recenzja

Blok. I cała reszta | Jacek Bocheński, Blog

Jak w bloku z wielkiej płyty mieszka tu obok siebie wieczne oburzenie, radość z kwitnących petunii, Gałczyński, Torańska, aneksja Krymu i Cmentarz na Pęksowym Brzyzku. „Blog” to wycinek z prawdziwego życia, który mimo wielu poruszanych wątków i dygresji jest stabilną konstrukcją utrzymywaną w pionie dzięki dystansowi autora do świata i do samego siebie.

blogBlog to notatki, luźne spostrzeżenia, zapis aktualnych emocji, arena poglądów, frustracji i pasji. „Blog” to z grubsza dokładnie to samo, ale nie takie samo. „Blog” był na początku blogiem. Powstawał w internecie na platfomie Blox.pl i pewnie jego założeniu nie towarzyszyły ambicje bycia książką. Jacek Bocheński, znany pisarz  publicysta, autor choćby „Boskiego Juliusza”, „Stanu po zapaści”, „Tyberiusza Cezara”,  „Zapamiętanych”, podchodzi do nowej formy pisarskiej z entuzjazmem neofity, ale bardzo szybko okazuje się, że bardziej niż do apostoła nowej wiary bliżej mu do mistrza demiurga. To prawda, że dokładnie w połowie tomu zaczyna się zastanawiać nad tym czy pisze się „na blogu” czy „w blogu”, ale to rodzaj kokieterii, trochę nawet udawania formy bloga (czy blogu, jak chce Bocheński). Tak naprawdę jego „Blog” zaczyna szybko przybierać z jednej strony kształt publicystycznego periodyku – gdy nagle dwadzieścia stron, rozbitych na pięć wpisów, poświęca „Dziennikom” Goebbelsa – a z drugiej opowieści fabularnej, uplecionej z mikroopowiadań. Czymże bowiem innym jest wpis „Kaczki”? Opisem przypadkowo dostrzeżonego wydarzenia na rzece Jeziorce w Konstancinie czy może już prozą poetycką? „Kęs! Kęs! Będzie? Nie będzie? Mój, nie twój! (…) Każda kwacze osobno, ale wszystkie identycznie, Jak zdesperowani ludzie w konkurującym o kęs tłumie”  – pisze Bocheński.

Z tego tłumu, blokowego zbiorowiska, autor wyciąga kilka postaci, konstruując swoją historię. I w zasadzie nie ukrywa tego, że pisząc powieść w odcinkach, bawi się z nami w pisanie i czytanie bloga. We wpisie „Grzyby” ma przyjechać do niego Justyna, (Justyna Dąbrowska autorka tomu rozmów „Spojrzenie wstecz”), ale w ostatniej chwili dzwoni, że jest chora. „Trochę wolno ciągnie się (…) wątek Justyny. W powieści trzeba by przyspieszyć. Ale tu zależymy od realu. Co mam zrobić? W powieści Justyna nie chorowałaby bez potrzeby” – utyskuje Bocheński („Grzyby”).. Nie wiemy, bo wiedzieć nie możemy, na ile to wciąż „wpis”, a na ile proza. A co, jeśli Justyna wcale nie zachorowała, a jedynie autorowi zależało na wprowadzeniu tego wątku do opowieści? To nie są bezpodstawne dywagacje. We wpisie „Hibiskus” bloger/pisarz rozmawia z inną z bohaterek – Anną. „Co ja mam z panią zrobić? Odpowiedziała natychmiast: – Zabić”. „Na kilka dni zaparło mi dech. Zabić Annę!” – kontynuuje w „Opcjach”, a w „Alternatywie” wprost wyjaśnia zasady konstrukcji opowieści: „Oczywiście, morderstwo jest niezawodnym tematem, nareszcie coś się dzieje, dynamika, groza, wkraczają media (…) liczba odsłon na Blogu rośnie (…)”. Co w takim razie było, jest, będzie tu „tematem”, a co opisem rzeczywistości? To oczywiście nie ma znaczenia, bo trzymamy w rękach już nie wirtualny „zapis elektroniczny”, ale wydrukowaną książkę. Nie wątpię, że Oburzony – sąsiad z osiedla Służew nad Dolinką, narzekający na wszystko – istnieje, a nie jest tylko swoistym wentylem dającym upust wątpliwościom autora, podobnie jak Chińczyk, który niespodziewanie ustępuje kolejki (czego trudno spodziewać się po rodakach). Ale czuję też, że bloger, który jest doświadczonym pisarzem, ma prawo używać formy tak, jak nakazuje mu to instynkt twórcy.

Najważniejsze jednak, co Bocheński chce nam w swoich felietonach i mikroprozach przekazać to optymizm. Mimo wszystko. Nawet jeśli petunie na balkonie raz po raz obumierają, to przecież kiedyś znów zakwitną, ostatnia kostka czekolady podarowanej przez Julię Hartwig poczeka na urodziny poetki, a pisany przez całe życie wiersz można wreszcie odczytać ojcu – choćby na cmentarzu. A wszystko to można opisać z lekkością, niepowtarzalnym dystansem i uśmiechem.

 

Przeczytaj także: Powstanie, jazz i kac | Piotr Bojarski, 1956. Przebudzeni

 

Jacek Bocheński, Blog

Agora 2016

%d bloggers like this: