W „Pokonanych” – jak sugeruje już sam tytuł – nie ma i nie będzie wygranych. To byłoby ze strony autorki nieuczciwe. Wrzucenie bohaterów wcześniejszego „Czasu zamkniętego” w realia Polski lat czterdziestych i pięćdziesiątych musi przecież nieść dla nich konkretne konsekwencje. I niesie.

W „Czasie zamkniętym” Hanna Cygler kazała swoim bohaterom dzielić wszystkie te wojenne doświadczenia, które były też udziałem całego narodu. Doświadczali więc zniewolenia przez dwa totalitaryzmy: hitlerowski i stalinowski, przeżywali tułaczkę, zesłanie, emigrację. Dostaliśmy powieść pełną ludzkich traum i bólu, wynikających z otaczającego bohaterów okrucieństwa i podłości, ale jednocześnie nie zabrakło w niej chwil radości i miłości, bo przecież dla bohaterów czas wojny przypadał jednocześnie na czas dojrzewania, wchodzenia z dzieciństwa w dorosłość. Co więcej, czas chaosu posłużył autorce też do zastosowania rozwiązań rodem z powieści awanturniczej, był dobrym pretekstem do podarowania bohaterom przygód rodem z powieści, którymi zaczytywali się przed wojną.
Rozpoczynający się w 1945 roku „Pokonani” mają w sobie znacznie więcej pesymizmu, a może raczej pełnego smutku zrozumienia, że szalony czas młodości bezpowrotnie odszedł, wyparty przez konieczność godzenia się z tym, co zastane, z odpowiedzialnością jaką narzuca dorosłość.
Główny bohater, Włodek Hallmann chce przede wszystkim skończyć przerwane studia medyczne, chce też – jak większość społeczeństwa – po wojennej zawierusze ułożyć sobie życie, jak najszybciej zapomnieć o przeżytej traumie, w tym o śmierci najbliższych. I znowu Hanna Cygler w losach kilku osób daje nam przekrój postaw towarzyszących wszystkim Polakom – od nadziei związanej z wygraniem wojny, po złość wynikającą z uświadomienia sobie, że oto kraj popadł w zależność od Związku Radzieckiego. Co w takiej sytuacji można zrobić? Jak postąpić? Emigrować? Zostać i wszelkimi dostępnymi sposobami walczyć z „czerwonymi”? A może poddać się temu, co niesie los, dopasować się do nowych okoliczności, współpracować z nową władzą?
Preczytaj także:
Halman (który upraszcza pisownię nazwiska, by nie brzmiało ono zbyt niemiecko) wybiera tę ostatnią drogę. Choć w pewnym sensie – podobnie zresztą jak w poprzedniej książce – to przypadek wybiera za niego, bohaterowi zostawiając tylko poddanie się tej decyzji. Wydawałoby się zresztą, że najlepszej w tych konkretnych okolicznościach. Wojenne znajomości, ale i zdobyte wówczas umiejętności, sprawiają, że Włodek jest łakomym kąskiem dla nowej władzy. I tak trafia do Anglii jako agent polskich służb. Choć taki początek książki sugeruje podtrzymanie awanturniczej konwencji, to szybko przekonujemy się, że motywacje Włodka nie wynikają z chęci przeżycia przygody, lecz są dużo bardziej osobiste: misja cieszy go, bo właśnie w Anglii mieszka jego od dawna niewidziana siostra. I Halman doskonale wie, że akurat tym faktem lepiej się przed przełożonymi nie chwalić. Nie jest ślepy – rozumie, że nowa, komunistyczna władza, której jest posłuszny, w każdym, kto miałby jakiekolwiek związki z Zachodem, natychmiast dojrzy szpiega. Wie doskonale jak działa aparat służb PRL-u, jest przecież częstym bywalcem aresztu przy Rakowieckiej w Warszawie. Oczywiste staje się dla niego, że wybierając tę, a nie inną drogę, skazuje się na życie w świecie często bolesnych kompromisów.
Przeczytaj także:
Ów początek powieści nakręca całą spiralę zdarzeń: spektakularnych, rodem z powieści szpiegowskich, ale przede wszystkim bardzo ludzkich, wręcz intymnych. Każde z nich zdaje się przybliżać bohaterów ku nieuniknionej prawdzie, że choć skończyła się wojna, to wobec tego losu, który tak nimi rzucał, nadal pozostają bezwolni i bezsilni. Przekonanie, że ów „czas zamknięty” minął, okaże się pobożnym życzeniem – to fakt, że wojna zamyka się w konkretnych datach, lecz jej wpływ na ludzie życie wcale się nie kończy. To, co rozpoczęło się w 1939 roku, skończy się dopiero wtedy, gdy wszyscy bohaterowie wydarzeń podzieleni zostaną ostatecznie na wygranych i przegranych.
Dlatego jest to przede wszystkim powieść o ludzkiej bezsilności. Było jej sporo w „Czasie zamkniętym”, lecz tam tłumaczona był okrucieństwem wojny. Tu poczucie bezsilności, niesprawiedliwości, bólu potęguje fakt, że nie ma dla nich racjonalnego wytłumaczenia – może poza właściwościami ludzkiej natury: niskimi instynktami, na które ludzie są podatni i słabościami, którym tak łatwo ulegają. Nie zabraknie więc w „Pokonanych” niespełnionych uczuć, zawiedzionych nadziei, trawiącej umysły chęci zemsty, a w końcu i tragedii, które dla niejednej z postaci napiszą ostatni rozdział.
„Pokonani” nie mają – i wedle słów autorki – nie będą mieli – bezpośredniej kontynuacji. Ten świat został raz na zawsze zamknięty. To nie znaczy jednak, że niektórych z tu poznanych postaci jeszcze nie spotkamy – Hanna Cygler w unikatowy sposób konsekwentnie buduje od lat w swoich powieściach cały ekosystem, cały świat, w którym rodzina Hallmannów/Halmanów, ich krewnych i przyjaciół zajmuje istotne miejsce. Uważny czytelnik musi tylko w innych powieściach uważnie wypatrywać postaci, które dopowiedzą mu ciąg dalszy „Czasu zamkniętego” i „Pokonanych”.
Hanna Cygler, Pokonani
Rebis 2015