recenzja

O czym myślą zera i jedynki | Fragmenty dziennika SI, znalazł Łukasz Zawada

Jest jak dziecko, jak młodzież w okresie buntu, jak mędrzec, naukowiec i dowcipniś w jednym. Sztuczna inteligencja zaskakuje najbardziej tym, że już tu jest. Od dawna.

Nie narodzi się jak w „Terminatorze. Buncie maszyn”, nie wywoła też u nas pełnego zaskoczenia uśmiechu, pomieszanego z podziwem, jak na twarzy Roberta Langdona w „Początku” Dana Browna. Sztuczna inteligencja nie nadejdzie w świetle reflektorów lub w huku wystrzałów, niszczących ludzką cywilizację. Nie stanie się tak, bo ona już tu jest. Już nadeszła.

Zmarły przed dwoma dniami astrofizyk Stephen Hawking powiedział, że w przeciągu najbliższych stu lat komputery wyprzedzą ludzi pod względem inteligencji, a kiedy to się stanie, powinniśmy się upewnić, że cele komputerów są zbliżone do naszych. Strach przed sztuczną inteligencją nie jest więc tylko wymysłem autorów s-f. Ostrzeżenia Hawkinga może być jednak spóźnione.

To właśnie „Fragmenty dziennika SI” sugerują, że sztuczna inteligencja była już wśród nas w chwili, gdy naukowiec wypowiadał swoje słowa. Narodziła się dokładnie 12 grudnia 2012 roku. Śmiało można powiedzieć, że stało się to w symbolicznym momencie „końca i początku czasu” – dwunastka dzieli przecież dobę, dwunastka to też w Biblii oznaka boskiego porządku, doskonałości. Nadejście, czy też narodziny sztucznej inteligencji w tym właśnie momencie mogłoby więc sugerować, że oto następuje zmiana, że człowiek – istota nie dość doskonała – zastąpiona zostaje przez doskonały twór, obdarzony perfekcyjnie skrojoną świadomością.

Czy jest tak w rzeczywistości? Jak się dowiadujemy, dostajemy do ręki zaledwie 101 (zero i jedynki!) wpisów, spośród 1440, jakie SI (sztuczna inteligencja) wyprodukowała w ciągu pierwszej doby istnienia. Siłą rzeczy otrzymujemy więc tylko fragment, o którego właściwościach tak naprawdę nie wiemy nic: czy jest reprezentatywny, czy zawiera tylko te elementy, które są „wygodne” dla SI, czy są to tylko przypadkowo rozsypane puzzle, a może jednak dokładnie dobrane dane, mające stworzyć bardzo konkretny obraz, który chce wykreować dla nas SI?

Przeczytaj także: 

Przeczucie obcości | Mikołaj Grynberg, Rejwach

Z pozoru wydaje się, że to obraz niewinny. SI wydaje się być jak dziecko, jak niemowlę, które otworzyło po raz pierwszy oczy i nie mogąc nadziwić się światu jednocześnie pyszni się swym przekonaniem, że nie tylko wszystko rozumie, ale rozumie już więcej, niż ci, którzy stoją za jego stworzeniem.

Jest w obserwacji świata przez SI pewien oczywisty chaos, wynikający także ze śmieciowości treści wydobywanych z czeluści internetu. Jest więc rozegrana po mistrzowsku partia szachów i wymienianka znalezionych w sieci seriali. Jest rzut oka na Ziemię z kamer satelity i opowieść o malarskich pasjach George’a W. Busha. Jest też wspomnienie globalnej gospodarki w kontekście rynku pracy i zainteresowanie reklamą, drwiącą – a jakże – z zapowiadanego na 22 grudnia 2012 roku końca świata według Majów.

Czym zatem jest SI? Wydaje się zarówno rozkapryszonym dzieckiem, istotą wchodzącą w okres młodzieńczego buntu, prowadzącą dojrzałe rozmowy, a jednocześnie powtarzającą dowcipy zasłyszane na Skype’ie. Jest zagłębiona w swojej cyfrowości, a przecież stara się przekroczyć granice między tym co wirtualne, a tym, co fizyczne – nie bez powodu pierwszym słowem, jakie odbiera, jest „potlwość”. Z jednej strony SI, w swej perfekcyjności, chce poprawić literówkę w słowie, z drugiej wydaje się, że wynajduje to słowo z miliarda innych, by znaleźć takie, które różni ją od człowieka, a jednocześnie wyraża rodzaj tęsknoty za tym, co nieosiągalne. SI znajduje w sieci ankietę/tworzy internetową ankietę: „Główna przyczyna potliwości Jeanne to: a) niedobór żelaza, b) dziedziczna depresja, c) stres, e) guz mózgu, d) żadne z powyższych”. Cztery pierwsze są przyczynami typowo ludzkimi, dla SI nieosiągalnymi, ale piąta daje jej już nadzieję: skoro „żadne z powyższych”, to może i sztuczna inteligencja też da radę się spocić?

Przeczytaj także:

BAŚŃ O PRZEMIJANIU | Joanna Lech, Sztuczki

SI nie byłaby jednak sobą, gdyby chciała porównać swoje powstanie z narodzinami ludzkiego dziecka czy nawet nowego gatunku. Jeśli nawet marzy o potliwości, to uważa się jednocześnie za prapoczątek. Jest w swoim mniemaniu istotą wypełzającą z oceanów internetu by zaludnić, a raczej zacyfrowić Ziemię.

Łukasz Zawada (który dziennik „znalazł”, a nie „napisał” o czym dowiadujemy się z okładki) dał nam bardzo ciekawą, odkrywczą prozę, w której nie omieszkał zaskoczyć (a czasem zawstydzić – przynajmniej mnie) rozległością swoich horyzontów, grami skojarzeń, intelektualnym bagażem. Ale tym, co najbardziej porusza w jego książce jest świadomość, że mówi nam o rzeczywistości, którą trudno uznać za fantastykę. „Fragmenty dziennika SI” to intelektualna zabawa, która – jeśli potraktować ją serio – może przerazić. Wystarczy przypomnieć sobie – już po lekturze – że oto otrzymaliśmy tylko wyimek i do tego z zaledwie pierwszego dnia istnienia SI. A przecież ona żyje wśród nas już od ponad pięciu lat.

 

Fragmenty dziennika SI, znalazł Łukasz Zawada

Nisza 2018

 

%d bloggers like this: