wywiad

Agnieszka Krzyżanowska: Tak naprawdę pragniemy wspólnoty | Rozmawia Edyta Niewińska

Może udało mi się powiedzieć na głos to, czego głęboko pragniemy wszyscy: że chcemy tylko dobrego, spokojnego życia, bez wiecznej pogoni za byciem lepszym, że tak potrzebna nam jest akceptacja siebie – mówi Agnieszka Krzyżanowska*, autorka książki „Prosto i uważnie na co dzień” w rozmowie z Edytą Niewińską. I zdradza nam, jako pierwszym, o czym będzie jej kolejna książka, której premiera już latem.

Agnieszka Krzyżanowska, fot. Daria Olzacka

Edyta Niewińska: Jakie ludzkie potrzeby sprawiły, że napisałaś tę książkę?

Aga Krzyżanowska: Potrzeba uważnego doświadczania życia. Nie, pędzenia przez nie, odhaczania celów i świętowania kolejnych, zdobytych gór. To wynikające z tego poczucie zwolnienia, zatrzymania się, spojrzenia w głąb siebie, rozejrzenia się. Zastanowienia się, po co tu jestem i co jest dla mnie ważne. W dzisiejszym szybkim świecie są to, wydaje mi się, potrzeby spychane na tor boczny. Wypierane przez naszą zmieniającą się rzeczywistość, hasła niekończącego się samorozwoju, sukcesu i wchodzenia na wyższy poziom kompetencji miękkich i twardych.

A potrzeby czytelników? Czy brałaś je pod uwagę?

– Tak. Było dla mnie ważne, żeby napisać coś, czego fragment można byłoby zabrać do i dla siebie. Bardzo mi zależało, żeby uniknąć czysto poradnikowej konwencji, natomiast stworzyć coś, co dawałoby przestrzeń do zatrzymania się i może znalezienia podobieństwa z opisywaną tematyką. Często dostaję komentarze pod swoimi tekstami, prywatne maile od czytelników, którzy identyfikują się z tym, o czym piszę. Piszą, że coś ich poruszyło, spowodowało, że się zatrzymali, nagle chcieli wrócić do domu i przytulić bliskich ludzi, bo zdali sobie sprawę, co jest dla nich ważne. Ja mam w ogóle szczęście mieć takich czytelników: to są piękni, wrażliwi ludzie.

Jak rodził się pomysł na książkę?

– Pomysł na książkę pojawił się zaskakująco z zewnątrz. Z wydawnictwa Pascal, które uznało temat esencjalizmu na tyle interesujący, że zaproponowano mi napisanie książki o tej tematyce.

Esencjalizm nie jest chyba jakąś szczególnie modną doktryną, choć prawdą jest, że twoja osobowość i twój blog są mocno rozpoznawalne i niepospolite. To jednak dość zaskakujące, że duże wydawnictwo znane z zupełnie innej literatury decyduje się wydać tak ważną i wyjątkową książkę. Interesuje mnie chyba najbardziej to, jak to robisz, że coś, co jest tak mało „sexy” nagle staje się tak bardzo pożądane.

– Tak naprawdę temat esencjalizmu był mocno ryzykowny, ponieważ to mało znany temat dla czytelnika na naszym rynku. Odpowiadając na twoje pytanie, jak to się stało, że książka z takim tematem tak dobrze niesie się w świat: może to po prostu tematyka, która okazuje się bliska nam wszystkim. Może udało mi się powiedzieć na głos to, czego głęboko pragniemy wszyscy: że chcemy tylko dobrego, spokojnego życia, bez wiecznej pogoni za byciem lepszym, że tak potrzebna nam jest akceptacja siebie. Tak naprawdę ja przez ten proces też nieustannie przechodzą, jestem dziewczyną z sąsiedztwa, która czasem ma zen, a czasem koniec świata i stoi pod drzwiami z psem, bo zapomniała klucza i czeka na ratunek. My tak naprawdę jesteśmy cały czas stworzeniem stadnym mimo, że nasza kultura goni nas do upadłego, wyolbrzymiając znaczenie ego i każąc poszukiwać nam naszej najlepszej wersji siebie. Tak naprawdę pragniemy wspólnoty, poczucia, że jesteśmy sobie podobni. Kłopoty noszone razem wydają się mniejsze. Szczęście, które jest dzielone, rośnie.

Jaki wpływ na wybór tematów do książki miał fakt, że masz doktorat z filozofii? Książka mocno dotyka codzienności, ale wnikasz w poszczególne jej aspekty głęboko, czasami „aż do mięsa”.

– Filozofia daje piękne narzędzia do refleksji, do zatrzymywania się i pytania: ale dlaczego? dlaczego tak, a nie inaczej? To nieustanne pytania o sensy i poszukiwania, czasem udane, czasem pozbawiające nadziei, niestety. Ale bardzo wspomagające doświadczanie życia. A to mięso, o którym piszesz, to też chyba korzyść z posiadania dużej wrażliwości, również językowej i własnych doświadczeń życiowych, czasem bardzo trudnych. To wiele przewartościowuje i mocno zmienia perspektywę.

Co w Twoje życie i pisanie wniosło studiowanie filozofii?

