Wspierała „Solidarność”, komunizm nazywała odmianą faszyzmu, w oblężonym Sarajewie wystawiła sztukę, krytykowała wojnę w Wietnamie, a białą rasę określała mianem raka niszczącego planetę. 90 lat temu urodziła się Susan Sontag, wybitna eseistka, pisarka, aktywistka ― pisze Przemysław Poznański.

„(…) Właściwie jeśli nie dręczy cię regularne zwątpienie, twoje pisanie prawdopodobnie (…) jest gówniane” – mawiała. I dodawała: „Musisz zadać sobie pytanie, czy to, co piszesz, jest konieczne”. Twierdziła też, że pisarza nie powinny obchodzić recenzje jego twórczości – ani dobre, ani złe. „Zresztą zobaczysz, że po tych dobrych tak naprawdę często będziesz czuła się gorzej niż z powodu złych” – mówiła do Sigrid Nunez, późniejszej autorki nagrodzonego National Book Award „Przyjaciela”, a w owym czasie swojej asystentki i dziewczyny jej syna, Davida Rieffa. Relacje te pochodzą z książki Nunez „Sempre Susan” (wyd. polskie: Pauza, 2021, tłum. Dobromiła Jankowska), czyli próby uchwycenia i utrwalenia kilku lat znajomości, gdy obie mieszkały w tym samym nowojorskim apartamencie przy Riverside Drive 340. Znajomości opartej na relacji mistrzyni-uczennica, niewolnej jednak od prób krytycznego spojrzenia na wybitną eseistkę, którą wszak nazwie Nunez w pewnej chwili nadopiekuńczą matką, a także jednoczesną „masochistką i sadystką”. To najlepiej pokaże zresztą złożoność tej jednej z najbardziej znanych literackich ikon Nowego Jorku.
Łamiąc zasady
Sontag urodziła się 16 stycznia 1933 roku jako Susan Rosenblatt w nowojorskiej rodzinie żydowskiej (jej ojciec miał polskie i litewskie korzenie). Nazwisko Sontag przejęła po ojczymie Nathanie. W wieku 17 lat poślubiła pisarza Philipa Rieffa, który był wykładowcą socjologii na Uniwersytecie w Chicago, a ich małżeństwo trwało osiem lat. Związana była też z Josifem Brodskim, choć przede wszystkim jej partnerkami były kobiety, m.in. pisarka i modelka Harriet Sohmers Zwerling, María Irene Fornés, kubańsko-amerykańska dramatopisarka i reżyserka, związana była także z wybitną fotografką Annie Leibovitz – od lat 80. aż do końca swojego życia.
Nigdy nie udawała kogoś, kim nie jest, nie zgadzała się na kompromisy, odciskała wyraźny ślad w każdym miejscu, w którym się pojawiła i na każdym, kogo dane jej było na swej drodze spotkać. Lubiła bowiem przeciwstawiać się utartym zwyczajom, schematycznemu myśleniu. Singrid Nunes opisze choćby, jak na przyjęciu u Strausów przy Upper East Side Sontag z premedytacją złamie uzus, zgodnie z którym po kolacji kobiety pozostawały we własnym gronie, podobnie jak mężczyźni, którzy udawali się do gabinetu na papierosa i pogaduszki. Wystarczyło, że jeden raz została w męskim gronie, a okazało się, że do owej tradycji nie ma już powrotu.
Od Freuda do Modrzejewskiej

Po ukończeniu filozofii na University of Chicago poświęci się pracy nad doktoratem z zakresu etyki, filozofii greckiej oraz filozofii i teologii kontynentalnej na Harvardzie. Wraz z ówczesnym mężem prowadzić będzie badania, które legną u podstaw pracy Philipa Rieffa „Freud: The Mind of the Moralist”. Przyczyni się do powstania tej książki w takim stopniu, że uznana zostanie za nieoficjalną współautorkę. Pod koniec lat 50. XX wieku przeniesie się na paryską Sorbonę, a pobyt w Paryżu uzna za być może najważniejszy okres życia. Do Nowego Jorku wróci po dwóch latach, by dość szybko stać się jednym z najciekawszych głosów amerykańskiej literatury.
