Artykuł o badaniach za rok 2016 znajdziecie tutaj
Liczba osób czytających co najmniej siedem książek rocznie spadła w 2015 r. o niemal trzy punkty procentowe do poziomu 8,4 proc. – alarmuje najnowszy raport Biblioteki Narodowej o stanie czytelnictwa w Polsce. Spadła też liczba osób deklarujących czytanie od jednej do sześciu książek – ten odsetek wynosi teraz 27,2 proc. (mniej o półtora punktu). Aż 18 proc. deklaruje, że nigdy nie przeczytało żadnej książki.
Badania czytelnictwa Biblioteka Narodowa prowadzi od 1992 roku co dwa lata, a od 2014 – co rok. Tegoroczne mogą mocno zdziwić tych z nas, którzy po książki sięgają regularnie, którzy ścigają się w konkursach typu „Przeczytam 52 książki w 2016 r.”. Raport jednak szczegółowo wyjaśnia ten swoisty paradoks – czytania uczymy się w grupach, zwłaszcza w rodzinie i środowisku bliskich znajomych. Innymi słowy: myślisz, że wszyscy czytają, bo czytają wszyscy wokół ciebie. Stwierdzono to już zresztą w poprzednich badaniach BN, z lat 2012 i 2014: czytelnicy wychowują się i obracają przede wszystkim wśród innych czytelników.
Czytanie książek wymaga treningu, czemu sprzyja wsparcie otoczenia. „Pasjonatom książek stosunkowo łatwo jest przekazać tę postawę dzieciom i wychować kolejnych czytelników, podobnie rodzicom z wyższym wykształceniem i większymi zasobami kapitału kulturowego” – piszą autorzy raportu. Ale przestrzegają przed wyciąganiem pochopnych wniosków: można „ukształtować” przyszłych czytelników książek także w środowiskach o przewadze osób nieczytających. Trzeba im jednak zapewnić m.in. możliwość korzystania z biblioteki, pozytywny przykład, np. nauczyciela oraz intensywny trening czytelniczy w postaci sumiennego czytania lektur szkolnych oraz nieobowiązkowych książek dla własnej przyjemności.
Przejdźmy do konkretów: w 2015 roku lekturę co najmniej jednej książki zadeklarowało 37 proc. badanych. W 2014 r. było to o trzy punkty procentowe więcej. A przecież, jak utrzymują autorzy raportu, ze statystycznego punktu widzenia zarówno większe zaangażowanie czytelnicze, jak i codzienne przebywanie wśród czytelników wiążą się z wyższą pozycją w hierarchii wykształcenia, większym zadowoleniem z własnej sytuacji zawodowej i większą stabilnością zatrudnienia.
Kto zatem czyta? Ważne jest tu wykształcenie – im wyższe, tym wyższy odsetek czytelników. Czytelnictwo jest także wyższe wśród kobiet niż wśród mężczyzn. Co więcej: w porównaniu do roku 2000 czytelnictwo zmalało najwyraźniej wśród mężczyzn i osób młodych.
Jeśli już czytamy, to najczęściej pożyczamy książki od znajomych (potwierdza się teza, że znajomi czytelników też czytają). Na drugim miejscu są książki kupowane, dopiero potem te, które już mamy w domowym księgozbiorze oraz pożyczane z biblioteki. Najwyższy odsetek korzystających z bibliotek i czytających wypożyczone z nich książki znajdują się wśród osób czytających siedem książek rocznie, lub więcej, w grupie uczniów i studentów oraz w najmłodszej grupie wiekowej: 15-19-latków.
Raport wyróżnia też grupę tzw. omniczytelników (22 proc. badanych). To osoby, które czytają nie tylko książki czy czasopisma, ale także treści w internecie. Autorzy raportu dokładnie przyjrzeli się tej ostatniej aktywności. Okazuje się, że najpopularniejszą czytelniczą praktyką internetową jest poszukiwanie praktycznych porad i wskazówek, a także informacji związanych z pracą lub nauką, czytanie prasy bądź wiadomości i korzystanie z internetowej encyklopedii. Częściej w czytelnicze praktyki internetowe angażowali się ci, którzy lepiej oceniali swoją sytuację ekonomiczną, a blisko jedna czwarta użytkowników internetu czyta blogi. Poza grupą omniczytelników – a więc poza kulturą pisma – jest jednak aż 14 proc. badanych.
Przeczytaj też: POWIEDZ, CO CZYTASZ, A… CIĘ ZALAJKUJĘ
Warto w tym miejscu wspomnieć też o raporcie Instytutu Książki „Rynek książki w Polsce”. Wynika z niego m.in., że wartość rynku książki wynosiła w 2014 roku 2,48 mld zł, co oznacza spadek w stosunku do 2013 roku, gdy wartość ta wynosiła 2,67 mld zł. Wśród przyczyn tego spadku raport wskazuje mi.in. wprowadzenie 5-proc. stawki VAT w 2011 roku (wcześniej była to stawka zerowa), co spowodowało wzrost cen książek nawet o 10 proc. I tak w 2010 roku średnio płaciliśmy za książkę 34,3 zł, w 2011 – 37,8 zł, a w 2014 już 41,5 zł. Inną przyczyną spadku wartość i rynku było wprowadzenie przez rząd darmowych podręczników dla I klas – zyskali na tym rodzice, stracili wydawcy edukacyjni i dystrybutorzy. Nie wolno też zapominać o rosnącej konkurencji, która stała się zarzewiem „wojny rabatowej”, sięgającej nawet 35 proc. ceny okładkowej. Wydawcy (choć nie wszyscy) oraz księgarze rozpoczęli w związku z tym akcję na rzecz wprowadzenia jednolitej ceny książki. Chodziło o wsparcie rynku książki dzięki uchwaleniu tzw. „ustawy o książce”. Pod apelem podpisało się siedemdziesięciu wybitnych naukowców, autorów, dziennikarzy, polityków i przedstawicieli rynku książki, a łącznie apel podpisało 2360 osób, przedstawicieli najróżniejszych zawodów, studentów i uczniów. Tak zrodziła się akcja „Ocal książki” – kampania poparcia dla Ustawy. Co miała zmienić? Zakładała przede wszystkim wprowadzenie jednolitej ceny na wszystkie nowości wydawnicze. Stała cena miałaby obowiązywać przez 12 miesięcy od momentu wprowadzenia danej pozycji na rynek. Rzecz w tym, że obecne ceny są wysokie, gdyż wliczone są w nie promocje – krótko mówiąc: cena okładkowa książki jest np. wyższa o 20 proc. po to, by można było nakleić promocyjną nalepkę: „-20%”. Akcję poprali m.in. Vincent V. Severski, autor bestsellerowych „Nielegalnych”, „Niewiernych” i „Nieśmiertelnych”, Olga Tokarczuk, autorka „Ksiąg Jakubowych” czy Zygmunt Miłoszewski, autor trylogii o prokuratorze Szackim i thrillera „Bezcenny”.
Raport „Podstawowe wyniki badań czytelnictwa za rok 2015″
Biblioteka Narodowa
Dane: TNS Polska