recenzja

W imię niepodległości | Piotr Bojarski, Cwaniaki [RECENZJA]

„Cwaniaki” Piotra Bojarskiego to opowieść o tym, co wydarzyło się dokładnie przed stuleciem, gdy Polska, w tym Wielkopolska, odzyskiwała niepodległość. To także powieść sensacyjna, trochę wojenna, trochę szpiegowska, skupiona przede wszystkim na ludziach, którzy odegrali w tych historycznych wydarzeniach istotną rolę. Na ich odwadze, wahaniach i często bardzo trudnych wyborach.

Piotr Bojarski połączył prawdę z fikcją, autentycznym postaciom sprzed stu lat kazał spotkać się z bohaterem, którego znamy już z wcześniejszych powieści autora, jego kryminałów retro. Nie ma w tym nic niezwykłego (ostatnio podobnie uczynił Marek Krajewski w „Mock. Pojedynek”, a poniekąd też Joanna Jodełka w „2 miliony za Grunwald” – recenzje wkrótce), jednak zawsze w takich przypadkach istotne okazuje się zachowanie odpowiednich proporcji, by z jednej strony nie popaść w nadmierną ahistoryczność (co może być dobre w „Bękartach wojny” Tarantino, niekoniecznie byłoby w takiej powieści jak „Cwaniaki”), a z drugiej – nie przytłoczyć fabuły faktami, pod którymi zniknie przyjemność obcowania z beletrystyką.

Bo „Cwaniaki” Bojarskiego choć wpisana w tło historyczne, to przede wszystkim powieść sensacyjna, trochę wojenna, trochę szpiegowska, skupiona na ludziach, którzy odegrali istotną rolę w procesie odzyskiwania przez Polskę niepodległości, na ich odwadze, wahaniach i często bardzo trudnych wyborach. Nad takimi książkami z zasady krąży jednak zawsze pytanie o ich doraźność czy też o ich aktualność także wtedy, gdy zgasną rocznicowe znicze i przeminą echa przemówień. Wszak „Cwaniaki” powstały dokładnie w 100-lecie istotnych historycznych wydarzeń, których rocznicę właśnie obchodzimy. Z książkami Bojarskiego jednak nie ma takiego problemu. Udowodnił to już przy okazji „Juni”, powieści sensacyjnej napisanej przy okazji okrągłej rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 r. I pokazuje to także teraz. Powiem szczerze: jeśli tworzyć dzieła z okazji rocznic, to tak jak Bojarski.

Przeczytaj także:

A o czym są „Cwaniaki”? To opowieść o trójce bohaterów – fikcyjnym Zbigniewie Kaczmarku, którego policyjną karierę mogliśmy śledzić we wcześniejszych książkach tego autora, ale przede wszystkim o dwóch bohaterach polskiej niepodległości, o których, mam wrażenie, trochę zapomniano. To Józef Jęczkowiak i Franciszek Jach, życiorysy których bez większego udramatyzowania nadawałyby się na fabułę sensacyjnych filmów. Szczególnie Jęczkowiak to postać niezwykła – dezerter z niemieckiej armii, poznański emisariusz w Warszawie, który spotkał się osobiście z Józefem Piłsudskim i na jego rozkaz rozpętał w stolicy rewolucję, będącą pierwszym krokiem do wolności tej części ziem polskich, by potem walczyć na pierwszej linii o wolność Wielkopolski. Aż trudno uwierzyć, że w życiorysie jednego człowieka zmieściło się tak wiele, a przecież akurat w historii tej postaci autor nie pozwolił sobie na istotne odstępstwa od historycznej prawdy. Podobnie zresztą jak w przypadku Jacha, który zdobył dla obrońców Poznania pierwszy niemiecki samolot.

Walkę o odzyskanie przez Polskę niepodległości oglądamy tu niemal dzień po dniu, zaczynając od sierpnia 1918 roku. Nie zabraknie żadnego z istotnych aktorów tych wydarzeń. Bojarski zabiera nas do okopów I wojny światowej, wchodzi do politycznych gabinetów i wojskowych sztabów, choć przede wszystkim pokazuje ulicę i jej emocje związane z tym, że być może tym razem walka o niepodległość nie skończy się, jak zwykle, klęską. Poznajemy kulisy działań Niemców i Polaków, szpiegowskie intrygi i zakulisowe rozmowy, ale też bohaterstwo zwykłych ludzi, którzy rozumieli potrzebę chwili i konieczność postawienia na szali nawet własnego życia w imię idei, która ma szanse się ziścić po 123 latach niewoli.

Bojarski jest kronikarzem tych decydujących miesięcy, jego powieść doskonale systematyzuje wiedzę o powstaniu, niezbyt chyba dobrze znanym poza Wielkopolską, ale też obala wiele obiegowych opinii. Także tę, że Powstanie Wielkopolskie wybuchło niejako samoistnie w wyniku przyjazdu do Poznania Ignacego Jana Paderewskiego. Bo owszem, wizyta przyszłego premiera i jego przemówienie z balkonu Bazaru były punktem zapalnym, lecz nie zdałyby się na nic, gdyby nie wcześniejsze drobiazgowe i pełne poświeceń wielomiesięczne przygotowania do zrywu podjęte przez tysiące osób działających w konspiracji. Nie umniejszając roli Paderewskiego można nawet założyć, że i bez jego wizyty postanie by wybuchło (choć może nieco później), bo czas ku temu i przygotowanie były optymalne.

Przeczytaj także:

Bojarski obala też tę opinię, że Powstanie Wielkopolskie nie było potrzebne, bo Niemcy przecież przegrały wojnę i wolność tak czy inaczej by nadeszła, albo że Piłsudski nie interesował się Poznaniem. Pisarz dokonuje tego unikając uproszczeń, umiejętnie pokazując złożoność politycznej sytuacji tamtego czasu, dyplomatycznych zabiegów i międzynarodowych uwarunkowań.

To wszystko wystarczy, by „Cwaniaki” nie stały się tylko lekturą doraźną, odświętną. Ale istotne znaczenie ma tu też to, o czym wspomniałem na początku – pojawienie się Zbigniewa Kaczmarka, a przede wszystkim wplatanie go w takie życiowe sytuacje, które raz na zawsze wyznaczą mu zawodową drogę. Dzięki temu powieść o rodzeniu się polskiej niepodległości staje się też nieodłączną częścią kryminalnego cyklu, lekturą obowiązkową dla każdego, kto czytał „Kryptonim Posen”, „Rache znaczy zemsta”, „Mecz”, „Arcymistrza” czy „Pętlę”.

Piotr Bojarski, Cwaniaki
Czwarta Strona 2018

%d