Mając zaledwie 30 lat opublikuje eksperymentalną powieść „The Benefactor” (1963), czyli historię, w której pełne przemocy sny Hipolita, będącego współczesnym Kandydem, stają się nieodróżnialne od jego zaskakujących doświadczeń w „prawdziwym świecie”. Potem przyjdzie czas na „Death Kit” (Zestaw do śmierci, 1967), bestsellerową książkę „The Volcano Lover” (Miłośnik wulkanów, 1992) i wreszcie „In America” (W Ameryce, 2000)..
Ta ostatnia – także w dorobku pisarki – powieść jest oparta na prawdziwej historii polskiej aktorki Heleny Modrzejewskiej (Modjeskiej), tu zwanej Maryną Zalewską (Załężowską) od chwili jej przybycia do Kalifornii w 1876 roku, aż do osiągnięcia szczytów sławy w Ameryce. Sama Sontag otrzyma za te powieść prestiżową National Book Award.
Zmysłowe podejście do sztuki
Sontag nie uważała się jednak za powieściopisarkę spełnioną. Jak napisze Nunez w „Sempre Susan”, autorka „Miłośnika wulkanów” oddawać się będzie wręcz frustracji z powodu – jak uzna – niewykorzystanych życiowych szans, bowiem (mimo wspomnianej National Book Award) ceniona będzie głównie jako eseistka, a nie będzie doceniać się w niej prozaiczki. Nic jednak dziwnego ― była wszak eseistką wybitną.
W 1966 roku wyda zbiór esejów „Against Interpretation” (Przeciw interpretacji). W tytułowym pokaże nowe, bardziej zmysłowe podejście do krytyki i będzie przeciwstawiała się dopasowywaniu dzieła do z góry określonych interpretacji, przywiązujących nadmierną wagę do treści lub znaczenia dzieła sztuki.
Przeczytaj także:
Książka uchodzi dziś za „nieocenioną kronikę kulturową swoich lat”, „schlebiającą inteligencji czytelnika, nie będąc przy tym dla niego onieśmielającą”. Zdaniem Brandona Robshawa z „The Independent” choć eseje „noszą piętno swoich czasów, Sontag była niezwykle przewidująca”. I dalej: „Jej projekt analizy kultury popularnej i wysokiej, zarówno The Doors jak i Dostojewskiego, jest obecnie powszechną praktyką w całym wykształconym świecie. A artyści i intelektualiści, o których mówi – Nietzsche, Camus, Godard, Barthes itd. – pokazują, że wiedziała, na które konie stawiać”.
Rak jako metafora

W 1977 Sontag opublikuje serię esejów „On Photography”, wyrażających jej poglądy na temat historii i współczesnej roli fotografii w społeczeństwach kapitalistycznych od lat 70. XX wieku. Rok później ukaże się „Illness as Metaphor” (Choroba jako metafora), a dekadę po niej kontynuacja: „AIDS and Its Metaphors (AIDS i jego metafory). Pisarka – chora w owym czasie na raka piersi – będzie w nich sprzeciwiać się metaforyzowaniu chorób, używaniu ich jako świadectwa cech psychicznych, obwinianiu chorego o chorobę, mającą wynikać choćby z tłumienia traum.
Zdaniem dziennikarza Marka M. Goldblatta esej był też w pewnym sensie autoironicznym wycofaniem się z metafory, którą Sontag ukuła w 1967 roku, nazywając na łamach „Partisam Review” całą białą rasę „rakiem historii ludzkości”. „Jeśli Ameryka jest kulminacją zachodniej białej cywilizacji, jak deklarują wszyscy od lewicy do prawicy, to coś musi być bardzo nie tak z zachodnią białą cywilizacją” – pisała Sontag. Jak podkreślała, nic nie odkupi win białej rasy, ani Mozart, ani Szekspir, ani Newton, ani parlamentaryzm, barokowe kościoły czy emancypacja kobiet. „To biała rasa i tylko ona — jej ideologie i wynalazki — eliminuje autonomiczne cywilizacje wszędzie tam, gdzie się rozprzestrzenia, zaburza równowagę ekologiczną planety, co obecnie zagraża istnieniu samego życia” – podkreślała ponad pół wieku temu.
