Nic tu nie jest przewidywalne, ale „Barcelona na zawsze” – ostatnia część trylogii Anny B. Kann – najbardziej zaskakuje bohaterką, która wreszcie dojrzała. Przede wszystkim do… pogodzenia się z tym, co niesie los.
Ewa to kobieta mocna, stanowcza, szybko podejmująca decyzje. Taką ją znamy z poprzednich części. Możemy nie zgadzać się z jej wyborami, możemy uważać, że postępuje pochopnie, ale nie możemy nie podziwiać jej silnego charakteru, objawiającego się przede wszystkim szacunkiem do samej siebie. To nie jest bohaterka, która w pogoni za miłością potrafi wyrzec się ideałów, ale nie jest też typem osoby wątpiącej w swoje atuty, niewierzącej w to, że ktoś może ją pokochać. To prawda, miewa chwile załamania i zwątpienia, ale jedno jest pewne: gdy Ewa kocha, to prawdziwie i tylko wtedy, gdy wie, że jest kochana.
„Barcelona na zawsze” zaczyna się tam, gdzie kończy się poprzedni tom – „Powrót do Barcelony”: bohaterka wraca do Polski, by pochować męża. Stolica Katalonii, wielki kot, obiecujący spełnienie marzeń, jeśli zdołasz wspiąć się na jego grzbiet, przystojny, choć niewierny Paco – tancerz flamenco – wszystko to zostało za Ewą. Teraz nastał czas pobytu w Poznaniu, wychowywania dzieci, a przede wszystkim rozliczania przeszłości i spoglądania w przyszłość. Inną, niż ta wymarzona. Ewa dojrzała – wydarzenia ostatnich miesięcy zahartowały ją, pozwoliły podjąć próbę pogodzenia się z tym, co niesie życie. Z początku jeszcze nie radzi sobie z traumą, zamyka się w sobie, rozpamiętuje nierealne scenariusze, ale czujemy, że ten stan nie może trwać wiecznie, bo nie tego spodziewamy się po tej postaci.
Poprzednie tomy umiejętnie łączyły historię kobiety z Poznania zakochanej w iberyjskich rytmach z quasi-przewodnikiem po Barcelonie i po Lizbonie. W trzecim tomie aspekt krajo- i kulturoznawczy schodzi na dalszy plan. Jest miasto, jest taniec, ale jakby z boku. Barcelonę już zwiedziliście – zdaje się mówić nam autorka. – Teraz pozwiedzajcie zakamarki duszy kobiety, która wie, że być może przegrała, ale podejmuje walkę, by móc ów stan rzeczy z godnością zaakceptować.
Dlatego znacznie mniej w tym tomie radości i fajerwerków, a znacznie więcej zadumy. Symbolicznie opisuje to scena, w której Paco planuje koncert: zaczyna od seguirìyas, ale na koniec – zamiast żywiołowej bulerii – planuje soleę, palo smutne, ale przecież dające nadzieję.
Czy dla Ewy też istnieje nadzieja? Dwa pierścionki zaręczynowe, dwa podejścia do ułożenia sobie szczęśliwego życia – to za nią. Czy w jej przypadku powiedzenie „ do trzech razy sztuka” znajdzie potwierdzenie?
Trylogia Anny B. Kann o Barcelonie od początku miała zaskakiwać – a to nieoczywistą formą (historia opowiadana z punktu widzenia różnych bohaterów), a to fabułą, która nie jest do końca ani opowieścią o mieście, ani nawet o tańcu, ale przede wszystkim o poczuciu własnej wartości. Trzeci tom zaskakuje jednak najbardziej. Niech was nie zmyli okładka, bo nic nie jest tu takie, jak byśmy się spodziewali. Włącznie z puentą.
Przeczytaj także: ZWIEDZAJ, KOCHAJ SIĘ, TAŃCZ. Anna B. Kann, Do zobaczenia w Barcelonie
Przeczytaj także: BO DO TANGA TRZEBA DWOJGA | Anna B. Kann, Powrót do Barcelony
Przeczytaj także: SPRÓBUJĘ WSPIĄĆ SIĘ NA WIELKIEGO KOTA – rozmowa z Anną B. Kann
Anna B. Kann, Barcelona na zawsze
Pascal 2016