felieton seriale

Fryczkowska w odcinkach | Zbiorowy kopciuszek, czyli przegrywy całego świata, łączcie się w chóry!

Netflix zrobił kolejne zakupy, i nabył między innymi serial Glee. Dobra inwestycja. No ale z czego tu się cieszyć, spyta niejedna czytelniczka? Bo czy można jeszcze coś świeżego opowiedzieć o do cna wyeksploatowanym temacie amerykańskiej szkole średniej? Tymczasem serial Glee dowodzi, że i na tematy zużyte w tysiącach produkcji, można opowiedzieć historię, która szybko stanie się kultowa, zgarnie dziesiątki nagród filmowych, a gwiazdy będą się zabijać,  żeby tam zagrać w epizodzie.

Jakimś cudem w tej straszliwej amerykańskiej szkole średniej, która niemal od zawsze jest doskonałą ilustracja darwinowskiej teorii, że przeżyją tylko najlepiej przystosowani, powstać ma szkolny chór. Niestety, do chóru  zgłaszają się głównie ci, do których mało kto chciał się przysiadać w szkolnej stołówce.

W chórze znajdą się więc: chłopak na wózku, który na dodatek jest etatowym szkolnym kujonem; ogromna czarnoskóra dziewczyna; niemal wyoutowany gej, który kocha musicale; zarozumiała żydowska gaduła, która marzy o zostaniu Barbrą Streisand, a na dodatek wychowuje ją para gejów; no i na osłodę klasyczny amerykański zestaw: wiodący szkolny sportowiec o rozumku odwrotnie proporcjonalnym do szerokości ramion, któremu towarzyszy blondwłosa seksowna szefowa cheerleaderek. Ta ostatnia udziela się również jako główna działaczka licealnego klubu dziewic (swoją drogą takie kluby to może jakiś pomysł na ożywienie polskich szkół średnich w kryzysie? Teraz zobaczymy, czy Zupełnie Inną Opowieść czytuje ktoś z naszego Ministerstwa Edukacji :-).

Temu zestawowi szkolnych przegrywów będzie szefować nauczyciel hiszpańskiego, który za młodu marzył o karierze wokalnej, a teraz marzy już tylko o tym, by jakoś przetrwać, w pracy i w domu.

No i co? Cóż, z wzajemnej pogardy, niezrozumienia i totalnego niezgrania, ale i niezrealizowanych marzeń oraz rozpaczliwej odwagi rodzi się nagle nowa jakość tej grupy, i ta jakość chwilami bywa imponująca.

A teraz niech rękę podniosą ci, którzy pomyśleli, że nasi sympatyczni dziwacy, pośpiewawszy chwilę na estradzie, dostali się przebojem do grona tak zwanych licealnych popularsów. Otóż nie, to byłoby za proste. Popularsi nadal chętnie gnębią naszych chórzystów, którzy nadal się znajdują niemal na samym końcu szkolnego łańcucha pokarmowego. Łatwiej jednak przeżyć represje, gdy po lekcjach idzie się zaśpiewać w gronie podobnych sobie odmieńców.

Glee byłoby więc klasyczną, bajkową historią o zbiorowym Kopciuszku, gdyby nie mnóstwo dodatkowych smaczków i wdzięków. Po pierwsze nie jest tu wzniośle, tylko złośliwie i dowcipnie, kolorowo i z przekąsem. Po drugie: ta przypadkowa grupa freaków doskonale śpiewa i tańczy. A po trzecie: co też oni śpiewają! I Lady Gagę, i Beatlesów, Deszczową piosenkę i Dirty Dancing, Madonnę i Barbrę, Chicago i Rocky Horror Picture Show, hity uznane i hity odkurzone, pełen przekrój amerykańskiego popu i musicali w wykonaniu młodych, oryginalnych głosów, w świeżej aranżacji.

Z grupą śpiewających tęczowych dziwaków walczy energiczna wuefistka, reprezentująca tzw. zdrowe amerykańskie wartości, czyli umiłowanie siły i tak zwanej normalności. Ale co tam, sympatia widzów i tak sytuuje się po stronie chóru dziwaków, bo przecież w każdym z nas drzemie przegryw, a każdy przegryw nocami śni o triumfach. I niekiedy ich dostępuje, czego Glee jest najlepszym przykładem.

Glee
Twórcy: Ryan Murphy, Brad Falchuk, Ian Brennan
Występują: Dianna Agron, Chris Colfer, Darren Criss, Jane Lynch, Jessalyn Gilsing
Fox 2009-2015

Zdjęcie autorki: Przemysław Jakub Hinc/zupelnieinnaopowiesc.com, zdjecie z serialu: materiały prasowe

%d bloggers like this: