artykuł

ODPOCZYWAM PISZĄC | Spotkanie z Nele Neuhaus, autorką kryminałów

Zaczęła od selfpublishingu. Dziś jest tak popularna, że gdy spytała pewnego razu na Facebooku, kto zgodzi się użyczyć nazwiska do książki, odzew przeszedł jej najśmielsze oczekiwania, a ludzie pisali: „nazwij moim imieniem choćby trupa w rzece!”.

FullSizeRender (1)
Nele Neuhaus, fot. Przemysław Jakub Hinc

Niespełna czterdziestoletnia kobieta, stateczna żona właściciela przetwórni mięsa postanawia tego dnia zrobić coś szalonego: wystawia w przyzakładowym sklepie egzemplarze swojej debiutanckiej książki „Unter Heien” (Między rekinami), wydanej własnym sumptem. Thriller staje tuż obok krwistych befsztyków i kiełbasy. Cieszy się powodzeniem. To już kolejny sposób na sprzedanie 500 wydrukowanych egzemplarzy – wcześniej młoda autorka organizuje spotkanie dla znajomych, gdzie również sprzedaje swoją książkę. „W kilka dni rozeszły się wszystkie egzemplarze”, wspomina.

Dziś Nele Neuhaus ma na koncie pięć milionów sprzedanych egzemplarzy w trzydziestu jeden krajach świata. Nazywana jest królową niemieckiego kryminału.

Pytam ją jednak czy nie miewała chwil zwątpienia – bowiem kolejne dwie książki też musiała wydać w systemie selfbublishingu, dopiero potem zainteresowało się jej twórczością poważne wydawnictwo.

– Tak, to było deprymujące, dołujące – przyznaje Neuhaus. – Moją pierwszą książkę próbowałam wydać bardzo długo. Pokazałam ją siostrze, bardzo jej się spodobała, więc wysłałam do wydawnictwa. Byłam przekonana, że w ciągu pięciu, sześciu dni ktoś się odezwie i powie, że chce książkę wydać. Ale oczywiście nic takiego się nie stało – śmieje się. – Niektóre wydawnictwa nawet nie odpisały, inne bardzo uprzejmie poinformowały, że nie znajdą dla mnie miejsca w planach wydawniczych – wspomina.

Przeczytaj także: CZYTELNIKA TRZEBA ZASKAKIWAĆ | Rozmowa z Vincentem V. Severskim 

Jest autorką powieści dla młodzieży i kryminałów. Ten drugi gatunek był dla niej oczywistym wyborem, bo od zawsze lubiła czytać i oglądać kryminały – to siedemdziesiąt procent jej lektur.

Choć przyznaje, że jej miłość do amerykańskich seriali zwiodła ją na manowce.

– Przy pierwszej książce nie miałam odwagi prosić kogoś o radę, o konsultację. Ale przy pisaniu drugiej skontaktowałam się z Instytutem Medycyny Sądowej we Frankfurcie. Zgodzono się mi pomóc. Już na miejscu usłyszałam pytanie: „Czy kiedykolwiek nazwała pani lekarza medycyny sądowej patologiem?”. Musiałam przyznać, że tak. „Za dużo CSI: Miami!”, padła odpowiedź – śmieje się Nele Neuhaus. Interesowało ją wtedy… jak wyglądają zwłoki, które leżały przez trzy dni w temperaturze 30 st. C. – „Zaraz, zaraz, gdzieś tu takie mam”, usłyszałam wtedy. I zbladłam. Na szczęście okazało się, że jednak nie ma tam takich zwłok i nie muszę ich oglądać w prosektorium, ale mogłam obejrzeć zdjęcia – wspomina.

plakat_BondaOd czasu drugiej książki do dokumentacji podchodzi bardzo poważnie. Wie, że to bardzo ważne, by prawidłowo opisać policyjne procedury czy pracę zakładu medycyny sądowej. Pod tym względem nie różni się „królowej polskiego kryminału” czyli Katarzyny Bondy. Pisarki spotkały się podczas Warszawskich Targów Książki i miały okazję wymienić się doświadczeniami.

– Autor musi znać realia, bo przecież czytelnik nie jest idiotą – potwierdza Bonda. – Autor nie może „jechać czaszki”. Bonda jest autorką książki „Polskie morderczynie” (Muza, 2008), rozmawiała z przestępczyniami. Neuhaus zastrzega, że nie ma takich doświadczeń.

– Nie spotykałam się z mordercami, wystarczy mi moja chora wyobraźnia – żartuje. – Od dziecka miałam bujną fantazję. Ale to nie znaczy, że nie inspirują jej wydarzenia autentyczne. W „Śnieżka musi umrzeć” (wyd. polskie 2013) wyszłam od autentycznego zginięcia dziewczynki, której ciała nigdy nie odnaleziono. W samej powieści interesowały mnie jednak nie tyle okoliczności zaginięcia, co trauma, jaką w takiej sytuacji przeżywać muszą rodzice dziecka. Czasem zdarzy jej się opisać też istniejącą osobę. W „Nielubianej” – pierwszej książce z serii. Pojawia się zarządca stadniny koni i jednocześnie trener oraz jego żona – to postaci przeniesione ze świata realnego.

