Cały potencjalny rozmach tej historii funkcjonuje bardziej na prawach domysłu, ukrytego w fotograficznym bokeh tła, na którym szczególnie dobrze wybrzmiewa ludzki wymiar całej opowieści – o „Płomieniu” Magdaleny Salik pisze Wojciech Gunia, pisarz, tegoroczny laureat Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego za powieść „Dom Motta”.

Powieść Magdaleny Salik raczej rozczaruje tych czytelników fantastyki, którzy sięgając po książkę oczekują wartkiej akcji, rozmachu i oszałamiających konceptów. Bo choć oczywiście znajdują się w “Płomieniu” sceny naładowane akcją i osadzone w efektownej scenografii, książka jest zaskakująco i konsekwentnie kameralna – jakby filmowana “ciasnym kadrem”, w którym przestrzeń wypełnia zawsze postać, i to z jej słów i działań wnioskujemy o całym kontekście.
Choć do warstwy “science” nie sposób mieć zastrzeżeń, walkę o uwagę czytelnika wygrywa przede wszystkim nadpisana na nią warstwa filozoficzna – nienachalna, subtelna, a jednak stawiająca pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź, i z tego powodu dotkliwe. Czym jest odpowiedzialność, jeśli podmiot działania nie może być świadkiem dalekosiężnych skutków swoich decyzji? W jakiej perspektywie pokoleniowej ta aksjologiczna próżnia wypełnia się zestawem pewnych, klarownych osądów? I – przede wszystkim – czy uczestnictwo w procesie, który z natury jest transgresyjny, wynika z kontekstowości norm moralnych, czy z ponadludzkiej konieczności dziejowej, dla której kategoria moralności nie ma żadnego znaczenia?
Te trudne pytania Magdalena Salik zadaje poprzez opowieść, dla której bazą jest historia toksycznego romansu – znów nietypowe zagranie jak na science-fiction – między liderem projektu największej wyprawy w historii ludzkości a etyczką, biorącą udział w przedsięwzięciu.
Przeczytaj także:
Albert Townsend to jakby ekstrakt z dzisiejszych medialnych królów technologicznego progresu: charyzmatyczny, opętany potrzebą dominacji strateg, człowiek ponadprzeciętnie inteligentny, a jednak w pewnym sensie emocjonalnie dysfunkcyjny, doskonale przystosowujący się do otoczenia, a jednak uczuciowo odeń odizolowany przez mur wzniesiony z ambicji i doskonałego opanowania. Doskonały manipulator z kompleksem Boga. Evelyn Brin to z kolei kobieta pełna wątpliwości odnośnie do moralnych aspektów misji, która walczy nie tylko o swój punkt widzenia, ale – przede wszystkim – zachowanie podmiotowości w relacji z Townsendem. To właśnie ona – jej wątpienie – w kluczowym momencie powieści przejmie stery i zmusi Townsenda do zmierzenia się z rzeczywistym, moralnym ciężarem odpowiedzialności.
Co jest przedmiotem tej odpowiedzialności? Technologicznym clou, na którym opiera się naukowy aspekt powieści, wcale nie jest podróż międzygwiezdna, ale mapowanie mózgu – wirtualizacja ludzkiej osobowości, możliwość stworzenia cyfrowego ekwiwalentu człowieka. Temat, który fantastykę naukową fascynuje w zasadzie “od zawsze”, a który w dobie coraz szybciej rozwijających się technologii wirtualnych, rosnących mocy obliczeniowych i naszej wiedzy o tym, jak działa ludzki umysł, powoli przestaje być abstrakcyjnym pytaniem, stając się wyzwaniem etycznym.
Magdalena Salik nie wnika bardzo głęboko w techniczne detale mapowania, nie zostaniemy więc zarzuceni pojęciami qualiów, neuronalnych korelatów świadomości i całą resztą twardej terminologii neuronaukowej, skupia się za to na dziwnej, podszytej czymś bardzo niepokojącym relacji między przedmiotem wirtualizacji a jej wykonawcą: człowiekiem, wchodzącym przy pomocy sztucznej inteligencji i schematów popkulturowych w rolę demiurga. Demiurga – dodajmy – mocno niedoskonałego.
Przeczytaj także
Użycie tego toposu ujawnia zresztą wprost pewną gnostycką podbudowę “Płomienia” (co nie jest w tradycji science-fiction zupełnym novum; do gnostycyzmu odwoływał się także Stanisław Lem w “Solaris”), doskonale widoczną w konstrukcji powieści, odsłaniającej stopniowo pewną hierarchiczność światów, w których funkcjonują postaci. Ale gorzka to gnoza i przewrotna: oto bowiem rzeczywistość – a w zasadzie rzeczywistości “Płomienia”okazuje się ostatecznie grą zbudowaną ze schematów, wyreżyserowanym spektaklem z przypisaną mu czysto użytkowo funkcją, w których zbawienie staje się równoznaczne z realizacją celu. A demiurg – istotą targaną nie dającymi się usunąć wątpliwościami.
W ten sposób Magdalena Salik pokazuje nam zresztą jeszcze jedną rzecz: łatwość, z jaką przenosimy potrzeby religijne; potrzebę i konieczność mitu na rzeczywistość gwałtownego progresu technologicznego. Tytułowy “Płomień” (i trudno w tym kontekście o bardziej adekwatny tytuł) – jego misja – stają się przecież formą globalnej religii ze wszystkimi jej atrybutami: bóstwami, najwyższymi kapłanami, rytuałami i uzasadniającą to wszystko teleologią. Tyle że religia ta podszyta jest paradoksem: dążąc do realizacji idei dobra dokonuje ciągłej transgresji – by nie powiedzieć, że pogwałcenia – norm etycznych. Także tych – zdawałoby się – fundamentalnych. Ale w ich miejsce nie tworzy nowych: nie może, jeśli jej fundamentem jest skuteczność i adaptacja.
Jest więc “Płomień” opowieścią o etyce nauki, a w zasadzie o nauce i postępie jako hipostazach funkcjonujących – podobnie jak sztuka – w głębi przedmoralnej. To one stawiają zadania etyce, nie na odwrót. “Płomień” Magdaleny Salik jest zaś przede wszystkim zaproszeniem do dyskusji o transgresyjnym wymiarze postępu technologicznego, a także o tym, jak osobiste uwikłania, emocje i – co tu dużo mówić – błędy odciskają się na procesach, których horyzont sięga daleko poza granicę ludzkiego życia. Często w zupełnie nieprzewidywalny sposób.
Zobacz także:
Magdalena Salik, Płomień
Wydawnictwo Powergraph, Warszawa 10 września 2021
ISBN: 9788366178564
The entire potential momentum of this story functions more on the basis of guesswork, hidden in the photographic background bokeh, on which the human dimension of the story is particularly well presented – Wojciech Gunia, writer, this year’s laureate of the Jerzy Żuławski Award for the novel „Dom Motta” (The House of Mott) writes about Magdalena Salik’s „Płomień (The Flame).