recenzja

Faceci zwierzolubni | Męskie zwierzenia, zebrała Agnieszka Gozdyra

Agnieszka Gozdyra rozmawia z mężczyznami obecnymi w polskiej polityce i kulturze. Nie pyta ich jednak o programy partii i ugrupowań politycznych. Rozmowy nie dotyczą też aktualnej sytuacji społecznej, choć akurat poglądy rozmówców Gozdyry na bieżące działania partii rządzącej mogłyby być ciekawe dla czytelnika. To o czym będą rozmawiali ci wszyscy faceci ze znaną dziennikarką? O zwierzętach.

Może nie jest też tak, że zupełnie uda się rozmówcom Agnieszki Gozdyry oderwać od polityki, bo przecież poglądy na prawa zwierząt, zdolność przez nie do posiadania emocji i odczuwania, a szerzej na rozumienie przyrody, są częścią światopoglądu politycznego, więc nie da się od niej zupełnie odseparować. Wszyscy też pamiętamy sprawę budowy obwodnicy przez dolinę Rospudy, wycinkę stuletnich świerków w Puszczy Białowieskiej, brak zakazu hodowli zwierząt futerkowych i wciąż nieistniejący zakaz występów cyrku z udziałem zwierząt. To jest polityka. Jednak uda się tę wielką państwową politykę odsunąć na bok. Na pierwszy plan wysuwając stworzenia, które skradły duszę tym ośmiu silnym facetom.

Opowieść ta jednak zaczyna się od wspomnienia domu rodzinnego autorki zbioru, od wspomnienia jej babci, mamy i Diany. Suczki rasy collie. I od ojca autorki. Pierwszego mężczyzny tu wymienionego, który wiedział jak się zachować. Kolejnym – niewartym nawet tego, i zgadzam się tu z Gozdyrą, by nawet zastanowić się nad jego personaliami – jest ten, który bestialsko skopał szczeniaka Fijo. Takie zderzenie postaw i wartości odpowiednio wprowadza nas w temat książki.

Bo jak napisała autorka: „To książka, która powstała z braku przyzwolenia na zło wobec tych, którzy sami się nie obronią, bo nie mają głosu ani siły. Bo są tak stworzone, że czasem pójdą nawet za swoim katem”.

Kim są zatem rozmówcy Agnieszki Gozdyry? Ośmiu, śmiało chyba można napisać, wspaniałych. Opowiedzą o swoich związkach ze zwierzętami, z psami, kotami. Znajdziemy tu zatem Tytusa Hołdysa oraz jego ojca Zbigniewa, Roberta Biedronia, Janusza Chabiora, Szymon Majewskiego, Andrzeja Rozenka, Marcina Różalskiego i Leszka Stanka i zwierzaki, które razem z nimi były i są. Każdy z tych zapisów rozmów z autorką zbioru to historia ich związków z czworonogami przygarniętymi, zaadoptowanymi i przyjętymi przez nich pod dach. Ale tak naprawdę to świadectwo ich człowieczeństwa. Oczywiście poglądy wielu z nich na sprawy zwierząt są znane od lat, ale te prywatne relacje z „braćmi mniejszymi” mieszkającymi razem z nimi, nie były powszechnie znane. A tu uchylają nam rąbka tajemnicy. Zaglądamy do ich domów, mieszkań i stajemy się świadkami szczęścia i nieszczęścia. Poznajemy ich bez makijażu, kostiumu scenicznego, sztywnych garniturów, blasku fleszów i kamer. Prywatnie, domowo, rodzinnie. Przeczytamy co mówią i myślą o zwierzakach w ich życiu.

Mój ulubiony, zaznaczam dość krwisty fragment, z rozmowy Gozdyry z Różalem – Marcinem Różalskim brzmi: „W dzisiejszych czasach, gdy technika posunęła się do granic absurdu, gdy jesteśmy kontrolowani przez nasze smartfony, zdobywamy kolejne planety, taka pani mi mówi, że rodzinnym interesem jest hodowanie zwierząt na futro? To jest, kurwa, jakaś paranoja. Jak można normalnie żyć wiedząc, że masz za ścianą ileś klatek z żywymi, cierpiącymi istotami. Rodzinny interes to ładnie brzmi. Tradycja z pokolenia na pokolenie… Znaczy tatuś zabijał i ja też?”. Mam nadzieję, że te słowa zachęcą przyzwoitych ludzi, którym troska o zwierzaki nie jest obca, do sięgnięcia po tę pozycję. Bo po prostu warto.

Męskie zwierzenia, zebrała Agnieszka Gozdyra

Oficyna 4eM, Warszawa 2018

%d bloggers like this: