recenzja

Przeklęte dziecko | Jessica Townsend, Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow

„Nevermoor” oferuje magię i przygodę zrodzoną z bujnej wyobraźni autorki, rozgrywające się w konsekwentnie skonstruowanym świecie, któremu nieobce jest tak uczucie przyjaźni i lojalności jak mrok zawiści, rywalizacji i niesprawiedliwości. Mam jednak wrażenie, że dopiero drugi tom pokaże, z na ile oryginalną serią mamy do czynienia.

Nie da się uniknąć porównań serii o Morrigan Crow do sagi o Harrym Potterze – przede wszystkim dlatego, że inspiracja książkami J.K. Rowling u autorki „Nevermoor” jest niezaprzeczalna. Czy to źle, skoro i autorka „Harry’ego Pottera” czerpała garściami z mitów i tradycji? Nie, póki mamy do czynienia z opowieścią oryginalną, a więc taką, która być może jest nawet podobna do świata Hogwartu z punktu widzenia siły tworzącej ją wyobraźni, ale różna pod względem fabularnym. Więc jak to jest z „Nevermoor”?

Nad Morrigan Crow krąży klątwa. Bardzo konkretna, namacalna wręcz – przynajmniej dla wszystkich tych,którzy zamiast poszukać źródła problemów u siebie lub wytłumaczenie porażki odszukać w zwykłym porządku rzeczy wolą zwalać winę za niepowodzenia na innych. W świecie, w którym żyje Morrigan jest ona jednym z kilkorga tzw. przeklętych dzieci, które obwinia się o wszystko: i o śmierć ogrodnika, i o problemy z partią marmolady w miejscowej przetwórni, i nawet o plamy na obrusie. Na szczęście dla całego społeczeństwa, przeklęte dzieci nie żyją długo – umierają w wieku jedenastu lat. I Morrigan doskonale o tym wie, bo jest to w jej świecie wiedza powszechna. I jest to świat dla niej bezwzględny, który nie pozostawia jej złudzeń i który zdaje się tylko czekać na jej zgon. Jest to więc wizja mroczniejsza, niż w pierwszym tomie „Harry’ego Pottera”, gdzie bohater – również do jedenastego roku życia – mieszkał po prostu u rodziny, o której można było powiedzieć wiele złego, ale nie, że wyczekiwała śmierci chłopca. Za to, podobnie, jak Rowling, Jessica Townsend też postanawia ocalić swoją bohaterkę od tak wrogo nastawionego do niej świata. Jak się możemy domyślić,Morrigan Crow, wbrew przepowiedniom, nie umiera, lecz za sprawą niejakiego Jupitera Northa przeniesiona zostaje do tytułowego Nevermooru (skojarzenie nazwy z Neverland, czyli Nibylandią z „Piotrusia Pana” J. M. Barriego nasuwa się niejako automatycznie) – świata, czy też wymiaru, o istnieniu którego nie mają pojęcia zwykli mieszkańcy niejakiej Republiki Lodowodu, na której terytorium znajduje się Szakalin, rodzinna miejscowość Morrigan.

Tu warto na chwilę zatrzymać się nad światem przedstawionym w powieści Townsend. Nie jest to nasz świat, wymieniane raz po raz nazwy krain nie przypominają żadnej z poznanych na lekcji geografii (choć ni stąd ni zowąd w pewnym momencie pojawia się nazwa Szkocji – czyżby ukłon w stronę Rowling?). To sprawia, że – inaczej niż w „Harrym Potterze” – od początku wchodzimy w świat dla nas egzotyczny. W przypadku samej bohaterki nagłe przenosiny z jednej rzeczywistości do drugiej są szokiem, bo Nevermoor oferuje – podobnie jak Hogwart z serii Rowling – całą feerię atrakcji, ni to magicznych, ni zwyczajnie odmiennych od tego, co oferowało dotychczasowe życie, jak choćby podróż parasolejką. Problem w tym, że dla nas ten szok nie musi być do końca zrozumiały – nie znamy przecież świata Republiki na tyle dobrze, by stwierdzić autorytarnie, co w Nevermoorze jest niezwykłe, a co wspólne dla obu wymiarów. Oczywiście oglądamy oba światy oczami jedenastolatki i dajemy jej się przekonać, że to, co przeżywa w magicznym hotelu Deukalion, siedzibie Northa, a także w całej tej krainie, to doświadczenie z pogranicza najpiękniejszego snu. Przynajmniej do czasu.

Townsend wie, że idylla bohaterki nie może trwać wiecznie. I tak jak Hogwart nie był dla Pottera wyzwoleniem od wszelkich trosk, tak Nevermoor nie jest wcale ziemią obiecaną dla Morrigan. A raczej jest, lub może być, o ile panna Crow przejdzie szereg prób, dzięki którym ma szanse wejść do elitarnego Towarzystwa Wunderowego. Żeby je przejść, musi mieć jednak „dryg” (brawa dla tłumaczy i to nie tylko za przypomnienie tego nieco zapomnianego słowa, ale i za całe spolszczenie, dzięki któremu cała rzeczywistość Morrigan wydaje się bardziej swojska). I tak zaczyna się opowieść o dziewczynce niewierzącej w siebie, następczyni nie tylko Pottera,ale i Kopciuszka czy Brzydkiego Kaczątka, która przecież musi okazać się tą wybraną– jak Potter, ale też i jak Luke Skywalker, Neo z „Matriksa” czy Artur Pendragon zanim został królem. To rzecz jasna koleje wcielenie archetypu osoby obdarzonej charyzmą, darem, która jednak musi dopiero obudzić w sobie świadomość swojej niezwykłości. I oczywiście nie uda się to bez walki – z zawiścią, z intrygami, z nieufnością, wreszcie z własnymi słabościami. A także pewnym groźnym jegomościem, który ma wobec Morrigan Crow swoje własne plany.

Do Nevermooru, podobnie jak do Hogwartu, otrzymać trzeba listowne zaproszenie

Pierwszy tom„Nevermoor” niewątpliwie czerpie z sagi o „Harrym Potterze” (próby, przez które przechodzi bohaterka, to wszak swoista mutacja Turnieju Trójmagicznego), ale oferuje też podróż do świata innego niż Hogwart, a przy tym spójnego (choć na ile, ocenić będzie można dopiero po przeczytaniu całej serii). Co jednak najważniejsze, zaludnionego wprawdzie przez niesamowitych, niemniej jednak przekonujących bohaterów, których daje się polubić lub znienawidzić, ale którzy nie pozostawiają nas obojętnymi. I do tego oferującego puentę, która otwiera drzwi mogące zaprowadzić nas w najbardziej niezwykłe miejsca. Czy autorka nie zmarnowała tej szansy, przekonamy się po lekturze „Wundermistrza”, czyli kolejnego zapowiadanego już tomu przygód Morrigan Crow.

      

Jessica Townsend, Nevermoor. Przypadki Morrigan Crow (Nevermoor. The Trials of Morrigan Crow)

Tłumaczyli Małgorzata Hesko-Kolodzińska i Piotr Budkiewicz

Media Rodzina 2018

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading