Zaprzepaszczona szansa – tak w skrócie opisać można polityczny życiorys Władysława Gomułki, skreślony piórem Piotra Gajdzińskiego w najnowszej biografii „Wiesława”. Warto ją przeczytać właśnie teraz, w przededniu 50. rocznicy Marca 1968 roku.
Jest w książce Gajdzińskiego taka scena: trwa posiedzenie Biura Politycznego PZPR, na którym Józef Cyrankiewicz ma ogłosić rezygnację Władysława Gomułki z funkcji szefa Partii. Nagle otwierają się drzwi i do sali na wózku inwalidzkim wjeżdża towarzysz „Wiesław” – blady, z obrzękniętym okiem. Rzuca tylko „do widzenia” i z powrotem znika za drzwiami. Nie ma w nim nic z człowieka, który najpierw rozpalił w Polakach autentyczną nadzieję na zmiany, by później stać się wręcz podręcznikowym przykładem dyktatora, autorem antysemickiej nagonki, w wyniku której Polskę opuściło – często na zawsze – nawet 20 tys. obywateli. Jak do tego doszło? Jak Gomułka roztrwonił taki kapitał?
To właśnie ze szczegółami pokazuje książka Gajdzińskiego – historyka i dziennikarza, wcześniej biografa Gierka w świetnej książce „Gierek. Człowiek z węgla” (Wydawnictwo Poznańskie, 2014) i Jaruzelskiego („Czerwony ślepowron”, Zysk i S-ka 2017). I czuć, być może, w narracji autora autentyczny zawód, podszyty historyczną wiedzą, że nie ziściła się wizja alternatywnej rzeczywistości, w której „Wiesław” porwany poparciem półmilionowego tłumu, zgromadzonego w październiku 1956 roku pod trybuną na Placu Defilad, poprowadziłby Polskę – jak Mojżesz naród żydowski – jeśli nie do pełnej suwerenności, to przynajmniej do takiego modelu socjalizmu, któremu bliżej byłoby do ustroju „z ludzką twarzą”.
Wydawał się do tego stworzony – i to z wielu powodów. Przede wszystkim nie był tchórzem. Choć doskonale poznał sposoby działania radzieckiego aparatu komunistycznego, to jednak potrafił się postawić samemu Stalinowi. Postawił się też Chruszczowowi, odprawił do Moskwy marszałka Rokossowskego. Jako były więzień polityczny zamknięty z rozkazu Bieruta miał też naturalny kredyt zaufania od narodu i poparcie kardynała Wyszyńskiego, którego kazał zwolnić z domowego aresztu w klasztorze w Komańczy. Niektórzy księża nazywali go w tym czasie Władysławem V! Poza tym obce mu byłe niektóre ludzkie słabości – nie pił alkoholu, nie znosił zbytku i rozrzutności. Tu Gajdziński przytacza zresztą świetną anegdotę, jak to na wieść, że Gomułka przybywa do miasta, jeden z lokalnych działaczy Partii każe natychmiast usunąć ze stołu kawior i zastąpić go prostym jedzeniem, jakie preferował „Wiesław”.
Przeczytaj także:
Co więcej – Gomułka nie był też karierowiczem. W każdym razie nie w pojęciu kogoś, kto bezwzględnie pnie się po stopniach kariery. Kimś takim jawił się choćby Wojciech Jaruzelski z „Czerwonego Ślepowrona”, prawdziwe polskie wcielenie Franka Underwooda z „House of Cards”. Gomułka nie przyjął choćby oferowanego mu stanowiska premiera, od razu mierzył bowiem w sam szczyt władzy. W myśl zasady „wszystko albo nic”.
Być może wynika to z faktu, że Gomułka uważał się za wszechwiedzącego i nieomylnego. Sądził, że doskonale wie jak zbudować socjalistyczną, a przy tym dostatnią i względnie suwerenną Polskę. Do tego stopnia, że nie słuchał innych. Nie ufał im. Miało to też co prawda swoje dobre strony – już po obaleniu „Wiesława” pojawił się zarzut wobec niego o niesłuchaniu innych członków Biura Politycznego. Jak dowcipnie konstatuje Gajdziński „wziąwszy pod uwagę skład Biura Politycznego, może lepiej, że nie słuchał”. Gorzej, że nie słuchał też ekspertów, nienawidził bowiem intelektualistów, co doprowadziło do totalnego rozkładu gospodarki. Zaopatrzenie sklepów było fatalne, o czym świadczy inna z przytoczonych w książce anegdot, jak to na przyjazd fińskiego premiera Urho Kekkonena, do sklepu Cepelii w Zakopanem, w którym zakupy miała zrobić żona dostojnika, rzucono ciuchy, które zaraz po wyjściu premierowej, ekspedientki w panice chowały przed tłumem klientów szturmujących sklep.