Solidarna z ciemiężonymi
Jej krytyczne eseje szły w parze z bezkompromisowością w działalności polityczno-społecznej. W połowie lat 60. sprzeciwiła się wojnie w Wietnamie, w 1968 roku podpisała zobowiązanie „Writers and Editors War Tax Protest”, w którym odmawia płacenia proponowanego 10-proc. podatku na cele wojenne, w tym samym roku odwiedziła Hanoi, a północnowietnamskiemu społeczeństwu poświęciła przychylny esej „Trip to Hanoi”. W 1989 roku Sontag, jako przewodniczącą PEN American Center, wprost potępiła fatwę wydaną przez irańskiego ajatollaha Chomeiniego na Salmana Rushdiego, autora „Szatańskich wersetów”. Jej poparcie odegrało kluczowa rolę w jednoznacznym wsparciu pisarza przez całe środowisko amerykańskich literatów.
Kilka lat później, podczas oblężenia Sarajewa, Sontag znalazła się w centrum uwagi za wyreżyserowanie przedstawienia „Czekając na Godota” Samuela Becketta w oświetlonym świecami teatrze w bośniackiej stolicy, odciętej od dostaw energii elektrycznej na trzy i pół roku. Dla mieszkańców Sarajewa stała się symbolem, otrzymała honorowe obywatelstwo miasta.
Przeczytaj także:
Wcześniej wpierała też polskie dążenie do niepodległości. W 1982 roku wzięła udział w wiecu popierającym Solidarność. To wtedy padły jej słynne sowa dotyczące komunizmu: „Komunizm sam w sobie jest odmianą, najbardziej udaną odmianą, faszyzmu. Faszyzmu z ludzką twarzą…”.
Jedna z najbardziej wpływowych intelektualistek
Susan Sontag zmarła w Nowym Jorku 28 grudnia 2004 roku w wieku 71 lat z powodu białaczki. Została pochowana w Paryżu na cmentarzu Montparnasse. Zapamiętana zostanie jako osoba, która nigdy nie szła na kompromisy – także w sprawach, zdawałoby się, błahych. Jak pisze w „Sempre Susan” Sigrid Nunez, „za upokarzające uważała (…) wypożyczanie książki z biblioteki, skoro można kupić własny egzemplarz”. Uważała też, że korzystanie z transportu publicznego zamiast taksówki „było również głęboko upokarzające”. A jeśli już zdarzyło jej się złamać którąś z zasad, uznawała to za porażkę, jak choćby wówczas, gdy przyjęła etat na uniwersytecie, wiążący się z obowiązkiem prowadzenia wykładów dla studentów. Pogardzała bowiem osobami, które nie robiły tego, czego naprawdę pragnęły.
Po śmierci pisarki Steve Wasserman z „Los Angeles Times” napisze o niej jako o „jednej z najbardziej wpływowych intelektualistek w Ameryce, znanej na całym świecie z pełnego pasji zaangażowania i zakresu jej krytycznej inteligencji oraz żarliwego aktywizmu na rzecz praw człowieka”. Eric Homberger z „The Guardian” nazwie ją „Mroczną Damą (Dark Lady)” amerykańskiego życia kulturalnego przez ponad cztery dekady”, która „zaoferowała reorientację amerykańskich horyzontów kulturowych”.
___________________
She supported Solidarity, called communism a variant of fascism, staged a play in besieged Sarajevo, criticised the Vietnam War and described the white race as a cancer destroying the planet. Susan Sontag, the eminent essayist, writer and activist, was born 90 years ago. Writes Przemyslaw Poznanski.