– Gdy miałam w mojej okolicy spotkanie autorskie, okazało się, że czytelnicy doskonale ich rozpoznają. Było dużo śmiechu. Ale poza tym rzadko opisuję istniejących ludzi, czasem czerpię „z ludzi”, których znałam. Raz opisałam bardzo dokładnie – w książce „Żywi i umarli” (wy. Polskie 2015) – oczywiście pod innym nazwiskiem – krytyka, który strasznie mnie nie lubił, od tego czasu przestał się mnie czepiać – śmieje się.

Przeczytaj także: TRUP JEST TYLKO PRETEKSTEM – rozmowa z Katarzyną Bondą 

Neuhaus pisze w domu, przy biurku, bez muzyki – bo nic nie może mnie rozpraszać. Notatki do książki robi ręcznie, a materiały do książek trzyma w kartonach po butach opisanych tytułami powieści.

– Jo Nesbø potrafi pisać nawet w pociągu, jak bym tak nie umiała. Kiedy zaczynam pisać, przestają dla mnie istnieć dni wolne, weekendy. Zaczynam pisać od godz. 15, ale piszę do późna w nocy – mówi autorka „Nielubianej” (polskie wydanie 2016).

Wszystkie jej książki kryminalne rozgrywają się w górach Taunus, gdzie leży cała masa miasteczek, które z pozoru są bardzo spokojne, ale właśnie dlatego może się w nich wiele wydarzyć. I raczej nie pójdzie w ślady polskich kolegów – Katarzyny Bondy czy Zygmunta Miłoszewskiego, którzy lubią tego samego bohatera przenosić w kolejnych tomach w inne otoczenie, w inne środowisko.

– W książce „Kto sieje wiatr” (polskie wydanie 2014), pod koniec, Oliver von Bodenstein [jeden z głównych bohaterów serii – red.] dostaje propozycję przeniesienia się do pracy do Berlina. Zostawiłam tę kwestię otwartą, niczego nie przesądzałam i nagle zalały mnie setki mejli z prośbami „Nie rób tego! Zostaw go tam, gdzie jest” – wspomina. Stąd jej decyzja; jeśli zechce przenieść bohaterów w inne miejsce, to będą to inni bohaterowie. Oliver von Bodenstein i jego partnerka Pia Kirchhoff zostają tam, gdzie są i tam będą prowadzili kolejne śledztwa.

Neuhaus przyznaje, że teraz pisanie zaczyna od planu, ale na początku tak nie było: pierwsze trzy książki pisała bez niego.

– Plan daje bezpieczeństwo, ale niestety także mniejsza swobodę w pisaniu – przekonuje.

To różni ją od Katarzyny Bondy, która bez szczegółowego planu, scena po scenie, nie zaczyna pisać książki. Jej powieść musi najpierw „ułożyć się w brzuchu”, jest z nią w ciąży. Dopiero gdy fabuła dojrzeje, autorka siada do pisania planu.

Obie autorki różni też sposób „wychodzenia” z książki. Bonda musi od pisania odpocząć, całą energię zużywa na remonty. Neuhaus pisze szybko i dużo. Po napisaniu kryminału zabiera się za książkę dla młodzieży i na odwrót.

– Odpoczywam pisząc – zaznacza.

Teraz ma na warsztacie ósmy tom z serii kryminalnej – „W lesie”. Planowała skończyć ją przed przyjazdem do Polski, ale nie dała rady, do napisania została jeszcze jedna trzecia. Akcja książki – co dla serii charakterystyczne – znów zahaczy o przeszłość. Tym razem dotyczyć będzie wydarzeń sprzed czterdziestu dwóch lat, gdy zaginął przyjaciel Olivera von Bodensteina.

NielubianaNele Neuhaus urodziła się w 1967 r. w Münster w Westfalii, a dorastała w Paderborn. Pracowała w agencji reklamowej i studio­wała prawo, historię i germanistykę. Pierwsze trzy powieści wydała własnym sumptem, a w 2008 roku odkryło ją wydawnictwo Ullstein (imprint: List). Para policjantów, Oliver von Bodenstein i Pia Kirchhoff, zapewniła jej ogromną rzeszę fanów i popularność, czyniąc z niej jedną z najpoczytniejszych niemieckich autorek krymina­łów. Od wydanej w 2010 r. książki „Śnieżka musi umrzeć” każda jej nowa powieść kryminalna debiutuje na 1. miejscu „Spiegla” i po­zostaje na tej pozycji przez wiele tygodni. „Śnieżka musi umrzeć” osiągnęła w Niemczech nakład prawie miliona egzemplarzy. Wraz z mężem prowadzi fundację, której celem jest propagowanie czytelnictwa wśród dzieci i nauka poprawnego wysławiania się.

 

Tekst powstał dzięki spotkaniom zorganizowanym w kawiarni MiTo przez wydawnictwo Media Rodzina i na podstawie tłumaczenia Anny i Miłosza Urbanów.

%d