wprawdzie nie przesadzałbym z tym nadzwyczajnym statusem miasta w historii Polski – choć zdarzył się taki okres za panowania Wettynów, kiedy Wschowa bywała centrum życia politycznego kraju, bo wygodni królowie zamiast podróżować z Drezna do Warszawy woleli załatwiać sprawy wagi państwowej w leżącej w pół drogi Wschowie – ale na pewno miała wartką, ciekawą historię, pisaną pospołu przez katolików, protestantów i Żydów, Polaków i Niemców. Miasto wyrywali sobie w średniowieczu książęta śląscy i wielkopolscy, potem przywrócił je Koronie Kazimierz Wielki, wreszcie Wschowa była raz niemiecka, a raz polska. Świetny „podkład” pod sensacyjną intrygę.
Przyznam, że z zazdrością myślałem o tym, że dane ci było dorastać w takim miejscu. Aż dziw, że Nienacki nigdy nie posłał do Wschowy swojego bohatera. Kiedy odkryłeś niezwykłą historię tego miasta? Już jako dziecko czy dopiero jako student historii?
– Już jako uczeń byłem świadomy, że mieszkam w mieście gęstym od historii. Że tutaj każda uliczka, czy zaułek to rozdział ciągle nienapisanej księgi. Pół żartem, pół serio mógłbym powiedzieć, że takim Panem Samochodzikiem w moim wydaniu była pierwsza próba kryminału, napisana bodaj w ósmej klasie podstawówki, a zatytułowana „Tajemnica woźnego”. Bracia – jedyni zresztą czytelnicy tego „dziełka” – podśmiechują się do dzisiaj, że tytuł, jaki dałem książce, był wyjątkowo niefortunny: zdradzał, kto będzie czarnym bohaterem (śmiech). Tyle że w „Tajemnicy woźnego” wcale nie chodziło o to, kto kradnie uczniom pieniądze, tylko dlaczego. A woźny kradł, bo potrzebował forsy na sprzęt, by kopać wokół Wschowy w poszukiwaniu zabytków po walkach o miasto z 1343 roku, kiedy to Kazimierz Wielki odbił Wschowę książętom głogowskim.

Czy przygotowując się do pisania „Pokuszenia” odwołałeś się do wiedzy o Wschowie, która miałeś, czy raczej szukałeś od początku ciekawej zagadki osadzonej w historii miasta?
– Szukałem dobrej historii. Dosłownie szukałem jej w książkach. A przy okazji przeżyłem własną, cichą lekcję pokory. Zorientowałem się bowiem, jak powierzchowna, naskórkowa i często mylna była moja dotychczasowa wiedza o przeszłości miasta. Kluczowa dla fabuły okazała się wizyta z rodziną w Muzeum Ziemi Wschowskiej przed dwoma laty. Instynktownie wyczuwałem, że powieść powinna kręcić się wokół czasów baroku – z racji bogatych związków miasta z Sasami – i wtedy stanąłem przed pewnym epitafium, odzyskanym przez miasto po latach wojennej zawieruchy. Gdy spojrzałem na oficera na obrazie, wszystko stało się jasne – już miałem główny motyw. Potem trzeba było już przestudiować dwie książki o bitwie pod Wschową z 1706 roku, a także odbyć przemiłe rozmowy z pracownikami wschowskiego muzeum: dyrektor Martą Małkus i kustoszem Dariuszem Czwojdrakiem. I zapoznać się z najnowszą literaturą o Wschowie.
Dostałeś już propozycje honorowego obywatelstwa? Moim pierwszym odruchem podczas czytania była chęć odwiedzenia Wschowy. Napisałeś wciągający kryminał, który okazuje się równie wciągającym przewodnikiem.
– Twoje słowa to miód na moje serce. Bo – z całym szacunkiem dla Popiołka i jego perypetii – bardzo zależało mi na tym, żeby Wschowę nieco wypromować. Żeby nie była tylko punktem do przejechania w kilka minut w drodze z Poznania do Karpacza czy Szklarskiej Poręby. Żeby uświadomić, że warto się w niej zatrzymać na dłużej. Honorowe obywatelstwo? Wiem, że kilka osób nosi się z zamiarem zorganizowania szlaku turystycznego, inspirowanego „Pokuszeniem”. Chętnie im w tym pomogę.
Wróćmy do Popiołka. Postawiłeś na ciekawego bohatera głównego. To historyk z likwidowanego gimnazjum, który wydaje się dość nieoczywistą postacią dla polskiego kryminału. W naszej rozmowie po premierze „Biegacza” mówiłeś, że w zalewie policjantów i detektywów brakowało ci amatora, dysponującego głównie zacięciem i dobrymi chęciami. I jesteś konsekwentny – Popiołek znowu wplątuje się w intrygę przypadkiem. To pomysł na tego bohatera?
