Tym, czego głównym bohaterom „Winnych” Jarosława Czechowicza brakuje najbardziej, jest zdolność do przeżywania miłości. Są za to doskonale wprawieni w niszczeniu uczuć i w zastępowaniu ich – tworzącym nieprzenikalną barierę – chłodem.

W swojej najnowszej powieści Czechowicz zabiera nas do islandzkiego Ísafjörður i robi to nie bez przyczyny. Choć pewnie można by tam pojechać z jego książką i odnajdywać opisane ulice czy budynki, to tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Islandia zdaje się być tym miejscem, które – jak żadne inne – pozwala autorowi oddać przesłanie jego powieści. Widzimy to w zasadzie już w pierwszej scenie. Oto główna bohaterka, Anna, stoi na balkonie, paląc papierosa. Wokół czuć tylko lodowate powietrze, które „oddala się od żarzącego punktu, ale tylko po to, by uderzyć ponownie swoim obezwładniającym chłodem”. Ten krótki opis zawiera w sobie wszystko, co ważne dla zrozumienia „Winnych”. Bo jest to właśnie opowieść o wszechogarniającym bohaterów chłodzie, który prędzej czy później gasi najmniejsze nawet zarzewie potencjalnych uczuć.
„Winne” toczą się w dwóch planach czasowych, równie dla tej historii ważnych. Współczesny, w którym śledzimy losy nie tylko Anny, ale też jej siostry Ireny, pokazuje dalekosiężne skutki przeżytych traum, których źródła odsłania autor w warstwie rozgrywającej się zarówno w dzieciństwie bohaterek, jak i w ich późniejszym, samodzielnym życiu, które bohaterki układają sobie niejako wbrew ciążącym na nich uwarunkowaniom.
W obu planach widzimy, jak bardzo bohaterowie powieści Czechowicza – w swojej zdecydowanej większości – nie potrafią lub nie chcą kochać. Owszem, Anna i Irena potrafią o siebie zadbać, ratować się wzajemnie z opresji. Ale gdy je poznajemy, ich relacje dalekie są od serdeczności. To raczej wzajemne poczucie odpowiedzialności za tę drugą, wymuszona okolicznościami wymiana kliku zdań, która jednak nie pozwala na całkowitą szczerość, ani tym bardziej na okazanie sobie tego, co o uczuciu świadczyłoby najdobitniej – cierpliwości.
Nie może być inaczej. Czechowicz tworzy tu bowiem – podobnie zresztą jak w swojej pierwszej powieści – cały mikrokosmos wypełniony po brzegi toksycznością, która jak wirus infekuje kolejne osoby, odbierając im najpierw zdolność do empatii, a w końcu do odczuwania jakiegokolwiek sensu wzajemnych relacji. I nie dotyczy to tylko wąskiego rodzinnego grona, bo chłód rozprzestrzenia się szeroko, niszcząc prędzej czy później nawet te uczucia, które pojawiają się znienacka jak ów żarzący się punkt z pierwszej sceny. Marzenia, nadzieje, nawet tak tu nieczęsta miłość, stają się szybko parodią samych siebie, groteskowo zamrożonym w locie mirażem, zastygłym cieniem, potrafiącym we wspomnieniach bohaterów budzić tylko zażenowanie lub odrazę.
Zauroczenie staje się rozczarowaniem, bliskość – gwałtem, dotyk – ciosem. Bohaterowie „Winnych” jak mało kto potrafią się bowiem boleśnie ranić, poniżać, a przynajmniej odrzucać wyciągniętą do nich dłoń. Czasem jest to ich wina, czasem wina zostaje im wmówiona, bo jest w istocie pochodną przeżytych traum.
Czechowicz rysuje bowiem kilka modeli rozprzestrzeniania się chłodu. Od tego reprezentowanego przez matkę Anny i Ireny, w przypadku której określenie „apodyktyczna” wydaje się eufemizmem, przez ten, który niesie w sobie postać, skrywająca czyste zło pod maską dobrotliwego uśmiechu, po model nieświadomego zarażania chłodem, który staje się udziałem głównych bohaterek – „winnych”. Winnych tego, że nie potrafią wyleczyć się z zaszczepionej im choroby.
Nic dziwnego, że Anna wybiera wyobcowanie, ucieczkę. Nie tyle nawet z rodzinnego Krakowa do Ísafjörður, co od ludzi, od potencjalnych szans na zmianę, której się boi, od tego, co przeżyła. Wybór Islandii może być – gdzieś w głębi podświadomości – podyktowany desperacką nadzieją, że chłód można pokonać tylko innym chłodem. Choć przede wszystkim zdaje się tu chodzić o doświadczenie separacji, o to, by swoim chłodem nie zarazić już nikogo więcej. I – w pewnym sensie – może to być pierwsze marzenie Anny, które uda jej się spełnić.
Jarosław Czechowicz, Winne
Seqoja, Olsztyn 2020