recenzja

Chce być sobą | Kinga Kosińska, Brudny róż

Niczego nie żąda od świata, nie jest nawet przesadnie ambitna – ona chce tylko, by pozwolono jej żyć bez wyrzekania się własnej tożsamości. Oraz bez obelg, opluwania i szyderstw. W zamian chętnie wtopi się w tłum, nawet wyrzeknie się marzeń. „Brudny róż” to świadectwo – kronika odkrywania siebie, zapis żmudnej walki o utrzymanie miłości bliskich, o zrozumienie ze strony znajomych, o szacunek obcych.

Brudny_rozBohaterka książki, a zarazem jej autorka, Kinga, urodziła się jako chłopiec, ale od początku czuła, że nie jest to jej właściwa natura. Wyzywana od pedałów, ciot, a nawet dziwek, przetrwała podstawówkę i liceum, zaczęła nawet studia, przez cały czas zmagając się z galimatiasem lewych zwolnień z wuefu, przybierania póz, radzenia sobie z wszechobecną nietolerancją. Przetrwała, choć można odnieść wrażenie, że sama nie do końca to docenia. Jest krucha, niepewna, zagubiona – to fakt, a przecież ma w sobie dość siły, by dążyć do celu, jakim w pewnym momencie staje się korekta płci.

Jeśli jednak spodziewacie się dziennika z tranzycji, to muszę uprzedzić – „Budny róż” to książka wykraczająca poza prosty schemat opisywania chęci zmiany i osiągnięcia jej po pokonaniu mniej lub bardziej poważnych przeszkód (z obowiązkowym pozwaniem do sądu własnych rodziców, co jest wciąż w polskim prawie niezbędnym elementem ubiegania się o urzędowe potwierdzenie płci). To nie jest powtórka ze – skądinąd świetnego – dokumentu HBO „Trans-akcja”, pokazującego historię Anny Grodzkiej. Nie zdradzę tajemnicy, gdy powiem, że Kinga przechodzi operacje (w atmosferze drwin i niekompetencji). W tej powieści to jednak tylko początek, wstęp. Szybko okazuje się, że tak upragniona przemiana, tranzycja, tylko w minimalnym stopniu przynosi spełnienie i spokój. Za progiem szpitala czeka życie, które wcale nie zamierza jej rozpieszczać. Tak naprawdę dopiero teraz zacznie się opisana na kartach książki prawdziwa walka o bycie sobą, bitwa o miłość najbliższych, zrozumienie znajomych, szacunek obcych. Nie będzie to walka prowadzona bez chwil zwątpienia, bez obezwładniającej niemocy, prowadzącej nawet na samą krawędź.

MAM PRAWO BYĆ SOBĄ | Spotkanie z Kingą Kosińską, autorką książki „Brudny róż”

To, co w tej książce jest chyba najbardziej zadziwiające, a w zasadzie bulwersujące, to totalna indolencja i ignorancja tych, którzy powołani są do niesienia pomocy – psychologów, psychiatrów, urzędników i lekarzy. Niektórzy z nich ostatecznie wyjdą z tej swoistej próby zwycięsko, zdołają dojrzeć w Kindze człowieka i jej pomóc, ale dla wielu zrozumienie, że można chcieć żyć w zgodzie z sobą, okaże się zadaniem ponad siły.

Ważnym wątkiem w książce Kosińskiej jest jej stosunek do Boga. Wiele osób ze środowiska LGBTQ odrzuca religię, także z powodu konserwatywnego stosunku Kościoła do osób nieheteronormatywnych, Kinga znajduje jednak kontakt z grupą Wiara i Tęcza, przekonującej, że „oparte na miłości związki jednopłciowe oraz związki osób transpłciowych są źródłem dobra i powinny być zaakceptowane w społeczeństwie i w każdym Kościele” [cytat ze strony grupy]. To jeden z filarów, podtrzymujących jej bardzo jeszcze kruchą budowlę odzyskanej tożsamości. W tym kontekście książka jest też po części opisem tranzycji w innym tego słowa znaczeniu – jako (ustnego) przekazu słów Chrystusa. Nie ma wątpliwości, że przede wszystkim tych o miłości bliźniego.

Kinga Kosińska, Brudny róż. Zapiski z życia, którego nie było
Nisza 2015

1 komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d bloggers like this: