recenzja

Andaluzyjski rebus | Aleksandra Lipczak, Lajla znaczy noc; Emilia Dowgiało, O flamenco polskim piórem

Oprócz demontażu mitów, obie autorki znakomicie wykorzystują narracyjność. Zamiast kompilować suche fakty, układają je w opowieść, którą snują niespiesznie, a przy tym bez zanudzenia czytelnika nadmiarem szczegółów – o „Lajla znaczy noc” Aleksandry Lipczak i „O flamenco polskim piórem” Emilii Dowgiało pisze Edyta Niewińska.

Andaluzja czyli europejski orient i udomowiona egzotyka – tak najczęściej postrzegają ją turyści, nie tylko z Polski. Magia flamenco, cygańskiej spuścizny i arabskiej kultury działa nieodmiennie, od wielu wieków. Skąd się bierze cała andaluzyjska mitologia, w jaki sposób ukształtowała się w europejskiej kulturze? Zdarzyło mi się ostatnio przeczytać dwie książki autorek, które postanowiły dotrzeć do korzeni tych mitów, aby w pewien sposób je zdemontować. Przyznaję, że ten demontaż nie niesie ze sobą rozczarowania – wprost przeciwnie, pozwala zrozumieć, skąd wzięły się powszechne stereotypy i jak wygląda cała prawda na ich temat.

„Lajla znaczy noc” to zbiór esejów Aleksandry Lipczak, znanej już z zainteresowania Hiszpanią, w szczególności kulturą andaluzyjską. Jej poprzednia książka, „Ludzie z placu słońca” (Dowody na istnienie 2017) była zbiorem reportaży opisującym Hiszpanię w jej przeróżnych, często mniej spodziewanych aspektach. „Lajla…” jest efektem solidnej pracy badawczej, jaką wykonała autorka odwiedzając andaluzyjskie biblioteki, archiwa, zabytki i lokalne organizacje. Pracy, której efekt – podobnie jak w poprzedniej książce – został okraszony rozmowami ze zwykłymi ludźmi.

„O flamenco polskim piórem. Kulturowe realia i słowne bariery” to natomiast publikacja pracy doktorskiej Emilii Dowgiało, mieszkającej w Sewilli tancerki flamenco i nauczycielki hiszpańskiego. Autorka analizuje w niej zarówno korzenie samego tańca flamenco, który przecież nadal pozostaje najbardziej wyrazistym emblematem kultury andaluzyjskiej, jak również relacje polskich podróżników docierających w ten najdalszy zakątek Europy od XVIII wieku i oglądających pierwsze pokazy nowego wówczas tańca. Pochyla się nad mitem Cygana, który silnie funkcjonuje w europejskiej wyobraźni do dzisiaj, sprawdzając kiedy powstał i jak się ukształtował. Jednocześnie odmitologizowuje samą kulturę flamenco, opowiadając rzetelnie o jej korzeniach i wpływie na czasy nam współczesne.

Co łączy te dwie książki, będące w zasadzie pracami naukowymi? Oprócz demontażu mitów, obie autorki znakomicie wykorzystują narracyjność. Zamiast kompilować suche fakty, układają je w opowieść, którą snują niespiesznie, a przy tym bez zanudzenia czytelnika nadmiarem szczegółów. Autorki tworzą wokół historii autentyczny klimat, używając detali do zbudowania jasnego obrazu dawnych miejsc, miast i uliczek, meczetów i synagog, słynnych salonów tańca i kawiarni. Obie również miewają wątpliwości, obie przyznają, że brakuje źródeł i rzetelnej wiedzy na poruszane przez nie tematy, ale przy tym uczciwie rekonstruują rzeczywistość sprzed wieków, pozwalając czytelnikowi zanurzać się w niej i poczuć, jak mogło być. Dokładnie tak: mogło być. Bo niektórych tez oraz mających solidne podstawy teorii nie da się udowodnić, ale też nie można im jednoznacznie zaprzeczyć. Coś, co jest w dużym stopniu prawdopodobne, może stać się dzisiaj nowym mitem. Lipczak znakomicie pokazuje to na przykładzie convivencia, słynnej teorii o pokojowym współżyciu społeczności arabskich, żydowskich i chrześcijańskich w Andaluzji za czasów arabskiego kalifatu (VIII-XV wiek). Oprócz skonfrontowania ze sobą różnych teorii na ten temat, pokazuje przy okazji swego rodzaju „karierę” tego hasła oraz to, w jaki sposób funkcjonuje ono w naszych czasach – na przykład… w przemówieniu Baracka Obamy.

Odniesienia do codzienności są atutem tej książki. Być może to, pośród wielu innych argumentów, sprawiło, że „Lajla znaczy noc” znalazła się w tym roku na długiej liście książek nominowanych do nagrody Nike.

Przeczytaj także:

Aleksandra Lipczak w swojej książce nie porusza natomiast tematu flamenco. Z prostej przyczyny – jak udowadnia Emilia Dowgiało, jego korzenie sięgają zaledwie XVIII wieku. Łączę jednak obie te książki w jedną opowieść, ponieważ obie odnoszą się do najbardziej dzisiaj aktualnych andaluzyjskich mitów – arabskości i cygańskości hiszpańskiej kultury. Urzeka mnie w nich to, że autorki, dzięki swojej pisarskiej wrażliwości, podejmują odważnie trudne tematy. Nie opowiadają o zjawiskach i nie podają nam wyłącznie argumentów za i przeciw, które czytelnika nieobeznanego z historią pozostawiają bezradnego, w sytuacji niemożności rozstrzygnięcia kto ma rację i jak naprawdę było.

