recenzja

Spiskowa praktyka dziejów | Umberto Eco, Temat na pierwszą stronę

Nie ma ta powieść siły mrocznego „Cmentarza w Pradze”, że o „Imieniu Róży” nie wspomnę. A jednak coś ją z nimi łączy – dwa słowa: manipulacja i spisek. I znów dotyczą one świata, w którym najważniejsze jest słowo pisane.

Temat_na_pierwszą_stroneGdyby uznać, że jest to książka o kondycji mediów, można by całą sprawę zamknąć w jednym zdaniu, zarzucając nawet autorowi banał i rozprawianie się z tematem dawno omówionym, przeżutym, a pewnie i przetrawionym. Wszyscy wiemy, że nakłady drukowanych gazet lecą na łeb na szyję i nawet próba pobierania opłat za co lepsze treści publikowane w internecie nie do końca rozwiązała ten problem. Prasa jest też w kryzysie, bo chcąc reagować na spadek nakładów, panicznie chwyta się a to insertów w postaci filmów na DVD (co nie jest jeszcze najgorsze), a to tematów, które przyciągną czytelnika nie poziomem wywoływanej debaty, ale tanią sensacją.

To prasa, która kilka dni z rzędu żeruje na śmierci znanej aktorki serialowej, nie zająkując się przy tym ani razu o śmierci Igora Mitoraja, polskiego rzeźbiarza, którego dzieło zdobi choćby drzwi rzymskiej bazyliki Santa Maria degli Agneli (nie byle jakiej, bo stworzonej przez samego Michała Anioła w dawnych termach Dioklecjana). Ale choć konkluzja to smutna, to wszak nie nowa. I z tego punktu widzenia książka Eco brzmi jakby autor wygrzebał ją z zapomnianej szuflady i niespodziewanie postanowił wydać. Do czasu.

Oto kilka gorących dni kwietnia, maja i czerwca 1992 r. Dawno? Niedawno? Wystarczy przypomnieć, że „Gazeta Wyborcza” czy „Rzeczpospolita” osiągały wtedy kilkusettysięczne nakłady, „Faktu” nie było jeszcze w ogóle, a „Super Express” nie miał nawet roku. Nikt nie myślał jeszcze o upadku prasy drukowanej, więc nic dziwnego, że w Neapolu pewien biznesmen wpada na pomysł założenia dziennika. Ma on już jednak świadomość, że druk nie wygra z telewizją, bo poranne wiadomości od dawna są znane widzom, więc wraz z redaktorem naczelnym, profesorem Di Simei, wpada na pomysł, by gazeta o tytule „Jutro” skupiła się na tym, co dopiero się wydarzy – sugerowała możliwe scenariusze dalszych wydarzeń, a nawet docierała do informacji, innym nieznanych. I znów – nic nowego.

Przeczytaj także: 

Droga do porozumienia | Colum McCann, Apeirogon

Po pierwsze wszystkie gazety gonią dziś za „eksluziwami”, po drugie pomysł został już wykorzystany w bondowskim filmie „Jutro nie umiera nigdy” z 1997 r., gdzie magnat prasowy Elliot Carver zakłada gazetę… „Jutro” i sam prowokuje wydarzenia, które potem opisze, z brytyjsko-chińskim konfliktem włącznie. Czy Eco zna tę fabułę? Nie sądzę, by w przypadku autora „Supermana naszych czasów” mogło być inaczej. Nie wykluczone, że Eco wręcz inspiruje się pomysłem scenarzystów Bonda, ale jeśli tak, to tylko po to, by snuć na tej kanwie opowieść absolutnie odrębną. Di Simei i zatrudniony przez niego tłumacz języka niemieckiego Colonna (życiowy nieudacznik, pięćdziesięciolatek, który – parafrazując znaną ostatnio kampanię społeczną – nie zdążył zrobić kariery, nie zdążył podróżować, nie zdążył nawet mieć dzieci), mają przygotować dwanaście numerów zerowych, które biznesmen wykorzystałby w sobie tylko znanym celu.

Czy „Jutro” kiedykolwiek ujrzy światło dzienne? Powiem jedynie, że z takim przygotowaniem nie ma prawa utrzymać się na rynku – uczestniczyłem swego czasu w przygotowywaniu numerów zerowych polskiej edycji „The Wall Street Journal” i wiem, że dziennik, nawet ten, który ląduje w koszu, powstawać musi jak gazeta prawdziwa, a więc z prawdziwym dedlajnem, a na pewno nie tak jak „Jutro”, gdzie na przygotowanie jednego wydania redakcja dała sobie miesiąc. Zresztą, z takim zespołem – współpracownikiem służb, zdolną dziennikarką Maią, która jednak ma doświadczenie jedynie z kolorowych czasopism, czy węszącym wszędzie spisek Braggadocią, nie zapełniłby codziennie 24 kolumn.

Przeczytaj także:

Niezależni i niezłomni | Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki

Tym bardziej że jak na gazetę, mającą mówić o przyszłości, nie wykazują się oni szczególną wyobraźnią („komórki to tylko chwilowa moda”). Eco to wie. Wie też, że w chwili, gdy rozgrywa się akcja jego powieści, tak kluczowe dla fabuły sensacje Braggadocia (tzw. Operacja Gladio – czyli skierowana przeciw komunizmowi organizacja współfinansowana przez CIA, a oskarżana o działalność przestępczą) nie są już odkryciem nowym. Wszak afera z Gladio wybuchła pod już koniec 1990 roku, gdy jeden z włoskich sędziów ujawnił, że służby specjalne podległe NATO, mogą stać za zamachami.

Jaka zatem myśl przyświeca Eco? Moim zdaniem autor bawi się z nami, a może nami. W „Cmentarzu w Pradze” odsłaniał mechanizmy manipulacji, ukazując scenariusz powstania „Protokołów mędrców Syjonu” – antysemickiej fałszywki, mającej wskazać na Żydów jako naród dążący do zyskania wszelkimi sposobami władzy nad światem. W „Temacie…” sam podsuwa nam fałszywki, na co wyraźnie wskazują śledztwa, prowadzone przez „Jutro”. Słowo „fałsz” jest tu wszechobecne: fałszywe tytuły kawalera bractwa maltańskiego, fałszywy Duce, w końcu cała afera z Gladio, pełna przemieszanych faktów i domysłów (jest i o śmierci Jana Pawła I i o zamachu na Jana Pawła II).

Nie o samą zabawę jednak chodzi. Eco bowiem przede wszystkim zadaje nam pytanie: w co wierzycie? W co jesteście w stanie uwierzyć? W jaką teorią spiskową uda się was wmanipulować. Zdaje się więc mówić, że spiskowe teorie to narzędzie do praktykowania manipulacji. To problem aktualny zawsze, a to oznacza, że umieszczenie akcji w 1992 roku jest tylko przykrywką. Kolejną fałszywką.

Umberto Eco, Temat na pierwszą stronę (Numero Zero)
Przełożył Krzysztof Żaboklicki
Noir sur Blanc 2015

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading