Wciąż są na świecie mężczyźni, także w zachodnich sferach intelektualnych, dla których książki pisane przez kobiety po prostu nie istnieją – mówiła Annie Ernaux podczas wygłoszonej w Sztokholmie mowy noblowskiej. I brała w obronę prawa kobiet, prawa słabszych, wykluczonych, poniżanych.

– W dzisiejszym świecie, gdzie mnogość źródeł informacji i szybkość, z jaką jedne obrazy zastępują kolejne, wrzuca nas w rodzaj obojętności, kuszące wydaje się skupienie się na własnej sztuce – mówiła tegoroczna Noblistka. Ale natychmiast dodawała, że są w historii takie chwile, gdy milczenie nie jest postawą właściwą.
Jak mówiła, przed sześćdziesięciu laty zapisała w pamiętniku: „Będę pisać, aby pomścić mój lud, będę pisać, aby pomścić moją rasę”. Było to echo okrzyku Rimbauda: „Pochodzę z niższej rasy od nieskończonych czasów”[przekład Artur Międzrzecki]. – Miałam dwadzieścia dwa lata i studiowałam literaturę na prowincjonalnej uczelni z córkami i synami miejscowej burżuazji. Z dumą i naiwnością nosiłam w sobie wiarę, że pisanie książek przez najmłodszą z rodu rolników pozbawionych ziemi, robotników fabrycznych i sklepikarzy, ludzi pogardzanych za maniery, akcent, brak wykształcenia, to dość, by naprawić społeczną niesprawiedliwość. Że indywidualne zwycięstwo może wymazać stulecia bycia poniżanym i biednym – mówiła autorka „Lat”.
Bycie kobietą
Samo marzenie o pisaniu był dla niej naturalne. Odkąd nauczyła się czytać, towarzyszyły jej książki, a miłość do nich podsycała matka. Sama czytała wiele i nakłaniała do czytania córkę, kosztem choćby nauki robótek ręcznych. Literatura miała też smak owocu zakazanego, bo traktowanego z podejrzliwością w religijnej szkole, do której uczęszczała przyszłam pisarka. Dzięki temu pochłaniała „Don Kichota” Cervantesa, „Podróże Guliwera” Swifta, baśnie braci Grimm i Andersena, „Davida Copperfielda” Dickensa, „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë, „Przeminęło z wiatrem” Mitchell, a potem też „Nędzników” Hugo, „Grona gniewu” Steinbecka, „Mdłości” Satyrtre’a, „Obcego”, prozę Flauberta czy Virginii Woolf.
Ale zachłyśnięcie się literaturą nie było gwarancją zostania pisarką. Po studiach zaczęło się normalne życie, „w których bycie kobietą znacznie różniło się od bycia mężczyzną (…), w którym role płciowe były określone, antykoncepcja zabroniona, a przerwanie ciąży przestępstwem”. – Mężatka, z dwójką dzieci, nauczycielka, obarczona obowiązkami troski o rodzinę, każdego dnia oddalałam się coraz bardziej od pisania i od owej obietnicy pomszczenia mojej rasy – wspominała Ernaux.
Rasa i płeć
Jak to się stało, że wróciła do pisania? Złożyło się na to kilka wydarzeń: śmierć ojca, który zmarł trzy dni po jej powrocie do domu na czas wakacji, praca z uczniami z podobnej grupy społecznej, jak ta, z której się wywodziła, wreszcie fala społecznych protestów na całym świecie. Wtedy też jednak okazało się, że Flaubert, Woolf czy Proust nie jest przydatny w pisaniu tego, co chciała wyrazić.
– Musiałam zerwać z „dobrym pisaniem”, z pięknymi zdaniami, jakie wpajałam wcześniej moim uczniom. – W naturalny sposób dotarł do mnie zgiełk języka niosącego złość i szyderstwo, a nawet grubiaństwo, języka przesady, języka protestu, często używanego przez upokorzonych i poniżonych, który był dla nich jedynym sposobem reakcji na kierowaną wobec nich pogardę, wstyd oraz wstyd wynikający z poczucia wstydu – mówiła Noblistka. Tak zrodziła się powieść „Les Armoires vides” (1974), dla której impulsem była penalizacja w owym czasie aborcji, a co za tym idzie, konieczność szukania przez kobiety metod nielegalnego pozbycia się niechcianej ciąży. – I tak, nie będąc wtedy tego świadoma, (…) nakreśliłam obszar, w którym umiejscowiłam swoje pisanie, obszar zarówno społeczny, jak i feministyczny. Odtąd pomszczenie mojego ludu i pomszczenie mojej płci będzie jednym i tym samym – zaznaczała Annie Ernaux.
Świadome „ja”
Pisarka świadomie stawia w swej prozie na narrację pierwszoosobową, choć jest to często uważane za narcystyczne, szczególnie gdy odnosi się do autora, a nie do „ja” przedstawianego jako fikcyjne.
– Warto pamiętać, że pisanie w pierwszej osobie, wcześniejszy przywilej szlachty opowiadającej w pamiętnikach o swoich czynach orężnych, był we Francji zdobyczą demokratyczną XVIII wieku, afirmacją równości jednostek i prawa do bycia podmiotem ich własnej historii – przypominała Noblistka. I podkreślała: – Nie motywowała mną plebejska duma (…), ale chęć użycia „ja” – formy zarówno męskiej, jak i żeńskiej, jako narzędzia eksploracyjnego, zdolnego uchwycić doznania: te, które pogrzebała pamięć, te które nieustannie – wszędzie i przez cały czas – darowuje nam świat.
