recenzja

To nie jest kolejna książka kucharska | Ewa Wołkanowska-Kołodziej, Genowefa Wołkanowska, Wilno. Rodzinna historia smaków

„Wilno. Rodzinna historia smaków” to nie jest książka z przepisami. To niezwykle ciepła opowieść o wileńszczyźnie, smakach Litwy, a przede wszystkim o rodzinie.

Przyznam się, że o odwiedzeniu Wilna myślałam od dobrych kilku lat. Kiedy w jednej z warszawskich księgarń zobaczyłam książkę Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej, świetnej reportażystki, po prostu musiałam ją kupić. Rzadko zdarza mi się czytać jedną książkę tygodniami, ale tym razem chciałam dozować ją sobie małymi porcjami. Smakowałam „Wilno. Rodzinną historię smaków”, wracałam do moim ulubionych fragmentów, wyszukiwałam opisane miejsce na mapie Wilna, a nawet śmiałam się tak głośno, że musiałam się dzielić przeczytanymi anegdotami z rodziną.

W końcu kilka tygodni po przeczytaniu „Wilna. Rodzinnej historii smaków”poleciałam na Litwę. Miałam ze sobą tylko bagaż podręczny, ale nie wahałam się długo nad zabraniem książki ze sobą. Nie powstrzymało mnie nawet to, że ta pięknie wydana książka z twardą okładką do najlżejszych nie należy. Po powrocie do domu wypakowałam z walizki m.in. džiugas, czarny chleb, zefiry. Później odłożyłam „Wilno. Rodziną historię smaków” na półkę z poczuciem, że zwlekanie z wyjazdem na Litwę było dobrą decyzją. I to wcale nie dlatego, że dzięki tej książce doskonale wiedziałam co powinnam skosztować czy czego szukać w sklepie. Dzięki niej nie pojechałam do stolicy Litwy wypatrywać polskich śladów (choć oczywiście je przy okazji znalazłam), byłam zbyt zajęta chłonięciem tego miasta, wypatrywaniem anioła wyklutego z jaja, czytaniem konstytucji Zarzecza, podpatrywaniu się co sprzedają starsze panie na targowisku, albo sprawdzaniu czy w domach w Trokach nie ma za dużo okien (tam też musiałam pojechać, po tym jak przeczytałam w książce o kibinach).

Przeczytaj także: 

To nie jest książka tylko dla wegan | Marta Dymek, Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata

Ewa Wołkanowska-Kołodziej we wstępie, a właściwie w „Początku. O tym, jak powstała ta książka i dlaczego przepisy kulinarne są cenniejsze niż alkohol” tak pisze o „Wilno. Rodzinna historia smaków”: „Jest to więc książka o kuchni pewnej polskiej rodziny mieszkającej od bardzo, bardzo dawna na Litwie (…) Jest to też książka o całej Wileńszczyźnie. O tym, że jest polska i litewska jednocześnie. Trochę rosyjska, nieco białoruska, czasem tatarska, miejscami karaimska. Piękna, śmieszna, słodko-gorzka. A najłatwiej o niej opowiadać z pełnymi ustami, bo zza stołu najwyraźniej widać mentalność mieszkańców. Spokojnie się też dyskutuje o historii Wilna i Litwy. Można oczywiście przyjechać tu na wycieczkę, pójść na spacer, wiele zobaczyć, ale niczego nie poczuć. Innymi słowy, żeby zrozumieć Wileńczyznę, trzeba przeżuwać, dlatego reportaż o niej musi być jednocześnie książką kucharską”.

Przeczytaj także: 

Smaki Jeruszalajim, smaki Al-Kuds | Yotam Ottolenghi, Sami Tamimi, Jerozolima

Dlatego autorka publikuje przepisy swojej mamy, znanej na Wileńszczyźnie kucharki Genowefy Wołkanowskiej, która – mając serdecznie dość licznych pytań o swoje przepisy – postanowiła w końcu je spisać zarówno dla licznych fanów, jak i dla potomnych. Choć najpierw, jak zdradza, „musiała jednak dokonać rzeczy niemożliwej, czyli zrobić to, co robi każdy normalny człowiek, kiedy bierze się za gotowanie: określić ilość drożdży, masła i śmietany. Przepytała także o dokładne proporcje babcię. Razem odmierzały i ważyły, być może pierwszy raz w życiu”.  W książce można znaleźć przepisy na tradycyjne potrawy litewskie. Nie brakuje przepisów na cepeliny w trzech wersjach, chłodnik, kibiny, bliny czy kołduny.  W książce znalazły się też przepisy na potrawy, na które zazwyczaj nie ma miejsca w książkach. Są więc ogórki z miodem, chleb z cukrem i wodą, lizaki z łyżki, czyli przysmaki z dzieciństwa wspominane przez mieszkańcy Litwy z sentymentem.

Przeczytaj także: 

Być jak Filipińczyk | Tomasz Owsiany, Pod ciemną skórą Filipin

Ale „Wilno. Rodzinna historia smaków” to nie jest tylko książka kucharska. To wciągająca opowieść o Litwie i Wileńszczyźnie, przede wszystkim tych współczesnych, choć w książce nie brakuje odniesień do historii. Wszystko jest dodatkowo przyprawione humorem, a autorka chętnie dzieli się historiami rodzinnymi i dorzuca anegdoty. I tak na przykład z książki można się dowiedzieć, że gdyby Amerykanie zrzucili na Litwę stonkę ziemniaczaną, naród wymarłby. Bo Litwin się nie rodzi – on wykluwa się z cepelina. W każdym wileńskim domu można znaleźć maszynę wielkości kuchenki mikrofalowej o kształcie czołgu. Urządzenie to służy do ścierania ziemniaków właśnie na cepeliny. Ale za wielką popularnością cepelinów, jak twierdzą etnografowie, stoi układ. Oczywiście ZSRR maczało w tym palce… Więcej w książce.

Autorka opowiada też, że „w dalszym ciągu jedną z cech tutejszej gościnności jest natarczywe przymuszanie do jedzenia i picia”, a na Wileńszczyźnie zachęca się do jedzenia nawet na pogrzebach. Ba, nawet wynajmuje się do tego specjalną gospodynię.  I opowiada o prababci, która „przeżyła prawie wiek, terroryzując przy swoim stole kolejne pokolenia”.

Po „Wilno. Rodzinną historię smaków” warto sięgnąć niezależnie od tego, czy planuje się wyjazd na Litwę czy też szuka inspiracji kulinarnych. To jedna z tych książek, którą ciężko odłożyć na półkę zaraz po przeczytaniu.

Ewa Wołkanowska-Kołodziej, Genowefa Wołkanowska (przepisy), Wilno. Rodzinna historia smaków

Wydawnictwo Agora 2016

fot. Kai Hugo Sørensen
%d bloggers like this: