Miami. Wieczne gorąco. W takiej zupie wielu odbija. Jemu nie. On to robi na zimno. Przystojny, z pięknym uśmiechem, ma dobre maniery i umie rozmawiać z każdym, a już dzieci za nim przepadają. W pracy – sumienny, prawie genialny, dla siostry – empatyczny i wspierający. Temu ideałowi zięcia sąsiedzi kłaniają się z uśmiechem, a koledzy zapraszają na rodzinne kolacje. Co więcej: po pracy nie pije ani się nie łajdaczy, tylko zajmuje się swoim oryginalnym hobby. Jakim? No cóż. Dexter raz na jakiś czas musi kogoś poćwiartować.

W szkole scenariuszowej uczyli nas, że główny bohater nie może być zły ani niesympatyczny, bo takiego nie polubimy ani się z nim nie zidentyfikujemy. Po czym zaraz, na zaprzeczenie tej tezy, pokazali nam Milczenie owiec. Bo reguły istnieją po to, żeby je znać, a potem, w miarę potrzeby, łamać. Hannibala Lectera z Milczenia człowiek się bał, ale i go wielbił. Nie był sympatyczny, ale potrafił być ujmujący i dowcipny, poza tym był geniuszem, nie tylko zbrodni, miał pamięć fotograficzną, szybko umiał rozpracować człowieka i przekonać go do tego, do czego chciał przekonać. Na przykład do połknięcia własnego języka, co kończyło się fatalnie dla połykającego. Jakąż trzeba mieć siłę perswazji, by przekonać sąsiada z celi obok do czegoś takiego? I niby była tam szorstka, zdeterminowana Clarice Starling o twarzy Jodie Foster, ale przecież to nie ona podbiła serca widzów, choć dziewczyna była z niej uczciwa, odważna i ambitna, tylko ten genialny psychopata.
Hannibal Lecter wysoko zawiesił poprzeczkę, jeśli chodzi o seryjnych morderców, których kochamy. Wielu starało się do niej doskoczyć, nie wszystkim się udało. Ale po latach znalazł się taki, który przeskoczył ją z dużym zapasem. Kto? No właśnie Dexter.
Dexter Morgan pracuje w policyjnym laboratorium kryminalistycznym w Miami. Nieśmiały i pełen wdzięku, za dnia wygląda i zachowuje się niczym ideał sąsiada lub zięcia, jakiego chciałybyśmy przyprowadzić naszym matkom. Otóż ten cholernie sympatyczny facet lubi tropić zbrodniarzy, którym udało się uniknąć kary, po czym w bardzo okrutny sposób samodzielnie wymierza im sprawiedliwość.
Serial to niby sensacyjny, właściwie dlaczego niby, jest naprawdę sensacyjny, porządnie kryminalny i świetnie zrobiony, więc wciąga jak elektryczna maszynka do mięsa, ale jednocześnie, trochę mimochodem, zadaje podstawowe dla ludzkości pytanie o dobro i zło, o zbrodnię i zemstę, o sprawiedliwość i karę śmierci. Problem mamy w tym, że w klasycznych opowieściach złe czyny, koniec końców, zawsze zostają ukarane, natomiast te dobre – nagrodzone. Bohaterowie miewają pewne słabości, ale towarzyszymy im w ich przezwyciężaniu. W Dexterze również źli zostają ukarani, tyle że ten główny zły, czyli sam Dexter, bardzo się stara, żeby jego sprawiedliwość nie dosięgła, a my – co gorsza – mu w tym kibicujemy. I szybko sobie uświadamiamy, że oto właśnie uwielbiamy seryjnego mordercę, świetnie go rozumiemy, a co gorsza – zaczynamy się z nim identyfikować. Bo Dexter może i ma niezdrowe upodobania, trudno bowiem miłość do ćwiartowania ludzi nazwać upodobaniem zdrowym. Ale przy tym jego zbrodnia jest estetyczna: sterylne, oklejone folią wnętrza, precyzyjnie kierowane strumienie krwi i schludne pozbywanie się zwłok w wodach przybrzeżnych Miami. No i przecież Dexter nad swoimi upodobaniami panuje, co stara się codziennie udowodnić, kierując je wyłącznie w stronę złych ludzi, bardzo złych, tak złych i sprytnych, że udało im się uciec przed wymiarem sprawiedliwości. Czyli czyniąc zło, jednocześnie dobro czyni, bardzo to przewrotny zamysł, iście diabelski nawet, powiedziałabym.
„Twój ulubiony seryjny morderca” głosi przewrotne hasło reklamowe serialu. Tak, właśnie tak. Na miejscu różnych organizacji wojujących o dobro sumienia swych owieczek, mocno zatem bym się serialem Dexter zainteresowała, bo i sama, nie należąc do żadnej, zostaję z niezłym zamieszaniem w sumieniu.
Dexter
Twórca: James Manos Jr.
Występują: Michael C. Hall, Jennifer Carpenter, David Zayas
Showtime 2006-2013