– Filozofii jako takiej nie studiowałam, mam za sobą studia doktoranckie, w dużej mierze bardzo samodzielne, gdzie mogłam sama wybierać zajęcia i skupić się przede wszystkim na pisaniu pracy. Ale filozofia leżała w zakresie moich zainteresowań już w czasie pierwszych studiów, polonistycznych. Dużo zawdzięczam mojej profesorce łaciny. Co daje zajmowanie się filozofią? Ciekawość, otwartość umysłu, kwestionowanie różnych tez, ciągłe poszukiwanie i świadomość, że to proces bez końca, ale bardzo satysfakcjonujący. Oraz intensywne i trudne ćwiczenie w nieocenianiu innych.

A czy na co dzień studiujesz filozofię? Bo mam wrażenie, że taki głęboko refleksyjny, wręcz filozoficzny rodzaj postrzegania rzeczywistości stał się twoją rozpoznawalną wizytówką w sieci. Z czego się to bierze?

– W prywatnym, domowym zakresie chyba tak. Bliska jest mi bardzo filozofia Wschodu, szczególnie buddyzm zen oraz z drugiej strony lektura stoików. Dużo czytam, nieustannie poszukuję, sprawdzam, to uczy pokory. Dużo medytuję, lubię przytulać drzewa, czuję bliskość z duchowością dharmy.

Jaki był temat Twojej pracy doktorskiej?

– Temat mojej pracy to temat, o którym nie śmiałam nawet marzyć. Pisałam o Rafale Wojaczku i jego poezji. To mój ukochany poeta z lat licealnych i studiów. Transgresja, ukryta czułość, rebelianctwo wobec wszystkich i wszystkiego. Miałam szczęście. Znaleźć na uniwersytecie w Wiedniu promotora, który podjąłby się wsparcia mnie i fachowego monitorowania tematu, to naprawdę był ogromny łut szczęścia.

Jak myślisz, dlaczego jeden z Twoich czytelników napisał o twojej książce: „No kurła. Nie można na szybko bo się świat mój wywróci. Mądrze pisze”?

– To była jedna z najkrótszych i najciekawszych recenzji mojej książki. Myślę, że chodziło o to, że piszę o rzeczach ważnych, intensywnych, ale takich, które wymagają zatrzymania się, pracy we własnym życiu i z własnymi przekonaniami i nawykami. Dostałam kilka pięknych, szczerych mejli od mężczyzn, którzy moją książkę przeczytali. Opinie były podobne. Że lektura jej zaskakuje, porusza i powoduje, że pojawia się potrzeba zrewidowania życiowego tempa i priorytetów.

Jaka jest twoja ulubiona recenzja twojej książki? I jaka była najbardziej zaskakująca?

– Przepiękną recenzję dostałam od ciebie. Bardzo mnie poruszyła, bo ty jesteś pisarką, masz wrażliwość i czułość na język i pisanie, zajmujesz sią przecież literaturą. I dostałam od ciebie tyle pięknych, dobrych słów i to mnie bardzo wzruszyło. I wzrusza cały czas. Piękną, zaskakującą recenzję dostałam też od Dawida Lasocińskiego, podróżnika i fotografa. Jak sam napisał, długo czekał, żeby się zabrać za lekturę książki, ale to, co napisał, było dla mnie też wyjątkowe i o dużym znaczeniu.

Co twoim zdaniem zadecydowało o sukcesie książki? W końcu nie każdy poradnik ma po tak krótkim czasie dodruk i cieszy się popularnością wśród czytelników.

– Myślę, że po pierwsze formuła nie do końca poradnikowa. W książce nie ma tabelki z radami, jak nauczyć się prościej i uważniej żyć w kilka tygodni. Jak wspomniałam wyżej, to opowieść o pewnym procesie, który trwa. Po drugie chyba też trochę autobiografii, czułość wobec czytelnika i język, który, według opinii, jakie dostaję, po prostu dobrze się czyta.

W jaki sposób napisanie i sukces książki zmieniły Twoje życie? Czy w ogóle zmieniły?

– Ja tego sukcesu szczerze mówiąc nie ogarniam. Czasem patrzę do góry i dziękuję kosmosowi, że dał mi tę zaskakującą, piękną umiejętność przenoszenia obrazów i uczuć na papier. Oddając książkę do wydawnictwa i znając datę premiery nie czułam nic, oprócz lęku, jak zostanie przyjęta. Nie miałam naprawdę żadnych oczekiwań. Sukces książki i życzliwość czytelników ciągle mnie cieszą, jak małe dziecko. Wczoraj dostałam informację, że będzie drugi dodruk. To jest magia.

Gdybyś miała napisać część drugą, o czym by była?

– Skończyłam właśnie kolejną książkę. Chyba można ją potraktować jako drugą część. To książka o tym, jak czerpać z siebie siłę do doświadczania życia. Jak nauczyć się żyć poza kulturą spod znaku „więcej, lepiej, mocniej”. Piszę o tym, jak akceptować siebie i omijać system, który ze wszystkich stron mówi nam, że żebyśmy byli szczęśliwi, nieustannie czegoś potrzebujemy i musimy się cały czas ulepszać.

A czego my właściwie potrzebujemy?

Poczucia bycia wystarczającym. I miłości. Zawsze miłości. I jeśli zdamy sobie sprawę, że przychodzimy na świat kompletni, to będzie w nas i miłość do siebie i całego świata.

Rozmawiała Edyta Niewińska

*Agnieszka Krzyżanowska – autorka bloga Agnes on the cloud, gdzie opowiada o życiu o sensem i bez pośpiechu, znaki szczególne #nofilter. Pisze, filozofuje, fotografuje. Matka od B&B. Woli słuchać, niż mówić. Mocno wspiera ideę #sisterhood, czyli kobiecego siostrzeństwa.

%d bloggers like this: