„Więcej Żydów nie pamiętam” – powie autorowi jedna z rozmówczyń. Ta fraza odda najlepiej sedno opowieści Rafała Hetmana, bo jego książka jest właśnie o niepamięci. Zbiorowej i indywidualnej. Nierzadko biorącej się z chęci przemilczenia własnego udziału w machinie Zagłady. O „Izbicy, Izbicy” pisze Przemysław Poznański.

„Miasteczko było żydowskie (…). A potem wystarczyło tysiąc czterdzieści dziewięć dni, żeby Żydzi na zawsze z niego zniknęli” – czytamy. Hetman opisuje bowiem historię jednego sztetla – na warsztat bierze Izbicę na Lubelszczyźnie, która, jak można wyczytać na początku książki, funkcjonuje we wspomnieniach jego dziadków. Ale wybrał też Izbicę, bo to w niej, jak w soczewce, skupiła się cała historia Holokaustu, z wszelkimi odcieniami zła, jakie spotkało Żydów mieszkających w czasie II wojny światowej – ale też przed nią i tuż po niej – na ziemiach polskich. Zła, które symbolicznie pokazują dwa ukazane w książce obrazki: pierwszy to liczba – cztery tysiące mieszkańców miasteczka żyjących w Izbicy przed wojną („i każdy miał imię i nazwisko”), drugi to zarośnięty trawą, niemal niewidoczny dziś kirkut z kilkoma pochylonymi, niemal nieczytelnymi macewami i kilkoma innymi, przymocowanymi do grobowca cadyka, czasem do góry nogami.
Te obrazki pokazują z jednej strony to, co oczywiste – naród żydowski został podczas wojny niemal całkowicie unicestwiony. Unicestwiony – jak się okazuje – także w zbiorowej pamięci. Owo „zniknięcie” oznacza też bowiem niechęć pamiętania o przeszłości, w której Żydzi i Polacy żyli obok siebie. Niechęć wynikającą także z tego, że niektórzy z mieszkańców miasteczka mają na sumieniu czyny, których woleliby nie wspominać. Jak denuncjacje, jak to, że ów kirkut, zanim zniknął, został dokładnie przekopany w poszukiwaniu żydowskiego złota, jak i to, że ci z byłych mieszkańców, którym udało się przetrwać wojnę i wrócić do Izbicy, zastali już w swoich domach Polaków, niechętnych by oddawać to, co zawłaszczyli.
Rafał Hetman tę pamięć przywraca. Ale znów – szukając symbolu w symbolu – nie opisuje losów wszystkich mieszkańców sztetla, lecz skupia się na kilku osobach, a głównie na Tojwim Blatcie, chłopcu, którego fotograf Max Kirnberger, niemiecki oficer z oddziału informacyjnego, uwiecznił na zdjęciu. Ten uśmiechnięty chłopak z okładki książki doświadczy tu bowiem losu, jaki stanie się udziałem wielu Żydów. Co prawda – jako jeden z nielicznych – Blatt przeżyje wojnę, ale wcześniej pozna ludzką nienawiść w jej najgorszych odsłonach.
Przeczytaj także:
I znów dwa obrazki. Pierwszy: Gdy w miasteczku zjawiają się Niemcy, Tojwiemu udaje się uciec, po drodze spotyka kolegę, właściwie przyjaciela, Janka Knapczyka i prosi go o pomoc. Kolega ze szkolnej ławy każe mu schować się w stodole. Chwilę później wraca – w towarzystwie hitlerowców. „To jest ten Żyd. Weźcie go!”, mówi.
Drugi obrazek: Po wojnie Blatt wraca do Izbicy – jako jeden z tych, którzy przecież „mieli zniknąć”. Zatrzymuje się u piekarza. W nocy ten budzi go. „Tojwi, uciekaj stąd (…) Nie czekaj, bo może być za późno”. Na drodze Blatt widzi kilku mężczyzn. Ich zamiary są oczywiste. W ostatniej chwili zatrzymuje radziecką ciężarówkę i prosi o podwózkę do Lublina. Gdy słyszy odmowę, stwierdza z rezygnacją: „To mnie przejedźcie. Jest mi wszystko jedno”.
Te dwie sceny to klamra, która wyznaczy wojenny los Tojwiego i wszystkich, których imiona i nazwiska – najczęściej zapomniane, niefunkcjonujące w zbiorowej pamięci – Hetman postanowi nam przypomnieć. Los, w którym znajdzie się historia getta tranzytowego w Izbicy, dokąd zwożono żydowskich mieszkańców Rzeszy, Austrii, Czech, Moraw, zanim wywieziono ich do Bełżca czy Sobiboru, słynną ucieczkę z Sobiboru, wcześniejsze denuncjacje, ale i akty heroizmu, jakimi było chowanie Żydów w polskich domach, zbiorowe egzekucje i zbiorowe groby, los Fiszela Białowicza, któremu udaje się z takiego grobu wydostać i przeżyć, w końcu wspomnienie wizyty Jana Karskiego, który do Izbicy przybędzie jako kurier Polskiego Państwa Podziemnego w 1942 roku, w czasie największej fali deportacji Żydów do obozów zagłady.
Przeczytaj także:
Aby nam o tym wszystkim opowiedzieć, autor książki odwiedzi Izbicę – osobiście, ale też poprzez pryzmat publikacji jej dotyczących. Odwiedzi, by odtworzyć życie miasteczka, ale może bardziej po to nawet, by zbadać przyczyny wymazywania pamięci o Żydach z historii. Dziś już mało kto wie choćby, gdzie stała izbicka synagoga. Kilku starszych mieszkańców jeszcze wskaże miejsce po niej, ale młody chłopak spyta z rozbrajającą szczerością: „W Izbicy takie coś było”? Kilka osób wskaże kirkut, innym uda się też przypomnieć sobie kilka nazwisk. Mieszkająca w dawnym spichlerzu Kopniecka wspomni tę czy inną osobę, ale to ona powie w końcu: „Więcej Żydów nie pamiętam”.
Ta niepamięć narastała latami. Także z powodu chęci wypierania tego, co w życiorysach polskich współmieszkańców niezbyt chwalebne: „Esesmani wchodzą jeszcze raz. Ktoś tłumaczy łamanym niemieckim, że Żydzi na pewno gdzieś tu są, trzeba tylko starannie poszukać. W kilku miejscach zrywają deski ze ścian, ale nikogo nie znajdują. Ukryci czują ulgę. Ale wtedy do roboty biorą się Polacy. Planowo, metr po metrze” – czytamy. Albo: „Folksdojcze to byli nasze ludzie. Polskie. Izbickie (…) Gut, Słowik, Jowik, Karaputa, Szulc”. A w innym miejscu autor cytuje naukowe opracowanie: ”Gdyby działania poszczególnych niemieckich struktur okupacyjnych nie spotkały się z tolerancją, a nawet aktywnym wsparciem Polaków, deportacja Żydów do obozów zagłady nie byłaby możliwa”.
Po wojnie ta postawa nie znalazła potępienia. W latach 1947 i 1948 – jak pisze Hetman – o kolaborację z Niemcami oskarżonych zostało dziesięciu mieszkańców Izbicy. Ruszyło osiem procesów, skazano trzy osoby. Może w tej sytuacji nie powinno dziwić, że w Izbicy nie ma pomnika ku czci żydowskich mieszkańców pomordowanych w czasie Zagłady. Jest pomnik zbiorowy – „w hołdzie poległym i pomordowanym w latach 1863, 1920, 1939, 1946”. Na pomniku nie ma więc dat kluczowych dla eksterminacji Żydów.
Być może takim pomnikiem musi być zatem książka Rafała Hetmana – kompleksowa opowieść o żydowskiej Izbicy, w której jest miejsce dla każdego mieszkańca miejscowości, nawet jeśli nie sposób wymienić go z imienia, dla wszystkich tych, którzy tworzyli tę społeczność, zanim nadeszło owo „tysiąc czterdzieści dziewięć dni”.
Rafał Hetman, Izbica, Izbica
Wydawnictwo Czarne, 21 kwietnia 2021
ISBN: 9788381911962
„I don’t remember any more Jews,” one of the interviewees would tell the author. This phrase will best reflect the essence of Rafał Hetman’s story, because his book is about oblivion. Collective and individual. Often resulting from the desire to remain silent about one’s own participation in the Holocaust machine. Przemysław Poznański writes about „Izbica, Izbica”.