Przeczytaj także:
Jaruzelski – ostatni leninista | Rozmowa z Piotrem Gajdzińskim, autorem książki „Czerwony Ślepowron”
A jednak pozycja Gomułki była wciąż mocna, nawet w obliczu wydarzeń z roku 1967. Po przegranej wojsk państw arabskich z Izraelem w wojnie sześciodniowej, państwa komunistyczne, wspierające militarnie Egipt i Syrię, potępiły „syjonistyczną agresję”. Zaczęła się nagonka, wsparta słowami Gomułki o tym, że ”agresja Izraela na kraje arabskie spotkała się z aplauzem w syjonistycznych środowiskach Żydów, obywateli polskich, którzy nawet z tej okazji urządzali libacje”. Jej kulminacja przypadła na 1968 rok. Choć zaczęło się od wydarzenia zupełnie niezwiązanego z wojną sześciodniową, czyli od zdjęcia z afisza przedstawienia „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka, które uznano za antyradzieckie. Szybko powiązano protesty studentów, domagających się wznowienia spektaklu, z „syjonistycznym spiskiem” – wystarczyło, że wśród protestujących znaleźli się Adam Michnik, Seweryn Blumsztajn czy Józefa Dajczegawand. Rozpoczęło się szczucie, często przy pomocy ohydnych metod – na uniwersytecie kolportowano ulotki „demaskujące” przeciwników władz jako osoby pochodzenia żydowskiego. I tak niegdysiejszy Mojżesz został – jak napisze Jacek Kaczmarski – Faraonem: Za tę hańbę zasługi – Warszawa czy Kraków – / Gomułka nam powiedział: – Polska dla Polaków. / Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz – / Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz.
Przeczytaj także:
EDWARD WIELKI, EDWARD DYZMA. Piotr Gajdziński, Gierek. Człowiek z węgla
Co ciekawe, jak pisze Gajdziński, Gomułka prawdopodobnie nie był antysemitą, pochodzenia żydowskiego była przecież jego żona Liwa, ale – jak mówi w przytoczonym w książce cytacie Edward Ochab – „Wiesław” „miał takiego nacjonalistycznego zeza”.
Tym, co ostatecznie zdecydowało o odsunięciu go od władzy był oczywiście Grudzień 1970 roku na Wybrzeżu. Miały tam miejsce dramatyczne wydarzenia, do których doszło w wyniku ogłoszonej przez władze podwyżki cen. Jeszcze kilka dni wcześniej Gomułka podpisał układ z NRF sankcjonujący polsko-niemiecką granicę, ale krwawo tłumione protesty i Czarny Czwartek sprawiły, że schorowany i zmęczony „Wiesław” został zastąpiony przez Edwarda Gierka.
– W Gierku naród przede wszystkim nie zobaczył Gomułki. Atmosfera gomułkowszczyzny, szczególnie po ’68, była tak zatęchła, że Polacy mieli już „Wiesława” serdecznie dość. Urosły aspiracje obywateli i siermiężny, nudny, do nieprzytomności oszczędny facet jako przywódca już im nie pasował – mówił Piotr Gajdziński w wywiadzie, jakiego udzielił stronie zupelnieinnaopowiesc.com po premierze biografii Gierka jego pióra.
Tak właśnie w niebyt odszedł człowiek, który miał wiele talentów, ale jak się okazało największy z nich był talentem do marnowania politycznego kapitału.

Piotr Gajdziński prowadzi nas przez życie i karierę „Wiesława” niespiesznie, wciąż zaglądając za kulisy władzy, przytaczając anegdoty, obalając mity, przywołując nawet krążące wówczas po kraju dowcipy – jak ten o powodach braku ryb w sklepach (odsyłam do książki). Wrażenie robi zebrana bibliografia, a jeszcze większe sposób jej wykorzystania. Autor zna oczywiście „Pamiętniki” Gomułki, przytacza wspomnienia innych osób, blisko związanych z I sekretarzem, rozmawiał też z niektórymi żyjącymi jeszcze świadkami tamtych wydarzeń, m.in. z Józefem Tejchmą, byłym członkiem biura politycznego KC PZPR. Ale tym, co szczególnie ujmuje, są zapiski Stefana Kisielewskiego oraz Marii Dąbrowskiej, stanowiące aktualny komentarz do ówczesnych wydarzeń, będące już wartością samą w sobie.
Piotr Gajdziński, Gomułka. Dyktatura ciemniaków
Zysk i S-ka 2017