książki

Oni, naród | João Ubaldo Ribeiro, Labirynt pamięci. Wiwat naród brazylijski!

João Ubaldo Ribeiro dokonuje w „Labiryncie pamięci” demitologizacji historii swojego kraju, przekłamywanej w połowie lat 80. XX wieku przez nacjonalistyczną propagandę rządzących. I daje dzięki temu nam powieść wnikliwą, rozbierającą na kawałki ducha narodu, a przy tym tyleż bolesną, ile nie stroniącą od humoru i elementów realizmu magicznego.

Ubaldo Ribeiro (zmarł w 2014 roku) był uważany przez wielu za największego współczesnego pisarza brazylijskiego. „Labirynt pamięci” pokazuje dlaczego – to gęsta, wielowątkowa proza, zapraszająca nas do precyzyjnie skonstruowanego świata, który choć jest światem wziętym z kart historii Brazylii, to nade wszystko pozostaje światem bohaterów zaludniających karty książki – ludożercy caboclo Capiroby, Mulata Amleta Ferreiry, Wargacza,  Júlia Dandão, Marii da Fé. To postaci fikcyjne, ale nade wszystko trzecio- czy czwartoplanowe z punktu widzenia Historii przez wielkie „H”. Nie są w żaden sposób skoligacone z tymi, którzy zaludniają strony szkolnych podręczników, bo Ubaldo Ribeiro tworzy w istocie „anty-historię” Brazylii. I zgodnie z mottem książki: „Tajemnica Prawdy jest następująca: nie istnieją fakty, są tylko historie”, opowiada o swojej wizji losów państwa, jakże innej od głoszonej przez propagandę dyktaturę pułkowników. Dlatego opowiada ich historie i na tym buduje swoją brazylijską opowieść.

Tak więc, gdy pod koniec powieści, już w latach 70. XX wieku, potomkowie bohaterów oglądają portrety przodków, ich przekonanie o wielkości protoplastów, heroiczności ich czynów, zderza się z tym, co o owych przodkach już wiemy, a co nie ma w sobie nic z wielkości, jest raczej zlepkiem przyziemności, codzienności i sporadycznych aktów czy to odwagi czy podłości.

„Labirynt pamięci” zdejmuje bowiem z historii kraju patynę, pokazuje tygiel, w którym rodzi się naród, a przede wszystkim autentyczne składniki, potrzebne do uwarzenia narodowej tożsamości, narodowej duszy. Dalekiej od tego, o czym mówi Amleto, przecież sam będący mulatem, dla którego narodem nie jest: „nieokrzesana masa analfabetów, chorowitych, pomarszczonych, malarycznych, Mulatów i czarnych”. Który przekonuje: „Klasy pracujące (…) nigdy nie będą narodem (…) ten naród bowiem będzie reprezentowany przez klasę kierowniczą, jedyną, która naprawdę dorasta do cywilizacji w wyższej formie europejskiej…”. To spojrzenie wynika z filozofii dzielenia narodu na tych, którzy zasługują, by nim być i tych gorszych, którzy zepchnięci muszą zostać na margines. Nazywanie ich narodem to „tak jakby Ateńczycy mogli nazywać helotów i niewolników Ateńczykami, jakby przesiąknięcie duchem Attyki wynikało z oddychania tym samym powietrzem i mieszkania w tym samym miejscu, tego samego miejsca urodzenia, a nie z urodzenia, rodu i dobrego ukształtowania rasowego i pedagogicznego”. 

Takie dzielenie narodu zderzyć się musi choćby z prawdą o tym, że naród tworzą wszyscy, nawet ci, o których – bez pogardy – mówi Maria da Fé, że są dziś „bandą bezdusznych ludzi, ludzkim ściekiem”.  

Bo naród to konglomerat postaw, ras, języków, światopoglądów, religijnych wierzeń, pochodna także tych, którzy jedli ludzkie mięso (choć nie byle jakie, tylko holenderskie, bo najsmaczniejsze), wierzyli w magię i bóstwa, a przede wszystkim kształtowali rzeczywistość wokół siebie czy to przemocą, gwałtem i okrucieństwem, czy codzienną ciężką pracą.

Ale rozprawiając się z sortowaniem obywateli i przyklejaniem etykiet mających wskazać tych mniej lub bardziej godnych miana Brazylijczyka pisarz zabiera nas w fascynującą podróż przez dziesięciolecia (a nawet stulecia, gdyby wziąć pod uwagę cały czas fabuły), podczas których snuje opowieść tyleż dla nas egzotyczną z powodu mało u nas znanej historii jego kraju, ile bliską z punktu widzenia emocji, wynikających głównie z niesprawiedliwości, z jaką muszą się mierzyć bohaterowie. Poczucie wyższości tych, którzy mają w sobie choćby domieszkę „białej” krwi, gwałt na czarnej dziewczynie przez białego, wynikający z kulturowego przyzwolenia, pragnienie wyrwania się z niewoli w świecie pogardzającym „kolorowymi” – wszystko to, choć zakorzenione w kontekście historii (główna oś fabuły to XIX wiek), wyzwala w bohaterach taki sam strach, niezrozumienie i gniew, jakie towarzyszą dziś każdemu, kto staje w obliczu pogardy czy przemocy ze strony tych, którzy z jakichkolwiek przyczyn uważają się za lepszych.

Niezależnie zatem od czasów, w jakich powstał „Labirynt pamięci”, książka niesie uniwersalne przesłanie, a przy tym oferuje wciągającą opowieść o ludziach, którzy budowali swój własny, mały świat, niejako przy okazji tworząc państwo, naród i jego Historię.

João Ubaldo Ribeiro, Labirynt pamięci. Wiwat naród brazylijski! (Viva o povo brasileiro)
Przełożył Wojciech Charchalis
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2020

%d bloggers like this: