Samo pisane książki to jest przyjemność, ale jeśli postanawiasz wydać ją samodzielnie, czeka cię ciężka praca marketingowa – mówiła podczas Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda brytyjska pisarka Rachel Abbott, która sprzedała już na Amazonie ponad trzy miliony egzemplarzy swoich powieści.
Rachel Abbott promienieje optymizmem. Choć scena w poznańskiej Auli Artis, gdzie odbywało się spotkanie, przypomina teatr, pisarka szybko nawiązała kontakt z widownią, skracając dystans, czyniąc spotkanie maksymalnie kameralnym. A przecież jest gwiazdą – po premierze „Obcego dziecka” wspięła się na pierwsze miejsce w rankingach czytelniczych. Przez „Guardiana” została okrzyknięta sensacją rynku e-wydawniczego, „Observer” nazwał ją jednym z najgorętszych nazwisk branży.

– Początkowo bardzo wiele osób wyrażało wątpliwość czy publikowanie we własnym zakresie jest równe publikacji przez wydawnictwa – przyznawała Abbott. – Prawdopodobnie przyczyną było to, że większość autorów w owym czasie nie przeszła we właściwy sposób całego procesu edycji, nie podała swoich książek wszystkim rygorom redakcji i korekty, jakim powinna być poddana. I tak pojawiła się cała masa publikacji chybionych i niedorobionych – tłumaczyła autorka „Podejdź bliżej”. Jej zdaniem to się zmienia, a efektem jest coraz częstsze traktowanie pisarzy-selfpublisherów na równi z tymi, wydawanymi przez profesjonalne wydawnictwa. – Już nie mówi się, ze zaniżamy standardy, docenia się, że reprezentujemy taką samą jakość – przekonywała.
Wydając pierwszą książkę nie miała żadnych oczekiwań. Jak twierdzi, napisała ją po to, żeby spełnić swoje marzenie. A potem sprzedała ponad trzy miliony egzemplarzy książek. Choć sukces nie przyszedł łatwo.

– Pamiętam Boże Narodzenie 2011 roku, kiedy sprzedałam sześć egzemplarzy jednego dnia. Było to fantastyczne uczucie – przekonywała.
Ale chyba jednak czuła pewien niedosyt. Doszła do wniosku, że powinna sporządzić plan marketingowy. Tak się stało i oto sześć tygodni później sprzedawała już w ciągu jednego dnia… 3,5 tys. egzemplarzy.
Jej zdaniem klucz do sukcesu jest jeden: starać się zapewnić czytelnikowi dobrą lekturę. Taką, która sprawia przyjemność podczas czytania. Ale ma też dla potencjalnych selfpublisherów inne rady.

– Podstawową kwestią jest takie rozpowszechnienie informacji o książce, żeby ludzie zdali sobie sprawę z tego, że ona w ogóle istnieje. Tu pomocne są media społecznościowe, choć kiedy zaczynałam, na Twitterze śledziło mnie jakieś dziewięć osób, na Facebooku jeszcze mniej – śmiała się Abbott. Rozpoznawalność podnosiła dzięki współpracy z blogerami, gdzie w zamian za artykuł mogła pokazać okładkę książki. – Podobno, aby zapamiętać okładkę, powinno się ją zobaczyć siedem razy. Każda okazja jest po temu dobra – tłumaczyła. I dodawała, że o ile samo pisane jest przyjemnością, o tyle działania marketingowe, które trzeba podjąć przy promocji książki, to już ciężka praca zawodowa.
– Jeśli rzeczywiście chcesz się wydać sam, musisz wiedzieć, że trzeba się oddać w całości kwestii promocji. Czternaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu przez trzy miesiące – tak wyglądała to u mnie, kiedy wydawałam pierwszą powieść – opowiadała pisarka.
Nie ukrywała, że do wydania własnej powieści potrzebne jest wsparcie przyjaciół. W jej przypadku decydująca była pewna kolacja we Włoszech. Wcześniej rozdała rodzinie i znajomym komputerowe wydruki książki. – Nie dość, że przeczytali, a nie byli zapalonymi czytelnikami książek, to jeszcze podczas kolacji żywo dyskutowali i wymieniali się uwagami. To był ten moment, który mnie przekonał – zapewniała Rachel Abbott.

W przypadku jej twórczości na początku pojawia się zawsze ogólna idea, o czym tak naprawdę książka ma być. Czasem przyjmuje to postać jednej linijki tekstu. Potem autorka zaczyna budować wiodące postaci, czemu poświęca bardzo wiele uwagi i pracy. Tak postał choćby Tom Douglas, główny bohater jej powieściowego cyklu.
– Kiedy napisałam pierwszą moją powieść, przez myśl mi nawet nie przeszło, że będę dalej wykorzystywała tę postać policjanta. Potrzebowałam go w tej konkretnej powieści, ponieważ w pierwszym rozdziale ktoś ginie – śmiała się. Z czasem jednak po prostu polubiła Toma. Może dlatego, że postawiła go w pierwszej książce przed dość poważnym dylematem, zmuszając do dokonania wyboru między wymogami prawa a tym, co uważa za moralnie właściwe. To okazało się dobrym pomysłem i od tej pory postać jest budowana na takiej samej zasadzie: Tom Douglas często jest zmuszony podejmować decyzje, które nie zawsze zgadzają się w stu procentach z tym, czego można by oczekiwać od policjanta.
Bohaterami jej powieści bywają też dzieci. W książce „Obce dziecko” jedną z głównych postaci jest trzynastolatka. – Bardzo interesowało mnie, jak opowieść może wyglądać z jej punktu widzenia – tłumaczyła pisarka. Przyznawała, że takie pisanie jest trudne, choć stanowi też źródło ogromnej satysfakcji. Przy czym zawsze stara się, żeby jej stosunek do dziecięcych bohaterów był przepełniony sympatią.

– Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że tak nikt by się zachował jak bohater mojej książki. Ale co to znaczy „nikt”? Kiedy zaczynam budowanie postaci, nie jestem do końca pewna, w którą stronę się rozwinie. Nie wiem jakie będą z czasem jej reakcje. Czasem zdarza się więc, że postać zachowuje się w sposób, który wydaje się ludziom dziwny – tłumaczyła.
Każdy kryminał trzeba wymyślić | Z Aleksandrą Marininą rozmawia Przemysław Poznański
Zaskakują nie tylko bohaterowie. Kiedy Rachel Abbott pisze powieść, wie mniej więcej, kto co zrobił. I ma ogólną wizję zakończenia. Ale często okazuje się, że to prawdziwe zakończenie jest nieprzewidywalne. – Nagle dochodzi do głosu krytyczne podejście, zaczynam zmieniać pierwotny zamysł – przyznawała pisarka.
Co nie zmienia faktu, że pisarka często kończy książki tak, by to czytelnik mógł sam dopowiedzieć sobie ciąg dalszy.
Spotkanie odbyło się 22 września 2018 r. w ramach Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda, który Zupełnie Inna Opowieść objęła patronem medialnym. Prowadziła Justyna Zimna, tłumaczył Waldemar Łyś.