Swoje tajemnice bohaterowie „Sarkofagu” ukrywają bardzo głęboko – w niedostępnych, dokładnie zabezpieczonych zakamarkach. Tych realnych i tych zbudowanych z milczenia. A przede wszystkim w odległej przeszłości.

Zuza Lewandowska powróciła. Płocka mecenas, mieszkająca z psem i papugą oraz dokwaterowanymi jej sublokatorami ze społecznego marginesu znów walczy ze zbrodnią. To dobra wiadomość, bo Jacek Ostrowski skonstruował tę postać znakomicie, przekonująco, dopracowując wszystkie jej szczegóły. Kto czytał „Paragraf 148” i „Czarnego wdowca”, ten wie, że Lewandowska sporo pije, jeszcze więcej pali i klnie bez zahamowań, ale przy tym jest nieustraszoną prawniczką, zdolną nie tylko do imponującej dedukcji, ale i do załatwiania spraw w bezkompromisowy sposób. Często wbrew, lub na przekór komunistycznej władzy – akcja powieści rozgrywa się wszak w latach 70. XX wieku.
Co jednak istotne, umiejętne budowanie postaci u Ostrowskiego dotyczy nie tylko głównej bohaterki. Od drobnego złodziejaszka Piosika, przez żałosnego kapitana Mariańskiego z jego manią zaszkodzenia Lewandowskiej, po lokalnych działaczy partyjnych i ich zdeprawowane dzieci, a nawet pewną kioskarkę owładniętą niezrozumiałą misją pomagania przyrostowi naturalnemu, wszyscy bohaterowie, nawet epizodyczni, są tu ludźmi z krwi i kości. Dzięki temu tło opowieści staje się jeszcze bardziej wiarygodne.
Bo tło opowieści jest ważne i Ostrowski dba o jego konstruowanie – w makroskali, z ulic i budynków Płocka tamtego czasu i w mikroskali, z detali takich jak marka palonych papierosów, tytuły czytanych gazet, oglądany w telewizji program czy w końcu wszechobecność esbeków. A także groteskowa w swej naturze jedna z pobocznych spraw, którą przyjdzie się zająć Lewandowskiej, dotycząca konsekwencji działań nadgorliwych lokalnych aparatczyków przy okazji gospodarskiej wizyty towarzysza Gierka.
Ale autor „Sarkofagu” zna jednocześnie umiar w dozowaniu elementów podupadającej komuny, co sprawia, że najważniejsza jest tu opowieść, jej świetnie rozplanowany rytm – od zaskakującego wydarzenia w pewnym opuszczonym domku na Parowie, po równie zaskakujące zdarzenia przynoszące rozwiązanie wątków. Dwóch, bo Lewandowska zmierzyć się musi z więcej, niż jedną zagadką, choć obie – tak się składa – dotyczą tym razem odległej przeszłości.
Jedna z nich – oparta zresztą przez autora na faktach – to sprawa zginięcia pewnego mężczyzny, miejscowego kapelusznika, kolegi zmarłego ojca mecenas Lewandowskiej. To ostatnia sprawa zostawiona przez niego córce i nic dziwnego, że ta podchodzi do niej emocjonalnie. Czy mężczyzna żyje, tylko uciekł z kochanką, jak chcą jedni, czy może nie żyje, zakopany w anonimowej mogile, jak utrzymują drudzy? Na pewno sprawa budzi emocje, bo gdy tylko Lewandowska zaczyna przy niej grzebać, natychmiast zaczyna być wokół niej gorąco.
Ale jest i sprawa druga, dotycząca zwłok znalezionych co prawda współcześnie, która jednak również zaprowadzi bohaterkę w przeszłość. Tym razem w tę, która w jakimś stopniu dotyczyć będzie także jej samej. Popadnie przez nią zresztą w poważne kłopoty, bo zupełnie niechcący otrze się o kwestie … wyrastające poza lokalne płockie podwórko.
Warto zauważyć, że nie stroniąc od ważkich tematów i wątków Ostrowski bawi się (i nas) pisaniem. „Sarkofag” przepełniony jest humorem – głównie, choć nie tylko, za sprawą Zgagi, papugi należącej do mecenas Lewandowskiej. Ale zabawa polega jeszcze na czymś innym – otóż powieść czerpie garściami z tradycji powieści gatunkowej, mrugając do nas okiem sceną jak z „Pana Samochodzika” Nienackiego czy typowym dla Agathy Christie lub Arthura Conan Doyle’a motywem „zamkniętego pokoju”. To dodatkowa wartość „Sarkofagu” – trzeciej (choć podobno nie ostatniej) odsłony jednego z ciekawszych kryminalnych cyklów ostatnich lat.
Jacek Ostrowski, Sarkofag
Skarpa Warszawska 2019