„Sześć kobiet w śniegu” to kryminał, ale Anna Fryczkowska daje nam nie tylko zagadkę ze zbrodnią w tle, lecz także zbiorowy portret kobiet zaplątanych w głęboko skrywane układy i wzajemne animozje. Bohaterek, które muszą dokonać trudnych wyborów i dokonać szczerych życiowych podsumowań.
Zastosowana scenografia wskazuje od razu, że mamy do czynienia z kryminałem: oto kilka kobiet spotyka się w środku zimy w posiadłości leżącej na odludziu. Co więcej, w pewnym momencie za oknem rozpętuje się śnieżyca, która skutecznie zasypie drogi i uniemożliwi uczestniczkom spotkania powrót do domu. A do tego gospodynię dręczyć zacznie anonimowy telefon z dyszący facetem po drugiej stronie słuchawki. W tej sytuacji brakuje tylko jednego: trupa.
I rzeczywiście szybko dochodzi do morderstwa, a wieczór, który miał być w założeniu czasem wolnym od trosk, podsycanym kolejnymi lampkami wina, staje się nagle duszny od strachu, podejrzeń, a nawet wzajemnych oskarżeń. Bo, co przecież oczywiste w takich okolicznościach, zabić mogła tylko jedna z nich.
Zabójcze ambicje | Maryla Szymiczkowa, Seans w Domu Egipskim
Fryczkowska doskonale panuje nad formą opowieści w stylu zagadki „zamkniętego pokoju”, odsłaniając po kolei prawdę o poszczególnych uczestniczkach spotkania – kobietach dojrzałych (jedna z nich ma choćby dorosłego syna), a przede wszystkim o ich skrywanych pod maską przyjaźni wzajemnych pretensjach czy animozjach. Odkrywamy, kto kogo w skrytości nienawidzi, kto jest wyrachowany, kto chowa urazę. W toku „śledztwa” wyjdą też na jaw skrywane pod maską uśmiechu osobiste tragedie, słabości, niewygodne prawdy, sekrety z przeszłości oraz świadomość, że ich życie niekoniecznie potoczyło się tak jak powinno.
Fryczkowska osiąga to, decydując się na odstępstwo od konwencji. Otóż nie dostajemy jako centralnej postaci detektywa – nie zjawia się tu nagle swojska wersja Poirota czy panny Marple, ani nawet zwykły policjant z komendy powiatowej (śnieżyca trwa w najlepsze). To bohaterki prowadzą śledztwo – nie razem jednak, lecz najczęściej osobno. I choć narracja pozostaje trzecioosbowa, to podążamy na przemian śladami poszczególnych kobiet, patrząc im na ręce, a bardziej nawet wnikając w ich myśli. Wiemy więc jak w obliczu śmierci dokonują istotnych życiowych podsumowań, a przede wszystkim zdobywają się na szczerą ocenę wniosków płynących z takiego bilansu.
To wszystko składa się na szereg psychologicznych portretów, których poznanie z jednej strony pozwala czytelnikowi szukać samemu odpowiedzi na pytanie, kto mógł mieć najlepszy motyw, by zabić, z drugiej jednak przygotowuje go na to, że puenta, którą zaserwuje nam Fryczowska, jeśli nawet przyniesie de facto poczucie sprawiedliwości, to nie musi to być sprawiedliwość de iure.
I tak obok samej zagadki zbrodni równie ważna okaże się świadomość, że z wieczoru i nocy spędzonej na odludziu bohaterki wyjdą wewnętrznie odmienione, podobnie jak odmienione, oczyszczone z obłudy, zostaną ich wzajemne relacje. W ciągu tej doby zrozumieją swoje dotychczasowe błędy i postawią wreszcie solidne filary dla prawdziwej, dojrzałej przyjaźni.
Anna Fryczkowska, Sześć kobiet w śniegu (nie licząc suki)
Burda Publishing 2016