„Wolę siedzieć w więzieniu, niż się szmacić przed reżimem” – te słowa Andrzeja Poczobuta, przywołane w książce „Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki” pasują w zasadzie do wszystkich bohaterów tej publikacji, dwudziestu jeden dziennikarzy prześladowanych przez białoruskie władze – pisze Przemysław Poznański.

Białoruś nie jest dziś krajem dla dziennikarzy bezpiecznym. „Kamizelka z napisem „Prasa” powoduje, że na sto procent zostaniesz zatrzymany”, czytamy. A w innym miejscu: „Dla reżimu Łukaszenki dziennikarze stali się żywymi tarczami. Celem, w który służby bezpieczeństwa muszą trafić, by go uciszyć”.
Tym, co w portretach opisanych tu dziennikarzy przebija się na pierwszy plan, jest ich niezależność. Jeśli stoją po jakiejś stronie, to jest to strona demokracji, wolności, w tym wolności słowa. Nie są opozycjonistami w znaczeniu politycznym, ale sprzeciwiają się reżimowi, który łamie prawo, w tym prawa człowieka. Ich sprzeciw jest też specyficzny: to rzetelne relacjonowanie wydarzeń. W zamian oskarżani są o terroryzm i organizowanie zamieszek.
Spośród opisanych w książce dziennikarzy jeden – Pawieł Szaramiet – nie żyje, pozostali w większości trafili w ostatnich miesiącach do więzienia, nielicznym udało się uciec z Białorusi. Wśród zatrzymanych jest choćby Andrzej Poczobut, nagrodzony właśnie Medalem Wolności Słowa, dziennikarz i działacz Związku Polaków na Białorusi. „Ani przez chwilę nie wątpiłem w to, co robię”, mówił po wcześniejszym zatrzymaniu, w 2011 roku. „Myślę, że dzięki temu przetrwałem”.
Ponownie trafił do aresztu 25 marca tego roku i oskarżony został o „podżeganie do nienawiści rasowej” oraz „rehabilitację nazizmu”. Miał odmówić przyjęcia biletu w jedną stronę do Polski. Cytowana w książce żona dziennikarza, Oksana Poczobut, tak tłumaczy te decyzję: „Pisał, że każdy wyrok kiedyś się skończy, a gdyby w taki sposób wyjechał do Polski, to już na zawsze”.
Przeczytaj także:
Znajdziemy w książce portret Julii Słuckiej, prezeski Pres Clubu Belarus, zatrzymanej 22 grudnia 2020 pod zarzutem „oszustw podatkowych” (notabene jednego z najczęstszych pretekstów jakim posługuje się reżim Łukaszenki w stosunku do przedstawicieli niezależnych mediów). Już zatrzymana, relacjonowała dzień po dniu nieludzkie warunki panujące w więzieniu, szykany i dręczenie jakie stały się jej udziałem” „O szóstej budzi nas syrena i zapala się górne światło. Już o szóstej pięć dostajemy miskę owsianki (…). O szóstej pięćdziesiąt miski i łyżki są zabierane (…). Podczas rewizji wszyscy z wyjątkiem dyżurnych są umieszczani w karcerze. Pomieszczenie metr na trzy i pół (…). Ostatni więzień siedział tu siedemnaście dni (…).
Albo Nadzieja Bużan, fotoreporterka, wyróżniona w konkursie World Press Photo 2021 za zdjęcie Wolhy Siewiaryniec, bezskutecznie czekającej pod więzienną bramą na męża, Pawła, lidera Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji, który tego dnia miał wyjść na wolność. „Dziennikarz musi być bezstronny i pokazywać rzeczywistość taką, jaka jest. Robiąc zdjęcia, muszę udokumentować wszystko, całą prawdę o ludziach”, mówi w książce. I dodaje: „Jeśli trafię do więzienia, będzie to tylko etap w moim życiu, czasowa utrata wonności. Najgorsze, co może człowieka spotkać, to śmierć”.
Zbiór ten, to lista znanych – często też u nas – przedstawicieli świata żurnalistyki. Kolejne głośne nazwisko to Raman Pratasiewicz, fotoreporter, były redaktor naczelny kanałów „Nexta” i „Bielaruś gołownogo mozga”, zatrzymany 23 maja tego roku po tym jak reżim zmusił do lądowania w Mińsku samolot relacji Ateny-Wilno, którym Pratasiewicz podróżował.
Wśród sportretowanych jest też choćby Maryna Zołatawa, redaktor naczelna portalu Tut.by, zatrzymana 18 maja również pod zarzutem „oszustw podatkowych”. Jej koledzy podkreślają, że praca była dla niej drugim domem. Sukces portalu nie spodobał się władzom, które nie znoszą niezależnych mediów. Zaczęły się naciski, dziennikarze Tut.by regularnie byli zatrzymywani w czasie demonstracji, które tylko relacjonowali. Podobno był moment, w którym rodzina Zołatawej rozważała wyjazd z kraju. Nie doszło do tego. „Moja mama bardzo lubi swój kraj, a państwo, jak widać, bardzo nie lubi mojej mamy”, mówi córka dziennikarki.
Przeczytaj także:
„Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki”, książka napisana przez niemal trzydziestu polskich dziennikarzy z najróżniejszych redakcji, niejako „ponad podziałami”, to jednak nie tylko hołd autorów dla odwagi i niezłomności białoruskich kolegów po piórze. To także wstrząsające świadectwo tego, jak mogą być łamane podstawowe wartości demokracji, w tym wolność słowa, jak zamyka się usta niezależnym mediom, jak brutalnie autorytarna władza potrafi postępować z tymi, których zadaniem jest informować.
To także jednak wołanie o pomoc. I tę polityczną, wszak bohaterowie tego zbioru stali się de facto więźniami politycznymi, ale i tę materialną – cały dochód ze sprzedaży książki przeznaczony jest na pomoc dziennikarzom prześladowanym przez białoruski reżim.
Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki
pod redakcją Arlety Bojke i Michała Potockiego
Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 9 sierpnia 2021
ISBN: 9788381804882
„I prefer to sit in jail than to scramble before the regime” – these words by Andrzej Poczobut, quoted in the book „Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki” (Partisans. The journalists at Lukashenka’s Target), fit basically all the heroes of this publication, twenty one journalists persecuted by the Belarusian authorities – writes Przemysław Poznański.