– Niezbyt skomplikowany, prawda? Nie wstydzę się tego przyznać: Popiołek to kryminalny naturszczyk, człowiek pełen wahań, kompleksów i niedoskonałości. Ale przy tym dociekliwy i niebojący się stawiać pytań. Jego chęć dotarcia do prawdy ma napędzać każdy tom. Konstruując tę serię, świadomie zaryzykowałem: postawiłem na bohatera zwykłego jak każdy z nas. Założyłem bowiem – mam nadzieję, że słusznie – że ta zwyczajność bohatera okaże się czymś nadzwyczajnym w morzu kryminałów, jakie znamy: z ponadprzeciętnie zdolnymi czy skomplikowanymi personami. Jeden z recenzentów „Pokuszenia” napisał niedawno, że Popiołek jako bohater jest „przaśny”, ale zaraz dodał, że paradoksalnie to atut moich książek, coś, co je wyróżnia. Wygląda na to, że zwyczajność bohatera może się okazać jego siłą.
Jest w serii i drugi bohater, Marek Cichoń, nauczyciel informatyki z tego samego gimnazjum. To swoiste wcielenie Watsona, pomocnika Sherlocka Holmesa. Czy tak o nim myślałeś podczas wymyślania tej postaci? Popiołek sam by sobie nie poradził?
– Uznałem, że skoro Popiołek nie jest zawodowym śledczym, lecz amatorem, w miarę fachowa pomoc od kolegi jeszcze go uwiarygodni. I wtedy wymyśliłem Cichonia, który na zimno kalkuluje i podsuwa Popiołkowi tropy. A czasem daje mu kuksańca, żeby wziął się do roboty. Ten duet działa.

Czy w kolejnych częściach również go spotkamy?
– Marek Cichoń na pewno pojawi się w części trzeciej, która – co za odmiana! – znowu będzie mroczna (śmiech). Ważną rolę odegra polityka i wybory. A także osobiste nieszczęście, jakie spotka naszego bohatera. Wokół niego zbudowana będzie kryminalna zagadka, w którą Popiołek – jak to on – da się wciągnąć, a nawet będzie musiał to zrobić. Więcej na razie nie zdradzę. A co dalej? Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem – z tej prostej przyczyny, że seria była wymyślona na trzy odcinki.
Na jakim etapie jest ta kolejna powieść z serii? Pracujesz nad nią, czy planujesz coś innego?
– Plan jest z grubsza naszkicowany i pewnie znajdzie swój finał w przyszłym roku. Na razie jednak nie siadam do tej książki, bo finalizuję dwa inne projekty. Jeszcze tej jesieni nakładem Czwartej Strony ukaże się moja powieść pod tytułem „Cwaniaki”. To fabuła historyczna z wątkami sensacyjnymi, jej akcja rozgrywa się w 1918 roku w gronie trzech bohaterów, którzy różnymi drogami „urywają się” niemieckiemu zaborcy, by walczyć o wolną Polskę. Oczywiście, Niemcy nie mogą im tego darować… Historia oparta jest na losach dwóch prawdziwych postaci – i jednej wymyślonej. Ten trzeci bohater będzie zapewne fajną niespodzianką dla fanów moich wcześniejszych książek. Ale nie ciągnij mnie za język, więcej nie powiem (śmiech). No, może tylko dodam, że fragment tej książki można zobaczyć na stronie piotrbojarski.pl. A wiosną ma ukazać się szósty tom serii z przedwojennym komisarzem policji Zbigniewem Kaczmarkiem. Sięgnąłem po niego ponownie w ramach tak ulubionej przeze mnie zmiany. Mam nadzieję, że obie te powieści będą miłym zaskoczeniem dla moich czytelników.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Piotr Bojarski – dziennikarz „Gazety Wyborczej”, pisarz. Autor serii książek sensacyjnych osadzonych w międzywojennym Poznaniu: „Kryptonim Posen”, „Mecz”, „Rache znaczy zemsta”, „Pętla” oraz „Arcymistrz”, a także powieści „Ściema”, nominowanej do nagrody Angelusa. Autor reportażowej książki „1956.Przebudzeni” i powieści „Juni”. Wydał też zbiór reportaży „Cztery twarze Prusaka” (nagroda Biblioteki Raczyńskich w 2011 r.) oraz „Poznaniacy przeciwko swastyce”. W wydawnictwie Czwarta Strona wydał powieści kryminalne „Biegacz” i „Pokuszenie”.