Nie chodziło więc o to, aby opowiedzieć historię własnego życia, „uwolnić się od jego tajemnic”. Celem, było rozszyfrowanie przeżytej sytuacji, zdarzenia, romantycznego związku i tym samym ujawnienie czegoś, co do życia powołać może tylko pisanie, co dzięki temu zaistnieje i przetrwa.
Zburzyć hierarchie
Annie Ernaux wyrażała przekonanie, że książka może przyczynić się do zmiany w życiu prywatnym, pomóc przełamać samotność doznanych i wypartych doświadczeń oraz umożliwić wyobrażenie sobie siebie na nowo. „Kiedy niewypowiedziane wychodzi na jaw, ma to charakter polityczny” – mówiła. – Dzięki wydobyciu na światło dzienne tego, co społeczne niewyrażalne, tych narzuconych przez władzę relacji związanych z klasą i/lub rasą, a także płcią (…) możliwa staje się indywidualna, ale także zbiorowa emancypacja. Odszyfrować rzeczywisty świat, pozbawiając go wizji i wartości, które niesie ze sobą język, to wywrócić do góry nogami jego ustalony porządek, zaburzyć jego hierarchie – tłumaczyła.
– Widzimy to dzisiaj w buncie kobiet, które znalazły słowa, by zakłócić męską dominację i które powstały, jak w Iranie, przeciwko jej najbardziej archaicznej formie. Tworząc w kraju demokratycznym, wciąż zastanawiam się jednak nad miejscem, jakie zajmują kobiety w literaturze. Wcale nie zyskały jeszcze legitymacji jako twórczynie dzieł pisanych. Są na świecie mężczyźni, także w zachodnich sferach intelektualnych, dla których książki pisane przez kobiety po prostu nie istnieją; nigdy ich nie cytują. Uznanie mojej pracy przez Szwedzką Akademię jest znakiem nadziei dla wszystkich pisarek – mówiła Enaux.
Obowiązek najwyższej czujności
– Skupienie się na własnej sztuce jest pokusą – mówiła, ale dodawała: – Są momenty w historii, gdy milczenie nie jest postawą właściwą.
Jak podkreślała, w Europie narasta właśnie ideologia wycofania się i zamknięcia, ukrywana na razie w cieniu imperialistycznej wojny prowadzonej przez „dyktatora stojącego na czele Rosji”. – Jednak ideologia ta zyskuje na popularności, a oparta jest na wykluczeniu cudzoziemców i imigrantów, porzuceniu słabych ekonomicznie, inwigilacji ciał kobiet. Ideologia ta wymaga ode mnie i od wszystkich tych, dla których wartość istoty ludzkiej jest zawsze i wszędzie taka sama, obowiązek najwyższej czujności – zaznaczała Ernaux. Dotyczy to też dbania o to, by ciężar ratowania planety, w dużej mierze „zniszczonej przez apetyt potęg ekonomicznych”, nie spadł na barki tych, którzy już i tak są bez środków do życia.
Zbiorowe zwycięstwo
– Przyznając mi najwyższego możliwego wyróżnienia literackiego, rzucacie jasne światło na moją pisarską pracę, polegającą na osobistych poszukiwaniach, prowadzonych w samotności i zwątpieniu. To światło nie mnie jednak oświetla. Nie uważam przyznanej mi Nagrody Nobla za indywidualne zwycięstwo. Nie jest ani wyrazem dumy, ani skromności uznać to za w pewnym sensie zbiorowe zwycięstwo. Dzielę dumę z tymi, którzy w taki czy inny sposób mają nadzieję na większą wolność, równość i godność dla wszystkich, niezależnie od ich płci, koloru skóry i kultury. Dziele ją z tymi, którzy myślą o przyszłych pokoleniach, o ochronie Ziemi, którą dziś apetyt nielicznych żądnych zysku czyni coraz mniej zdatna do życia dla przyszłych pokoleń – mówiła Annie Ernaux.
Czy jednak uważa, że dotrzymała obietnicy, złożonej sobie w wieku dwudziestu lat, a więc owej obietnicy „pomszczenia swej rasy”? – Nie mogę powiedzieć, czy to się udało. (…) Dzięki tej obietnicy i dzięki moim przodkom, pracowitym mężczyznom i kobietom, przyzwyczajonym do pracy, przywodzącej ich o przedwczesną śmierć, otrzymałam wystarczająco dużo siły i gniewu do zapewnienia im miejsca w literaturze, pośród tego zespołu głosów, które od bardzo wczesnych lat mi towarzyszyły, dając mi dostęp do innych światów i innych sposobów bycia, w tym tego, który polegał na buncie i chęci zmiany, by wpisać mój głos jako kobiety i społecznej defetystki w to, co wciąż przedstawia się jako przestrzeń emancypacji, w literaturę – mówiła Noblistka.
Tekst całego przemówienia w języku francuskim, szwedzkim i angielskim można znaleźć na nobelprize.org – ©THE NOBEL FOUNDATION 2022