filmy muzyka

Kot w worku | Koty (Cats), reż. Tom Hooper

Jak to nie zachwyca, jeśli zachwyca – chciałoby się, parafrazując Gombrowicza, zakrzyknąć po seansie „Kotów” Toma Hoopera. Bo ten musical jest przecież kwintesencją tego wszystkiego, co powinno się z założenia podobać, ale się nie do końca podoba. Bo choć detale są piękne, to całość jednak się czasem nie skleja. Jakby wszystkiego było jednocześnie za mało i za dużo.

Czekałem na tę premierę z niecierpliwością. Wydawało się, że zaangażowanie do tego projektu Toma Hoopera, dwukrotnie nominowanego do Nagrody Emmy, nominowanego do nagrody BAFTA TV Craft dla najlepszego reżysera, nominowanego do takich nagród jak: Złoty Glob, Nagroda Satelita czy nagroda BAFTA (w sumie film otrzymał czternaście nominacji do nagród BAFTA) i zdobywcy Oscara w 2011 r. za rewelacyjny film „Jak zostać królem”, przy tym reżysera tak udanie przeniesionego na ekran musicalu „Les Misérables”, będącego adaptacją „Nędzników” Victora Hugo po prostu musi odnieść sukces. Niewątpliwie w tym przypadku wizyta w kinie przypomina „kupowanie kota w worku” i jest tego przysłowia doskonałą kwintesencją. Film za granicą został bardzo źle odebrany. W atmosferze skandalu wytwórnia najpierw przemontowała film, a potem wycofała z rywalizacji o Oscary. Obrazu katastrofy dopełnia rysująca się na horyzoncie klapa finansowa. Ekranizacja może stać się symbolem tego, jak mimo dobrych składników wszystko da się koncertowo spieprzyć.

Bo przecież „Koty” to broadwayowski przebój, który grany jest na całym świecie od 1981 r. i który obejrzało ponad 50 mln widzów. Dzieło skomponował i wyprodukował słynny Andrew Lloyd Webber. W 1998 r. musical w scenicznym formacie został zarejestrowany na scenie specjalnie do tego celu zaadaptowanego Adelphi Theatre. Obsadę tamtego widowiska stanowili młodzi artyści z różnych międzynarodowych wystawień musicalu. Dołączyło do nich kilku artystów, którzy wystąpili na Broadwayu. Elaine Paige oraz Susan Jane Tanner powtórzyły swe premierowe kreacje (Grizabelli i Griddlebone). Ken Page powtórzył swoją broadwayowską kreację jako Old Deuteronomy. Tamten film był wielokrotnie emitowany w telewizji oraz został wydany na DVD i blu-ray. Jednak dopiero teraz musical doczekał się adaptacji filmowej.

Musical opowiada o trwającym całą noc kocim balu „Jellicle Cats”, którego kulminacyjnym punktem jest wskazanie przez Wyrocznię kota lub kotki, który, lub która, zasługuje na to by się ponownie odrodzić. W wydaniu scenicznym koty słowami T.S. Eliota z poematu „Wiersze o kotach” („Old Possum’s Book of Practical Cats”) opowiadają o swoich życiowych doświadczeniach, losach i przypadkach. W najnowszym filmie tę opowieść poprzedza jednak brutalna scena wyrzucenia na śmietnik kota w worku. W odróżnieniu od przedstawienia scenicznego, w filmie dostajemy zatem nie tyle kocią historię, co opowieść o próbie znalezienia nowego, swojego miejsca w świecie, odrzuceniu, ale też przygarnięciu, włączeniu do nowej tak różnorodnej społeczności. Jest też opowieścią o pragnieniu zrozumienia, ciepła i dotyku, przyjaźni i miłości. Wspólne dla obu widowisk jest niejako będąca zwieńczeniem kocurkowego balu swoista apoteoza Grizabellii.

Na ekranie zobaczyć teraz możemy takie gwiazdy światowego formatu, jak Ian McKellen w roli Gusa – Asparagusa, który doskonale zastąpił w tej rolni niezrównanego Johna Millsa, Jennifer Hudson, która wcieliła się w Grizabellę, wcześniej graną przez doskonałą Elain Paige, czy Judy Dench jako Nestor (w polskiej wersji filmu Wyrocznię). Tu aktorka zastąpiła inną postać – granego przez Kena Page’a Old Deuteronomy’ego. Przy okazji warto nadmienić, że aktorka miała wiele lat temu zagrać Grizabellę na Broadewayu, ale w czasie prób skręciła nogę i zastąpiła ją na scenie właśnie Paige. Większą rolę do odegrania (bo w przeciwieństwie do musicalu – śpiewaną, a nie tylko taneczną) dostał Idris Elba wcielający się w Macavity’ego, czarny charakter tego obrazu (w musicalu grał go Bryan Wolters). Największą jednak metamorfozę przeszła postać Victorii grana teraz przez Francescę Hayward, która zyskała własny głos, a dzięki temu zabiegowi stała się poniekąd główna postacią filmu. Przepiękna piosenka „Beautiful ghosts” – napisana specjalnie do filmu – długo jeszcze po wyjściu z kina brzmi w uszach i pozostaje w pamięci. Staje się przez to obok niesamowitej, niezmiennie przejmującej, „Memory” wokalnym dwugłosem, razem tworzącymi oś widowiska.

Niestety, ani znakomite nazwiska i doskonałe aktorstwo gwiazd oraz całej reszty zespołu, ani budżet, który w dużym stopniu poszedł na efekty specjalne, dzięki czemu choreografia mogła zostać zaplanowana nawet dla poruszających się tu kocich uszu czy ogonów, ani nawet nowe aranżacje nie są w stanie sprawić, by „Koty” Hoopera dało się oglądać bez pewnego znużenia. Produkcja ta jest tak zachowawcza, tak niezdolna do sięgnięcia po nowe idee, że budzi rozczarowanie, a nawet złość u każdego, kto by chciał zobaczyć widowisko wykraczające poza utarte schematy. Przecież „Koty” od pierwszych strof wierszy T.S. Eliota i pierwszych taktów musicalu, są utrzymanymi w konwencji lirycznej opowieściami ludzi o kotach. Oczywiście charakteryzacja i stylizacja, kostiumy i choreografia mają nas wprowadzić w świat tych małych domowych i podwórzowych drapieżników, które postanowiły swój los związać z naszym gatunkiem, ale jest to tylko konwencja, poza którą wyszedł i autor „Old Possum’s Book of Practical Cats” i Webber. „Koty” Hoopera – choć fabularnie odświeżone – są wtórne w warstwie wizualnej i narracyjnej. Nikt nie oczekiwał tu przecież ckliwej historii miłosnej, choć nawet i ona w innych dekoracjach i łamiąc stereotypy byłaby odświeżająca.

Na „Koty” Toma Hoopera każdy miłośnik musicali powinien jednak pójść sam, by wyrobić sobie własną opinię. Moim zdaniem film nie zasłużył na aż tak druzgocące recenzje, jak te, z którymi mogliśmy się zapoznać tuż po premierze. Muzycznie przecież jest to doskonały utwór o nieprawdopodobnie urokliwym libretto. Warto będzie też posłuchać Judy Dench, choć nie jest to już niestety wokalnie ta sama aktorka, którą widzieliśmy w 2009 r. jako Liliane La Fleur w musicalu „Nine”. Na pewno nie zawiedziemy się słuchając wykonania Iana McKellena w roli Gusa-Asparagusa. Warto też zwrócić uwagę na aktorów młodszego pokolenia, bo będą potrafili dostarczyć wytrawnym melomanom dobrych muzycznych wrażeń. Robbie Fairchild wiedzie prym jako Munkustrap. A Rebel Wilson jako Jennyanydots czy Laurie Davidson w roli dr. Mistffelessa albo Jason Derullo jako Rum Tum Tugger pokazują już, że to do nich może wkrótce należeć scena.

Koty (Cats), reż. Tom Hooper
Na podstawie musicalu Andrew Lloyda Webera, do libretta Trevora Nunna, opartego o wiersze T.S. Eliota
Dystrybucja: UIP

%d bloggers like this: