wywiad

To nie jest zwykły kryminał retro | Z Grzegorzem Kalinowskim rozmawia Przemysław Poznański

„Pogromca grzeszników” dzieje się z boku, na peryferiach cyklu „Śmierć frajerom”. Ale i vice versa – teraz można też powiedzieć, że „Śmierć frajerom” dzieje się na peryferiach serii ze Strasburgerem – mówi nam pisarz Grzegorz Kalinowski. I zdradza, co go inspiruje w historii, dlaczego tym razem oddał pierwsze skrzypce innej postaci, po co wymyślił „Express Warszawski” i co jego bohaterowie mają wspólnego ze „sławojkami”. A przede wszystkim – co dalej z Heńkiem Wcisłą.

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

Przemysław Poznański: Znudził ci się Heniek Wcisło, bohater cyklu „Śmierć frajerom”? W najnowszej powieści – „Pogromca grzeszników” – stawiasz na postać dotychczas drugo-, a nawet trzecioplanową, czyli aspiranta Kornela Strasburgera.

Grzegorz Kalinowski*: Heniek mi się nie znudził, ani jako on sam, ani jako jego nowe wcielenie czyli Henry Haas. Po prostu zawsze chciałem napisać rasowy kryminał retro. Miała nim być „Śmierć frajerom”, ale ostatecznie wyszła powieść sensacyjna. Co prawda z wątkiem kryminalnym, bo przecież bohater – Heniek Wcisło – szuka mordercy swojej matki, ale jednak nie jest to kryminał w klasycznym rozumieniu. Na napisanie takiego przyszedł czas, gdy siadłem do „Pogromcy grzeszników” i uznałem, że najlepiej pisać kryminał w oparciu o postać policjanta. Wybrałem Kornela Strasburgera, który zdążył w poprzednich tomach „wyrosnąć” na zdolnego śledczego. A co do Heńka – ma przecież i w tej książce swój epizod. Bawi mnie, że mogę te postaci pokazywać z różnych punktów widzenia, dowolnie przestawiać ich role. „Pogromca grzeszników” to początek nowej, trzyczęściowej serii, która się dzieje z boku, na peryferiach cyklu „Śmierć frajerom”. Ale i vice versa – teraz można też powiedzieć, że „Śmierć frajerom” dzieje się na peryferiach serii ze Strasburgerem. A to nie koniec – prawdę mówiąc mam też jeszcze jeden pomysł na te postaci. Ale nie ciągnij mnie za język, więcej nie powiem (śmiech).

Często książki, czy filmy, będące tzw. spin-offami, a więc opowieściami mówiącymi o historiach rozgrywających się niejako obok głównej serii, wracają do znanych już wątków, by opowiedzieć je z innej perspektywy. Fabuła „Pogromcy grzeszników” obejmuje jednak kilka miesięcy 1930 roku, a zatem rozgrywa się już po ostatnim – jak dotychczas – tomie „Śmierci frajerom”. Można tę książkę traktować nawet jako kolejną część tamtej serii. Czy to oznacza, że kolejny tom o Heńku Wciśle rozgrywać się będzie już po „Pogromcy grzeszników”?

– Przede wszystkim następną moją książką będzie kolejny tom z Kornelem Strasburgerem. I rzeczywiście jego akcja rozgrywać się będzie w 1931 roku. A dopiero potem przyjdzie czas na kolejnego „Heńka” i będzie to nieco inna książka od wcześniejszych.

Aspirant Strasburger na tropie | Grzegorz Kalinowski, Pogromca grzeszników

Każdy tom „Śmierci frajerom” jest nieco inny: pierwszy to powieść łotrzykowska z doskonale narysowaną Warszawą retro i jej obyczajowością, drugi to powieść awanturniczo-sensacyjna, a trzeci to rasowa powieść gangsterska. Czym zatem zaskoczy nas czwarty tom?

–  Książka będzie niejako podsumowaniem dotychczasowej działalności Heńka Wcisły. Pojawi się bowiem nowy bohater- niejaki major Sokołowski (nazwisko znaczące, kto chce, niech doszukuje się skojarzeń), który dostanie do przejrzenia raporty o osobach zaplątanych w prace wywiadu. A przecież Heniek też był w tę pracę zaplątany i to mocno. Znajdzie się i jego teczka – pękata, bogata w niesamowite treści. Fabuła obejmie około siedmiu lat, ale – odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie – tym razem cofniemy się do czasu z „Pogromcy grzeszników”, bo książka rozpocznie się w roku 1930. Więcej nie powiem, tylko tyle, że czeka nas dość zaskakująca puenta. I nie, nie będzie to ostatni tom z serii „Śmierć frajerom” (śmiech). A, jeszcze mogę zdradzić, że w piątej części przygód Heńka rozdziały przeplatane będą zwrotkami z warszawskich piosenek, które zilustrują sceny z życia Heńka. Przy okazji przypomnę więc parę zapomnianych szlagierów, jej roboczy tytuł to „Warszawskie szlagiery”, albo „Warszawskie melodie”.

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

Wróćmy jednak do „Pogromcy grzeszników”. Inspiracją do napisania powieści był tzw. alfons pogrom – wydarzenie mało dziś znane.

– To prawda. Był to pogrom na Żydach, przeprowadzony przez Żydów w 1905 roku. Rosło niezadowolenie społeczności żydowskiej faktem, że niektórzy z nich uczynili dochodowy biznes z prostytucji. Kwitła współpraca z założoną w Buenos Aires organizacją Zwi Migdal, sprowadzającą kobiety z Europy Wschodniej. Na początku organizacja nosiła nazwę Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy i była organizacją „filantropijną”, która kontrolowała rynek dziwek. Do dziś w Argentynie słowo Polka, „polacca”, oznacza dziwkę. Warszawscy alfonsi współdziałali z carską Ochraną, czego także społeczeństwo żydowskie, w którym socjalistyczny Bund miał wielu zwolenników, nie było w stanie zaakceptować. Tak doszło do pogromu. Nie byłem w stanie umieścić tej historii w żadnej z części „Śmierci frajerom”, aż wreszcie sposób, żeby ją pokazać tutaj.

Od takich historii aż roi się w twoich książkach.  

– Żebyś wiedział! (śmiech). Lubię wyszukiwać takie wydarzenia, które były niezwykle ważne w historii – nie tylko Warszawy, ale i Polski – a które gdzieś nam wszystkim umknęły. W pierwszej części „Śmierci frajerom” przywoływałem inny pogrom, wywołany przez żydowskiego kieszonkowca, który kradnąc w kościele Świętego Krzyża przewrócił lichtarz. Kościół zaczął płonąc, ludzie tratowali się nawzajem. W odwecie Polacy zaczęli mścić się na Żydach. Opisuję też wielką strzelaninę, wywołaną przez Henryka Rutkowskiego, Władysława Hibnera i Władysława Kniewskiego. W PRL uznano ich za bohaterów, nazwano ich imionami ulice, m.in. dzisiejszą Chmielną, tymczasem to byli zwykli likwidatorzy działający z ramienia partii komunistycznej. Ich zadaniem było zabicie agenta policji odkrytego w ich szeregach. Działali jak gangsterzy, a ulicznej strzelaniny, do której doprowadzili, nie powstydziłoby się Chicago. Zginęło kilka osób, przewracały się dorożki. Jedynym co zostało po tych wydarzeniach w powszechnej pamięci, jest miejsce straceń na Cytadeli, gdzie zamachowcy zostali powieszeni. W innej powieści opisałem kuriozalną katastrofę lotniczą na… pogrzebie. Zaczęło się od tego, że zginął lotnik – przez własną brawurę i nierozpoznanie terenu wpadł do rowu na końcu pasa startowego. Ponieważ był bardzo znany, postanowiono mu wyprawić tak paradny pogrzeb, że zorganizowano nawet pokaz lotniczy, w czasie którego na cmentarz z samolotów miały zostać zrzucone wieńce. W trakcie podchodzenia do tej figury dwa samoloty się jednak zderzyły i zginęli kolejni piloci. I jeszcze Zamach Majowy – parę osób mi zarzucało, w tym moja Żona, że ingeruję tą historią w tempo książki. Ale nie mogłem się powstrzymać, bo tyle słyszałem od swojej babci o zamachu majowym, a jednocześnie jest on tak słabo opisany, że nie mogłem przejść obok niego obojętnie. Tym bardziej że wszyscy znajomi bohatera książki – ci autentyczni, znani z historii, jak Tata Tasiemka czy Doktor Łokietek– mocno w zamachu uczestniczą.

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

Dawno temu w Ameryce (i nie tylko) | Grzegorz Kalinowski, Śmierć frajerom. Tajemnica skarbu Ala Capone

A zdradzisz, co masz w zanadrzu?

– Przy okazji szukania informacji o alfons pogromie natrafiłem na inną historię, która stałą się moją kolejną przedwojenną fascynacją. Chciałem ją początkowo umieścić w „Pogromcy grzeszników”, ale ostatecznie uznałem, że jest zbyt fajna i warta tego, żeby wrzucić ją do kolejnego tomu ze Strasburgerem. Na pewno będę też chciał prędzej czy później wprowadzić wątek okradzenia kasy pancernej prezydenta Mościckiego, stojącej na Zamku. Złodziejami okazali się totalni amatorzy, ale w takich sytuacjach zawsze w tle pojawia się podejrzenie, że nasłali ich zawodowi złodzieje. A to już daje pole do popisu (śmiech). Jest też oczywiście bardziej znana historia Alfonsa Cynjana, który podobno – jak głosi miejska legenda – sprzedał Kolumnę Zygmunta. Prawda jest taka, że wcale nie sprzedał, a „tylko” wydzierżawił (śmiech). Wydzierżawił też zresztą wieżyczki na moście Poniatowskiego chcącym pobierać myto. Jakby tego było mało, obwołał się też inżynierem, zebrał grupę robotników i rozebrał tory kolejki na Powązkach, żeby je sprzedawać na złom.

Choć w „Pogromcy grzeszników” wychodzisz od historii alfons pogromu, to właściwa historia rozgrywa się ćwierć wieku po nim.

– Tak, ale on jest istotnym punktem odniesienia dla opowieści.

Książka rozpoczyna się od znalezienia zwłok wpływowej prostytutki i burdelmamy, Madame Gali, która była Żydówką. To ambitnemu dziennikarzowi Edwardowi Gzowi pozwoli uznać, że oto w Warszawie odzywają się echa alfons pogromu albo że wręcz rozpoczął się „nowy alfons pogrom”. Dzięki temu opowiadasz swoją kryminalną historię z dwóch punktów widzenia: policjanta i dziennikarza śledczego.

– Chciałem pokazać przedwojenną prasę i trochę ją przy tej okazji odbrązowić. Dziś pamiętamy te największe nazwiska i największe tytuły. Dlatego często mówi się: „przed wojną to były gazety,  przed wojną to byli dziennikarze!”. Nieprawda. Było dokładnie tak jak dzisiaj – byli ci najlepsi, posługujący się doskonałą polszczyzną, dążący do prawdy, piszący znakomite reportaże, ale byli też zwykli bajarze i karierowicze, zmyślający to, czego nie wiedzieli, a także różnego rodzaju lanserzy, jak moja redaktor Pohulanka, którzy lubowali się w opisywaniu życia gwiazd. Chciałem pokazać, że zmieniają się scenografie, czasy, rządy, a ludzie pozostają tacy sami.

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

A jednak redaktor Giez, choć „bajarz” i karierowicz, budzi naszą sympatię.

– Tak, z tego, co słyszę, wiele osób się z nim identyfikuje (śmiech). To jest postać pasująca do Warszawy początku XXI. Zresztą on nie jest tak końca zepsuty i myślę, że chcemy mu kibicować, żeby się do końca nie ześwinił.

Tworząc redaktora Gza, powołałeś też do istnienia „Express Warszawski”. Nie kusiło cię odtworzenie redakcji istniejącego w tamtym czasie dziennika?

– Wszystkie opisy mojej redakcji, stosunków tam panujących, zwracania się do siebie w określony sposób, odpowiadają prawdzie. Prawdziwy jest też naczelny – w tym znaczeniu, że jest to bardzo mocna osobowość, a tacy byli w owym czasie naczelni. Prawdziwy jest także sposób pisania artykułów, styl, język. Ale nie chciałem „wchodzić” do autentycznej redakcji, bo opisując prawdziwe postaci byłbym ograniczony ich życiorysami, tymczasem dla fabuły istotne są pewne układy, w tym tarcia, między poszczególnymi osobami. Z mojego punktu widzenia uczciwej było więc stworzyć fikcyjny tytuł.

Co nas zaślepia | Grzegorz Kalinowski, Śmierć frajerom. Złota maska

Fikcyjna jest też postać Wawrzyńca Słubicy-Popielskiego, który jest przełożonym aspiranta Strasburgera. Jego nazwiskiem wprost nawiązujesz do jednego z bohaterów powieści Marka Krajewskiego. Ale twojego Popielskiego na początku trudno polubić.  

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

– W powieści wspominam nawet Edwarda Popielskiego ze Lwowa. Co więcej, moja postać też często używa łaciny (śmiech). Nic zresztą dziwnego, bo to belfer od łaciny, którego wydarzenia, w tym Powstanie Wielkopolskie, rzuciły do policji. A geograficznie – z Poznania, przez Kresy do Warszawy. Słubica-Popielski to karierowicz, ale ja mam do niego sporo sympatii, bo on nie ma złotówek w oczach, lecz – jako Wielkopolanin – ceni sobie stabilizację w życiu. Przede wszystkim jednak jest państwowcem. Pochodzi z Poznania i widzi różnice między poszczególnymi częściami Polski – w jego rodzinnym mieście nie ma analfabetyzmu, na Kresach jest tak rozległy, że nawet policjanci nie potrafią czytać i pisać. W Warszawie jest lepiej, bo choć analfabetyzm ma się w najlepsze, to przynajmniej do policji przyjmowani są tylko piśmienni. I mój bohater chce robić karierę, by móc ten stan rzezy zmienić. Dlatego idealnie pasuje do swojego „przełożonego”, czyli ministra spraw wewnętrznych Felicjana Sławoja Składkowskiego, który nie mógł znieść świadomości, że policjanci wypróżniają się w polu za budynkiem, w którym pracują. Zaradził temu i stąd – od imienia ministra – zyskaliśmy w Polsce „sławojki”. Wiele osób sympatyzuje z redaktorem Gzem, a tymczasem o Słubicę-Popielskiego muszę się wykłócać i przypominać, że on nic złego nie zrobił, nawet jeśli jego sposób postępowania wydaje się na początku wątpliwy. Ale trzeba też pamiętać, że obserwujemy go z punktu widzenia aspiranta Strasburgera, który ma spore doświadczenie jako śledczy i nie do końca poważa byłego łacinnika.

Obok fikcyjnych bohaterów pojawiają się też w książce – podobnie jak w serii „Śmierć frajerom” – autentyczne postaci, w tym Mieczysław Fogg.

– Przywołanie takich postaci dodaje fabule prawdopodobieństwa, ale też pozwala mi uczłowieczyć takie osoby jak Fogg, o którym dziś wiemy najczęściej, że ładnie śpiewał i nosił melonik. Tymczasem to był zwykły człowiek, chłopak z sąsiedztwa, bardzo sympatyczny i uczciwy. Warto wspomnieć, że nie był dekownikiem i w czasie wojny poszedł walczyć, wspierał też Powstanie Warszawskie. Choć – co ciekawe – akurat w życiu prywatnym nie był ryzykantem i bardzo długo czekał z przejściem na zawodowstwo. Wolał pewną posadę urzędnika na kolei.

Grzegorz Kalinowski, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com (wszelkie prawa zastrzeżone)

Los kasiarza | Grzegorz Kalinowski, Śmierć frajerom

My tymczasem czekamy na kolejny tom z Kornelem Strasburgerem. Co możesz zdradzić na temat fabuły?

– Strasburger skądś się musiał wziąć. Wiemy o nim na razie tylko tyle, że przyjeżdża do Warszawy w szczególnym dla miasta czasie. Ale dlaczego przyjeżdża i to od strony Wilanowa? Kim są jego rodzice? Dlaczego nazywa się Strasburger, czyli z niemiecka? Wszystko to wskazuje, że czeka nas sporo rodzinnych tajemnic do rozwiązania. Ale oczywiście w formie kryminału.

Wszystko to z nienasycenia | Z Grzegorzem Kalinowskim rozmawia Przemysław Poznański

Rozmawiał Przemysław Poznański

Zdjęcia Rafał Meszka

Grzegorz Kalinowski – studiował historię na UW, nauczyciel i dziennikarz, reżyser filmów dokumentalnych.  Był korespondentem na wojnie w dawnej Jugosławii, zrealizował teledysk Brygady Kryzys oraz komentował finały piłkarskiej Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Autor cyklu powieściowego „Śmierć frajerom” oraz powieści „Pogromca grzeszników”.

Zdjęcia © Rafał Meszka dla Zupełnie Inna Opowieść Sp. z o. o. (wszelkie prawa zastrzeżone)

%d bloggers like this: