Uznaliśmy, że totalitaryzmy XX wieku są tak bezpiecznie odległe, że nie powrócą. Teraz, gdy obserwujemy to, co dzieje się w Ukrainie, widzimy, że ta forma rządów wraca. Myślę, że musimy to zrozumieć: uciski XX wieku powracają z nieco innym obliczem w XXI wieku i musimy nauczyć się je rozpoznawać – mówi Hari Kunzru, brytyjski pisarz, autor powieści „Czerwona pigułka”. Rozmawia Przemysław Poznański.
OBEJRZYJ WYWIAD 👇
Oto do Ośrodka Deutera w Wanseee, w Berlinie, na intratne trzymiesięczne stypendium dla naukowców trafia narrator powieści Kunzru, mieszkający na co dzień w Nowym Jorku pisarz, doktorant na wydziale kreatywnego pisania, indywidualista, ceniący sobie – szczególnie w chwilach pisania – ciszę i samotność. Tymczasem na miejscu okazuje się, że tu ceni się wyłącznie umiejętność wpasowania się w grupę, w zbiorowość, podążanie za tłumem, a indywidualizm jest srogo tępiony. Niedostosowanie się do tych zasad może mieć bardzo nieprzyjemne skutki, z wydaleniem z Ośrodka i koniecznością zwrotu pieniędzy włącznie. Konkluzja jest zatem dość oczywista: otrzymujesz wymierne korzyści, płacimy ci, ale w zamian zrezygnuj ze swoich potrzeb bycia kimś spoza grupy, bycia sobą, zrezygnuj z wolności.
To zderzenie wrażliwości jednostki ze swego rodzaju aparatem represji sprawia, że narrator „Czerwonej pigułki” popada w obłęd. Ale Hari Kunzru tak naprawdę ukazuje nam przez pryzmat opowieści narratora narastające szaleństwo otaczającego nas świata – od Holokaustu i działań komunistycznego aparatu represji, przez szerzenie antywolnościowych, faszystowskich wręcz treści w internecie aż po szokujące dla wielu Amerykanom wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa.
W naszym wywiadzie Hari Kunzru mówi m.in.:
Mam od kilku lat wrażenie, że rzeczywistość staje się jakby rozrzedzona, zaczyna być jak gąbka. Chciałem podjąć się zbadania tego, w jaki sposób teorie spiskowe czy poczucie niepokoju wpłynęło na życie polityczne, kulturalne i społeczne tak wielu z nas. Więc ta historia to opowieść o rosnącym szaleństwie i tym, co ze sobą niesie (…).
Dorastałem pod koniec czasów zimnej wojny. Potem nadeszły lat 90., czas optymizmu i być może niektórzy ludzie popadli w samozadowolenie, uznając, że najważniejsze problemy zostały rozwiązane, pozostały jedynie kwestie techniczne. Teraz z odmętów wynurzają się atawizmy, związane z kwestiami rasy, narodowości, płci, seksualności. To głęboko zakorzeniony strach, który ma wpływ na wielu ludzi. Może to uczy nas, że nasze pojęcie postępu to iluzja (…).
Istnieje słynny obraz, na którym Walter Benjamin dopatrzył się Anioła Historii, który leci ku przyszłości, odwrócony do niej plecami, patrząc na piętrzące się ruiny, które zostawiła za sobą przeszłość. To pokazuje, dlaczego nie wyciągamy lekcji z historii. Uznaliśmy, że totalitaryzmy XX wieku są tak bezpiecznie odległe, że nie powrócą. Teraz, gdy obserwujemy to, co dzieje się w Ukrainie, widzimy, że ta forma rządów wraca. Myślę, że musimy to zrozumieć: uciski XX wieku powracają z nieco innym obliczem w XXI wieku i musimy nauczyć się je rozpoznawać.
Przeczytaj recenzję: