recenzja

Ambitny dyktator | Piotr Gajdziński, Czerwony Ślepowron. Biografia Wojciecha Jaruzelskiego

W dopasowaniu stylu rozmowy do potrzeb rozmówcy zawstydziłby allenowskiego Zeliga, w konsekwentnym budowaniu kariery – Franka Underwooda. Ambitny i niezwykle pracowity, perfekcyjny we wszystkim, co robił. Idealny materiał na męża stanu. Albo na dyktatora.

czerwony_slepowronJeśli urodziliście najpóźniej w latach siedemdziesiątych XX wieku, możecie pamiętać 13 grudnia 1981 r. Zaspy śniegu od rana miażdżone gąsienicami czołgów, brak „Teleranka” na jednym z dwóch tylko kanałów telewizyjnych, w radiu muzyka poważna. Widome znaki wprowadzonego o północy stanu wojennego.

Czy Polak mógłby to zrobić swoim rodakom? „Nie”, mówią zwolennicy teorii, że generał Wojciech Jaruzelski był radziecką „matrioszką”, a więc doskonale wyszkolonym rosyjskim szpiegiem, który przejął tożsamość prawdziwego potomka ziemiańskiej rodziny herbu Ślepowron. W biografii generała, jej autor Piotr Gajdziński przytacza ten punkt widzenia, ale raczej jako ciekawostkę – autora interesuje bardziej to, jak chłopak, który tak bardzo chciał dołączyć do armii gen. Andersa, stał się dyktatorem stanu wojennego, a wcześniej – po 1968 – nad wyraz ambitnym zwolennikiem „czyszczenia” wojska z oficerów żydowskiego pochodzenia. Jak można łączyć tak różne osobowości: absolwenta katolickiej szkoły, zesłanego w głąb ZSRR i zmuszonego przez komunistów do fizycznej pracy ponad siły, wielbiciela Piłsudskego i polskiej literatury romantycznej, z apologetą systemu totalitarnego, jego wiernym sługą, a w końcu współtwórcą?

Gajdziński ma na ten temat kilka teorii. Po pierwsze ambicja – Jaruzelski prawie nie spał, ciężko pracował i tego samego wymagał od podwładnych. Różnił się pod tym względem od swojego poprzednika, Edwarda Gierka, który lubił kończyć pracę I sekretarza Partii o godzinie piętnastej. Ta pracowitość, połączona z chorobliwym wręcz perfekcjonizmem, sprawiła, że Jaruzelski konsekwentnie piął się po szczeblach kariery – najpierw wojskowej, potem politycznej. Jego ambicje mogły więc być ważniejsze od tego, że przy okazji służył systemowi totalitarnemu. Chciał osiągnąć sukces i udałoby mu się to niezależnie od okoliczności, których nie zamierzał traktować jako przeszkody, ale jako podporę. A przy tym był perfekcyjnie zorganizowany i umiał przewidzieć skutki swoich działań – jak Frak Underwood, bohater „House of Cards”, wiedział, z kim trzymać, a kogo w porę pozbyć się ze swego otoczenia.

Poza tym Jaruzelski doskonale dostosowywał się do okoliczności. Dlatego można porównać go z Zeligiem, bohaterem filmu Woody’ego Allena, mistrzem mimikry. Przecież gdy wspomina swoje zesłanie w głąb Rosji, to nie narzeka, ale przekonuje, że zwykli Rosjanie byli wspaniali, że mu pomagali, co – jak wynika z materiałów, które przywołuje Piotr Gajdziński – wcale nie musiało być prawdą. Wystarczy wspomnieć, że mimo siarczystego mrozu nikt z sąsiadów nie pomógł Jaruzelskiemu w transporcie zwłok zmarłego ojca na odległy cmentarz.

Przeczytaj także:

Zapomniana lekcja | Timothy Snyder, O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku

W wywiadzie dla zupelnieinnaopowiesc.com autor biografii generała przywołuje też inne świadectwa tej mimikry: „Piotr Nowina-Konopka, opozycyjny minister w kancelarii prezydenta Jaruzelskiego i – co ważne – też wywodzący się z ziemiaństwa (…) wspomina swoje pierwsze spotkanie z Generałem w Belwederze. Nowina-Konopka był w szoku, bo Jaruzelski nagle zaczął o sobie mówić jako o potomku szlachty ziemiańskiej, choć przez cały Peerel skrzętnie to ukrywał. A gdy widział się z Witalijem Pawłowem, rezydentem KGB w Polsce, nagle przeistaczał się w kagiebowca – przynajmniej z tonu rozmowy czy usposobienia. Inaczej rozmawiał z Mieczysławem Rakowskim, a inaczej z Florianem Siwickim” – mówi Piotr Gajdziński.

Sporą część biografii żołnierza, ministra obrony, I sekretarza, a w końcu prezydenta PRL, poświęca autor okolicznościom wprowadzenia stanu wojennego – jego perfekcyjnemu przygotowaniu przy jednoczesnym braku wizji tego, co potem, ale przede wszystkim jego zasadności. Czy wojska radzieckie rzeczywiście wkroczyłyby do Polski, gdyby nie decyzja generała Jaruzelskiego? Gajdziński wątpi – wkraczamy wraz z nim do tajnych gabinetów Kremla, przysłuchujemy się rozmowom najważniejszych radzieckich decydentów i przeglądamy dokumenty, z których wynika, że ani sytuacja gospodarcza, ani polityczna w ZSRR nie sprzyjały takiemu rozwiązaniu. Gajdziński nie rozstrzyga jednak tej kwestii, lecz daje nam dość informacji, byśmy mogli wyrobić sobie pogląd.

Doskonale pokazuje to styl, w którym napisana jest cała biografia – choć autor „Czerwonego Ślepowrona” nie ukrywa swojego negatywnego stosunku do bohatera książki, to mimo wszystko przytacza za każdym razem argumenty obu stron, różne punkty widzenia na tę samą sprawę, nie broniąc na siłę tezy, ale dopuszczając do głosu wątpliwości, które być może od czasu do czasu ma on sam. Wojciech Jaruzelski był postacią niejednoznaczną, daleką od czaro-białych podziałów i wielka zasługa Gajdzińskiego w tym, że potrafił tę niejednoznaczność tak dobrze ukazać.

Piotr Gajdziński, Czerwony Ślepowron. Biografia Wojciecha Jaruzelskiego
Zysk i S-ka 2017

%d