artykuł

Raj czyli utopia | Przekrój, zima 2019

Niektórzy lubią zimę, inni – do których nie przemawia okładkowa propaganda mniej lub bardziej radosnych śnieżnych sportów – spędzają ją na marzeniu o lepszym świecie, który przyniesie wiosna. Czasem zmienia się to w marzenia o raju, czasem w utopię – co często na jedno wychodzi. I chyba zapominamy, że – jak przekonuje najnowszy kwartalnik „Przekrój” – i przyszłość, i przeszłość w zasadzie zależy od nas, a poza tym nie ma czegoś takiego jak czas.

Jeśli marzyliście o tym, żeby przeczytać nigdy niepublikowane opowiadanie Stanisława Lema, to takie marzenie się spełnia – wystarczy zajrzeć do najnowszego „Przekroju”, gdzie znajdziecie „Polowanie” – wizję przyszłości, w której jedno się nie zmienia: są ci, którzy polują, i ci, którzy muszą uciekać przed obławą.

Z pozostałymi marzeniami – a szczególnie tymi o lepszych czasach – jest trochę jak z Erą Wodnika, znamionującą nadejście powszechnej szczęśliwości. Albo będzie za ponad tysiąc lat, albo już trwa, i to od dawna. W zasadzie zależy to od nas. Kto bowiem chce, może sobie raj – wedle swoich wyobrażeń – stworzyć już dziś. Jak zrobił to burmistrz Marinelady w hiszpańskiej Anfdaluzji, zarządzający miastem ułożonym na modłę socjalistycznej utopii, która jednak działa. Piszą o tym Łukasz Kaniewski i Barbara Budziaszek w reportażu „Utopia po andaluzyjsku”. Z kolei Ewa Pawlik („Być jak Anastazja”) relacjonuje życie anastazjowiczów, grup z Rosji żyjących w zgodzie z naturą i tym, co podpowiada słowiańska dusza. Są też raje jeszcze bardziej dosłowne, jak Seszele opisane i sfotografowane przez Joannę Domańską, ale i raj, jaki funduje Moskwiczanom sam Władimir Putin – olbrzymi park w centrum rosyjskiej stolicy, stworzony w miejscu zabytkowego Zarjadja wyburzonego za czasów Stalina.

Czasem raj bywa też przyszłością, która nie nadeszła, bo nadeszła zupełnie inna („Dwie wizje przyszłości Aldousa Huxleya” Tomasza Wiśniewskiego), a czasem tylko ułudą – jak pisze Renata Lis w „Jakie piękne złudzenie”, od zawsze próbujemy zmienić nasza rzeczywistość w raj na Ziemi, ale jest on możliwy tylko „przez chwilę i przez przypadek kosztem nieświadomości i przełączenia sumienia w tryb stand-by”.

Zresztą, oczekując, że przyszłość przyniesienie zmianę na lepsze, możemy się przeliczyć. I to po wielokroć. Po pierwsze może to być przyszłość spod znaku cyfrowego boga, czyli supernowoczesnej sztucznej inteligencji, która pozna odpowiedzi na wszystkie pytania (Tomasz Stawiszyński, „Czekając na (sztucznego) Godota”). Oczywiście dzięki technologiom może to być przyszłość całkiem wygodna – weźmy na przykład takie autonomiczne samochody. Wszyscy na to czekamy, prawda? No może nie wszyscy – ta wizja wcale nie musi być szczęśliwa dla każdego, o czym pisze Łukasz Lamża w „O małpach i autach”.  Jedyna nadzieja w pannie Angst (Marcin Fabjański, Alecos Papadatos), która po raz kolejny swobodnie przekracza granice czasu, by ratować fundamenty naszej teraźniejszości (choć raczej te filozoficzne).

A jeśli już uprzemy się, że „byle do wiosny”, to warto pamiętać jak o czasie myślą Aborygeni, według których – co przeczytamy w „Tu i teraz, czyli zawsze” Aleksandry Reszelskiej – wszystko i tak istnieje w mitycznej epoce Czasu Snu, która jednocześnie jest i nie ma. Zdaje się to doskonale rozumieć Filutek (na stronie ”Rozmaitości”) – który wie, że wstawanie z łóżka w pewnych okolicznościach nie ma po prostu sensu.

Przekrój, nr 1(3564)/19

Fundacja Przekrój

%d bloggers like this: