Póki pamiętamy, póty żyjemy. Nawet jeśli wspomnienia wiążą się z bólem i strachem. Bo to właśnie ból i strach sprawiają, że doceniamy to szczęście, które czasem się przydarza – mówi nam w „Końcu samotności” Benedict Wells, autor nagrodzony w zeszłym roku za tę powieść Literacką Nagrodą Unii Europejskiej. Zupełnie Inna Opowieść na zaszczyt być wyłącznym patronem medialnym polskiego wydania tej książki.
Koniec nadchodzi w jednej chwili – czasem gwałtownie, choćby podczas wypadku, czasem powoli wraz z kolejnymi stadiami nieuleczalnej choroby. Ale nadchodzi zawsze, przypominając nam, że jesteśmy istotami śmiertelnymi. I że musimy dobrze wykorzystać dany nam czas. Fabuła „Końca samotności” rozgrywa się między rokiem tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym a dwa tysiące czternastym, przez ponad trzydzieści lat, co sprawia, że bohaterowie wielokrotnie doświadczą odchodzenia i przemijania. Wielokrotnie pozostanie im już tylko karmić się wspomnieniami – tymi, które potrafią pocieszyć, ale i tymi, które zatruwają umysł.
Gdy pewnego dnia w wypadku giną rodzice Liz, Marty’ego i Julesa Moreau, w życiu bohaterów po raz pierwszy dochodzi do sytuacji, gdy to, co wydawało się oczywiste, co było brane za pewnik, przechodzi w sferę nieodwracalnej przeszłości. Dla najmłodszego z trójki rodzeństwa – Julesa – to moment szczególnie dramatyczny: żyć musi od teraz ze świadomością, że nie skorzystał z danej mu przez los szansy, że nie odbył z ojcem ostatniej, ważnej rozmowy. Tak rodzi się jego „samotność”, rozumiana na kartach powieści jako brak możliwości dokończenia relacji z rodzicami, samotność w świecie własnych myśli i traum. Ale samotność ma tu też inny – całkiem dosłowny – wymiar. Osierocone rodzeństwo trafia do domu dziecka. Liz i Marty rozpoczynają własne, „dorosłe” życie i z każdym dniem oddalają się coraz bardziej od brata. W tym świecie jedyną osobą, której może się zwierzyć, staje się tajemnicza Alva. Dziewczynka, którą ścigają jej własne bolesne wspomnienia.
Świat według „Końca samotności” nie jest jednak światem, w którym bohaterom cokolwiek dane jest raz na zawsze – równie wiele jest tu samotności co końców. Gdy los rozdzieli Julesa i Alvę, do starej pamięci dojdzie nowa – wspomnienia, które bolą, ale jednocześnie sprawią, że po latach ich drogi będą mogły niespodziewanie skrzyżować się na nowo.
Wells zdaje się nam mówić : pamiętajcie. Nawet to, co przykre, bo dzięki temu dajecie sobie szansę, by nie tylko dalej żyć, ale żyć pełniej, intensywniej. Doceniając ulotne chwile szczęścia. Jakże znacząca w tym kontekście jest postać pewnego starego pisarza, który zapada na demencję.Tam, gdzie kończy się pamięć, kończymy się i my sami.
Benedict Wells to pseudonim niemieckiego pisarza, który przyjął nazwisko od Homera Wellsa, głównego bohatera „Regulaminu tłoczni win” Johna Irvinga. I właśnie w „Końcu samotności” pobrzmiewają echa twórczości Amerykanina. Nie tyle jednak „Regulaminu…” (choć motyw sierocińca oczywiście może być ukłonem wobec tej książki), co sztandarowego dzieła Irvinga – „Świata według Garpa”. Widać to choćby w konstrukcji – od dzieciństwa do dorosłości – albo w motywie związku początkującego pisarza z kobietą, która chce za pisarza wyjść za mąż. Tu jednak podobieństwa się kończą. W „Garpie” Irving rzuca losy bohaterów na ważkie historyczne tło ruchów emancypacyjnych, w „Regulaminie…” każe im opowiedzieć się po której ze stron sporu o prawo do aborcji. Wells nie ma takich ambicji – choć umieszcza akcję w konkretnych datach, to dla jego bohaterów Historia przez wielkie H nie ma znaczenia, ich świat dopuszcza tylko wspomnienia o własnej, osobistej historii, a jeśli wybiegają też myślami w przyszłość i walczą, to tylko (i aż) o to, by nie dopuścić już do siebie z powrotem przejmującego doświadczenia samotności.
Benedict Wells, Koniec samotności (Vom Ende der Einsamkeit)
Przełożył Viktor Grotowicz
Warszawskie Wydawnictwo Literacie Muza 2017