Nie opowiadają się, bo wcale nie muszą, po żadnej ze stron. Ich zadaniem jest zrekonstruować w jakimś sensie historię – na tyle, żebyśmy sami poczuli, jak się wówczas żyło, jakie były priorytety, z czym przyszło się zmagać tym, którzy mieli największy wpływ na powstawanie i umacnianie nurtów, które okazały się mieć tak ogromną siłę, że funkcjonują do dzisiaj, bez większych zmian i modyfikacji.

Mam do nich ogromny szacunek za wybór tych właśnie tematów – wydawałoby się, że w pewien sposób świętych i niepodważalnych dla kulturowego wyobrażenia dzisiejszej Hiszpanii. Miejmy świadomość, że sama Hiszpania chętnie korzysta z tych mitów i wcale niekoniecznie ma ochotę je urealniać. Dzięki nim przemysł turystyczny to jedna z najważniejszych gałęzi gospodarki. Bo ostatecznie o czym myślisz, czytelniczko, kiedy myślisz o Andaluzji? Arabskie dziedzictwo, Alhambra w Granadzie, drzewa pomarańczowe i flamenco. Lipczak zaczyna swoją opowieść od tego, czego nie było w Hiszpanii przed przybyciem najeźdźcy – jak w dzisiejszym spojrzeniu na historię postrzega się twórców arabskiego kalifatu Al-Andalus. A nie było wówczas na przykład cytrusów. Zdziwieni?

Myślę, że należy tu dodać na zakończenie jedną ważną uwagę: obie opisywane przeze mnie pozycje to nie książki dla znawców tematu. Z Marią, przewodniczką po Andaluzji mieszkającą w Sewilli, stoczyłam długą, wręcz kilkugodzinną debatę na temat „Lajla znaczy noc”. Dla niej ten zbiór esejów opowiada o czymś tak oczywistym, że równie dobrze mógłby być rozszerzoną wersją ulotek rozdawanych przy wejściu do Alhambry czy Alcazaru. Rozumiem ten punkt widzenia, mówimy wszakże o osobie, która w ramach swojej pracy nieustannie i uważnie studiuje nie tylko architekturę zabytków, ale także jej osadzenie w historii. Mnie z kolei, choć mieszkam w Andaluzji już niemal dziewięć lat, te opowieści pozwalają złożyć w całość kawałki informacji, różnych zasłyszanych od Hiszpanów historii i przekonań, przeczytanych tu i tam artykułów czy opracowań historycznych, w jedną, w miarę spójną całość. I ta całość okazuje się nie tyle misterną arabską mozaiką, co arabskim rebusem. Przypominając mi zarazem ile jeszcze mam tutaj, na miejscu, do odkrycia.

Natomiast szczerze polecam lekturę obu książek osobom, które wybierają się na urlop do Andaluzji lub fascynuje je kraina orientu i flamenco, ale wiedzę o niej czerpią, często nieświadomie, ze stereotypowych przekonań, wizerunków wykreowanych przez social media, programów telewizyjnych, filmów czy popularnych piosenek.

Przeczytaj także:

Emilia Dowgiało, w rozmowie na temat napisanej przez nią książki, powiedziała mi, że inspiracją były owe właśnie stereotypy, które ją, wieloletnią mieszkankę Andaluzji oraz aktywną uczestniczkę tutejszej kultury, nieco drażnią. Doskonale ją rozumiem, bo sama przewracam oczami, kiedy słyszę od napotkanych czasem turystów banalne zachwyty nad arabskimi zabytkami czy zjawiskowym flamenco, za które wzięty został ludowy taniec sevillana.

Dlatego właśnie książki, które czyta się z przyjemnością, które zaskakują i zachwycają, zarazem trzymając się faktów, zyskują dzisiaj na popularności. Osobiście życzę sobie, żeby było ich więcej. I niezmiernie cieszy mnie nominacja do Nike dla Aleksandry Lipczak. Bo lubię z nią odkrywać Hiszpanię, nawet jeśli czasem się z nią nie zgadzam albo irytuje mnie zbyt płytka analiza tematu, co zdarzało mi się przy lekturze “Ludzi z placu słońca”. Tym razem zaskoczyła mnie pozytywnie, podobnie jak opracowanie Emilii Dowgiało o flamenco. Nie spodziewałam się po żadnej z tych książek zaskoczeń, tymczasem obie okazały się najlepszą lekturą na temat Hiszpanii od czasów reportażu Katarzyny Kobylarczyk „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany”.

„Dezorientacja to stan, w który Hiszpania wprawia z łatwością” – pisze Lipczak. Odkrywanie Hiszpanii poprzez jej odmitologizowanie to stan przyjemnej dezorientacji, który zarazem daje szansę na zobaczenie oczywistych andaluzyjskich symboli z nowej, nieoczekiwanej perspektywy.

Aleksandra Lipczak, Lajla znaczy noc
Wydawnictwo Karakter, Kraków, 26 sierpnia 2020
ISBN: 9788366147522

Emilia Dowgiało, O flamenco polskim piórem. Kulturowe realia i słowne bariery
Wydawnictwo Wyższej Szkoły Filologicznej we Wrocławiu, 2018
ISBN: 9788360097649

1 komentarz

Możliwość komentowania jest wyłączona.

%d