recenzja

Złowieszczy bałwan | Jo Nesbø, Pierwszy śnieg

Gdy tej zimy spada w Oslo pierwszy śnieg, w jednej z bogatych dzielnic miasta, przed jednym z domów, staje bałwan. Od tej chwili zaczynamy wraz z komisarzem Holem morderczą walkę z czasem, by odszukać zaginioną kobietę. Wkrótce okazuje się, że zaginionych jest więcej, tropy zaś zdają się prowadzić w przeszłość, gdy zaginęło bez wieści więcej żon i matek. Czy coś te zaginięcia łączy, czy wszystkie te kobiety zostały zabite. A jeśli tak, to gdzie są ich ciała?

Cisza na morzu, wicher dmie, Za chwilę bałwan odezwie się, A tym bałwanem będzie ten, Co właśnie odezwie się. Jak niewinnie brzmią słowa tej dziecięcej wyliczanki. I ile radości potrafi sprawić pierwszy płatek śniegu zapowiadający zbliżające się święta, prezenty, choinkę, sanki i… bałwana. Ale to nie u Jo Nesbø, bo czytelnik jego powieści wie, że za każdą radosną, miłą, lub zwyczajnie spokojną chwilą autor skryje wyzierające z otchłani zło w każdej postaci. Za kurtyną wiurujących radośnie śnieżynek schowa ludzi zdolnych popełnić każdą zbrodnię. I nawet zdawałoby się niewinny bałwanek lepiony przez dzieci w podwórzu kanienicy zamiast cieszyć, stanie się synomimem potwornej zgrozy.

Bo bałwan w „Pierwszym śniegu” wcale nie przypomina puszystego jegomościa zbudowanego z trzech śniegowyc kul uturlanych przez dzieci w czasie radosnej zabawy na śniegu. Tu bałwan, nawet ubrany w szalik, się nie uśmiecha. A spadające śnieżki nie wywołują radosnego podniecenia, lecz goraczkę poszukiwań. Bo nic tak nie kryje śladów, jak spadający śnieg. Dlatego komisarz Hole musi wkroczyć do akcji. Dostaje też tym razem do pomocy całkiem zgrabny zespół. Jak zwykle jednak, to Harry okaże się mistrzem susensu i nim na górującej nad miastem skoczni Holmenkollen odbędą się zawody w skokach narciarskich, komisarz złapie mordercę. Nic dziwnego, bo sprawa nie będzie łatwa – oryginalny tytuł książki, „Snømannen” – Bałwan, podobnie jak i użyty w polskim wydaniu „Pierwszy śnieg” mówi wiele o kondycji mordercy, o jego przeszłości,a przede wszystkim o pokrzywionej psychice.

Co czyni z Harry’ego tak dobrego gliniarza? Czy chodzi właśnie o ten jego, tyle razy obity nos, o intuicję, a może jakiś „szósty zmysł”, który pozwala mu rozwiązywać wydawałoby się nierozwiązywalne zagadki i odkrywać dawne tajemnice? Czy jednak zawsze komisarz Hole złapie właściwy „ślad”? Czy pierwszy śnieg nie zatrze ich i nie sprzątnie sprzed oczu Harry’ego? Czy dzielny komisarz pośród skrzących się śnieżków nie zgubi jakiegoś wątku?  A jeśli to nie jest jedyna zagadka, z którą tym razem przyjdzie się mierzyć komisarzowi? I czy to oznacza, że właśnie Hole znajdzie mordercę? Czy wszelkie zło zostanie w końcu wyplenione i świat, lub choćby Norwegia, albo nawet tylko Oslo i choćby tylko na nadchodzące święta, zostaną choć na chwilę oczyszczone?

No i czy w mieszkaniu Harry’ego grzyb porastający ściany zostanie naprawdę wytępiony? Bo u Harry’ego przy Sofiesgate 5 zalągła się niepostrzeżenie śmiercionośna pleśń, która metodycznie infekuje kolejne ściany. Okazuje się, że tak samo, tyle, że niedostrzegalnie dla norweskiej policji znikają kolejne  kobiety. I tak jak „facet od odgrzybiania” ma wywabić niewidzialnego mordercę ze ścian mieszkania Harry’ego Hole, tak komisarz policji musi odnaleźć niewidzialnego dla policji okrutnego mordercę i go zneutralizować. Kim jednak jest odgrzybiacz i czy jedynie pleśń przywiodła go do Hole’go? I czy właśnie to „coś” co wabi do Harrego wszelkie zło tego świata, czyni z niego specjalistę od odnajdywania zbrodniarzy. A może to jednak ten gen destrukcji, który przywabia wszystko to co infekuje, zaraża i zagraża życiu i zdrowiu  przywiedzie prawdziwe niebezpieczeństwo też do Rakel i Olega – osób dla Harry’ego najbliższych.

A co tym razem u Harry’ego w pracy? Hole ma nowy gabinet z oknem, a na regale dwa zdjęcia. Z jednego do komisarza uśmiecha się Ellen Gjelten, a na drugim Jack Halvorsen zdaje się mówić: będzie OK. Ta półka to prywatna izba pamięci Harry’ego. Czy do tego panteonu dołączy wkrótce młoda i błyskotliwa Katrine Bratt, policjantka przeniesiona z komisariatu w Bergen? A może to właśnie ona wyręczy „żelaznego” glinę z Oslo i znajdzie mordercę? A może tym razem to Katrine będzie kolejną zagadką do rozwiązania. Policjanta przeniesiona tu z Bergen pojawia się razem z pierwszym śniegiem i ma w sobie coś co nie pozwala czytelnikowi spuszcać jej z oka. Jednak czy jej sekret jest ważny, może jest tylko mądrą, a przy tym tajemniczą i niedostępną kobietą. Czy jej urok nie doprowadzi do fałszywych wniosków. I wreszcie, czy to ona będzie „Bałwanem”?

A może Snømannen to ktoś zupełnie inny. Inny nawet niż się by mogło wydawać znawcy prozy Jo Nesbø. Bo inaczej niż autor ma w zwyczaju, wcale nie doprowadzi nas do finału tak prostą drogą, jak by się chciało. I gdy już będziemy przekonani, że mamy Bałwana, to morderca wyszczerzy zęby w upiornym uśmiechu. Tym razem Nesbø wyjątkowo splącze tropy i zmyli ślady. Czy zatem uda nam się je dojrzeć ze szczytu skoczni Holmenkollen? A może przykrył je skutecznie pierwszy śnieg?

 

Przeczytaj także: W małpiej pułapce | Jo Nesbø, Pragnienie 

Przeczytaj także: Brunatne cienie | Jo Nesbø, Czerwone gardło 

 

Jo Nesbø, Pierwszy śnieg (Snømannen)

Przełożyła Iwona Zimnicka

Wydawnictwo Dolnośląskie 2007

%d bloggers like this: