Opisuję w moich książkach zmiany społeczne, jak choćby tę, że kiedy zaczynałem swoją karierę zawodową jako policjant, mogłem liczyć, że świadkowie przestępstwa podzielą się swoimi informacjami, a dziś ludzie coraz częściej unikają kontaktu z policją. I mam wrażenie, że nie jest to typowe dla Norwegii, ale dotyczy ludzi na całym świecie – mówił Jørn Lier Horst podczas spotkania na Poznańskim Festiwalu Kryminału Granda. Zupełnie Inna opowieść objęła wydarzenie patronatem medialnym.
Skandynawski kryminał jest dla pisarza jak hiszpańskie wino. Tradycja tego gatunku w Norwegii sięga lat 60. XX wieku i dlatego stał się już marką. – Choć nie wszystkie kryminały skandynawskie uznaje za równie dobre – zastrzegał pisarz.

Horst do 2013 roku był szefem wydziału śledczego w norweskim Westford. Ale książki pisze od czternastu lat i przyznawał, że początkowo jego próbom literackim towarzyszyło milczenie kolegów.
– Z czasem, kiedy okazało się, że moje książki zaczynają odnosić sukces, koledzy zaczęli się do mnie przyznawać – śmiał się pisarz. Być może także dlatego że to, czym zajmował się w pracy policjanta, nigdy nie miało bezpośredniego przełożenia na tematy poruszane przez niego w książkach. – Nie wyjawiam w powieściach żadnych sekretów pracy policji, na pewno nie więcej, niż pokazywane jest w programach popularnonaukowych na Discovery – przekonywał.
Jak twierdził, nie korzysta z akt policyjnych, dużo bardziej inspirują go przypadki, które zdarzają się jemu samemu. Inspiruje go życie.
– Parkowałem kiedyś samochód na parterze wielopoziomowego, drogiego parkingu. Tak się złożyło, że stanąłem obok samochodu pokrytego bardzo grubą warstwą kurzu. Świadczyło to, że nikt przez długi czas tego samochodu nie używał, ale w mojej głowie natychmiast zapaliła się lampka: co też ciekawego może się znajdować w bagażniku tego auta! Odpowiedź znalazła się w książce – mówił Horst.
Przez lata pisarz pracował w wydziale zabójstw, gdzie pełnił funkcję komisarza. Pod jego pieczą znajdowały się śledztwa dotyczące ciężkich przestępstw, zagrożonych karą wiezienia od ośmiu lat wzwyż, a więc zabójstwa, gwałty, rabunki z użyciem broni.
– Mój okręg był niewielki, zamieszkiwało go ok. 400 tys. osób. Mieliśmy „szczęście”, jeśli zdarzało się jedno morderstwo rocznie. W zeszłym roku w całej Norwegii miało miejsce trzydzieści pięć zabójstw, co przy populacji pięciu milionów mieszkańców oznacza, że Norwegię śmiało można określić mianem miejsca bezpiecznego i spokojnego – przekonywał pisarz. A jednak przyznawał, że jego kraj się zmienia.

– Jeśliby czytać moje powieści w kolejności chronologicznej, to oprócz wątku czysto kryminalnego, znajdzie się również opis postępujących zmian jakie zaszły w ciągu ostatnich piętnastu lat w Norwegii. Dziś mamy do czynienia z coraz większą liczbą przestępstw dokonywanych przez grupy zorganizowane i to na skalę międzynarodową. Są to przestępstwa coraz bardziej brutalne. Bez wątpienia daje się też zauważyć dość niepokojące zjawisko pewnej społecznej obojętności na zło. Kiedy zaczynałem swoją karierę zawodową jako policjant, mogłem liczyć, że świadkowie przestępstwa podzielą się swoimi informacjami, a dziś ludzie coraz częściej unikają kontaktu z policją. I mam wrażenie, że nie jest to typowe dla Norwegii, ale dotyczy ludzi na całym świecie – mówił pisarz.
Jedną ze zmian jest z pewnością powiększanie się polskiej mniejszości w Norwegii.
– Pięć lat temu, podczas pierwszej wizyty w Polsce, chlapnąłem, że wszyscy Polacy, jakich znam, siedzą w więzieniu. Byłem wtedy szefem grupy specjalnej, która powstała do walki z przestępczością zorganizowaną, w tym z przestępcami, którzy przybyli z Europy Wschodniej i takie miałem pojęcie o Polakach. To się zdążyło zmienić – przyznawał. Negatywnym bohaterem z naszego regionu został u niego nie Polak, ale Litwin, bo to właśnie Litwini stali w istocie za falą przestępczości, która w latach 90. pojawiła się w Norwegii wraz z emigrantami z Europy Wschodniej.
Przez kilkanaście lat pisania bohater Horsta, czyli komisarz William Wisting także ewoluował.
– Gdy go wymyślałem, miałem po dziurki w nosie tych wszystkich policyjnych bohaterów, którzy są samotnikami, nie mają życia rodzinnego, za to cierpią na problem alkoholowy, więc budzą się rano na kacu, a na stole obok walają się puste butelki po whisky. Postanowiłem, że moim bohaterem będzie ktoś, kto znacznie bardziej będzie przypominał policjantów takich, jakich ja znam. A jednak szybko zdałem sobie sprawę z tego, że problemy, jakie ci bohaterowie mieli w życiu osobistym, stanowiły dodatkowy motor napędzający dla powieści. Zrozumiałem, że kiedy sięgamy po nową powieść Jo Nesbø, to tak naprawdę czekamy na dalszy ciąg losów głównego bohatera czyli Harry’ego Hole. I cóż, w czwartej powieści pozbawiłem bohatera żony, a tym samym życiowej stabilności – wyjaśniał pisarz.

Jørn Lier Horst wyniósł z pracy w policji to, że wciąż jest metodyczny. – Zanim zaczynam pisać w Wordzie, piszę w arkuszach Excela. Wszystkie moje powieści są bardzo starannie zaplanowane: każda kolumna w arkuszu kalkulacyjnym odpowiada zawartości rozdziału, natomiast w wierszach mam informacje dotyczące np. pogody w danym dniu. Choć kiedy zaczynam pisać w Wordzie, i tak zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Postaci wcale nie zachowują się tak, jak sobie to zaplanowałem, nie podążają w kierunku, który dla nich założyłem, usamodzielniają się. I tak powieść przestaje być statyczna,zaczyna przypominać życie – mówił pisarz.
Jedno się nie zmienia: Horst tworzy tak, żeby w jego powieściach królował „wewnętrzny suspens”. Ten „zewnętrzny” to pojedynki z użyciem broni czy pościgi samochodowe. Tego pisarz stara się unikać. Stawia na portret psychologiczny.
Twórczość pisarza doceniła X muza. Już na początku przyszłego roku pojawi się serial „Wisting”, którego pierwszy sezon oparty jest o tom „Jaskinowiec”. W roli głównej wystąpi Sven Nordin, a ponieważ w fabule pojawiają się agenci FBI, niewykluczone, że ujrzymy też aktorów z Hollywood.

Spotkanie z Jørnem Lierem Horstem
Prowadził Przemysław Czarnecki
Poznański Festiwal Kryminału Granda, 22 września 2018