recenzja

Martwa natura w rodzinnym wnętrzu | Kuba Wojtaszczyk, Portret trumienny

Niezła by się uzbierała kolekcja na wernisaż: portret zbiorowy we wnętrzu, martwa natura, akt, w końcu tytułowy portret trumienny. Nie wiem tylko czy darmowe wino rozdawane przy okazji takich wydarzeń wszystkim by smakowało: martwa natura jest tu bowiem w fazie gnilnego rozkładu, portret zbiorowy pełen nienawiści, fobii i animozji, akt raczej domniemamy, a portret trumienny… cóż, portret trumienny powstał nieco w pośpiechu, nie z miłości do zmarłego/zmarłych lecz z nienawiści, frustracji, a może przede wszystkim z bezsilności wobec głupoty, wynikającej z odporności na wszelkie argumenty. Bez makijażu, bez upiększania.

portet_trumiennyNo dobra, ale jeśli mamy portret trumienny, to musi paść pytanie: kto umarł? Najprostsza odpowiedź to: rozum. Bohaterowie Wojtaszczyka – rodzina, którą odwiedza główny bohater, czyli Alex – jest martwa, ponieważ w ich głowach nie ma żadnej refleksji, przyjmują bezkrytycznie siebie, swoje życie, wyznawaną wiarę, obiegowe poglądy. Rodzina to w zasadzie banda zombi. „Rodzice są na cmentarzu, ale niedługo powinni wrócić” – zapowiada złowieszczo jedna z bohaterek w – być może – najważniejszym zdaniu książki. Bo wiemy, że wcale nie wrócą żywi. Są martwi, bo – jak i cała reszta rodziny – całkowicie zamknięci na argumenty mogące podważyć ich przekazywaną w genach banalną listę przekonań. Choć ich życie, poglądy i wyrażane opinie podane są z – wszechobecną w tej książce – ironią, to przesłanie jest raczej smutne: nie ma dla nich ratunku: martwe jest pokolenie rodziców, pokolenie rodzeństwa Aleksa, pokolenie ich dzieci.

Są i będą martwi, bo – jak i cała reszta rodziny – całkowicie zamknięci na argumenty mogące podważyć ich przekazywaną w genach banalną listę poglądów. Choć ich życie, poglądy i wyrażane opinie podane są z wszechobecną w tej książce ironią, to przesłanie jest raczej smutne: nie ma dla nich ratunku.

Nawet jeśli ktoś się wyróżnia (Drugi) i tak zostanie wtłoczony do rodzinnej trumny, chyba że – jak jego wuja Alex – wyrwie się i pozwoli odżyć temu, co od dziecka jest w nim skutecznie zabijane przez wychowanie, rodzinne konwenanse i wszystko to, co wynika z niechęci do odmienności, oryginalności i wyróżniania się w jakikolwiek sposób. W uśmiercaniu bohater „Portretu…” idzie jednak dalej: „zabija” i tych, którzy są po jego stronie, a którzy albo nie spełnili jego oczekiwań, albo są zbyt ugodowi wobec mieszkańców „trumny”.

Przeczytaj także:

Impresja o pieprzeniu sobie życia po trzydziestce | Edyta Niewińska, Kosowo

Wojtaszczyk przeciwstawia sobie miasto i prowincję, ale wydaje się to być zabiegiem stylistycznym. To raczej przeciwstawienie galerii sztuki galeriom handlowym, tolerancji wszelkim fobiom, otwartości na odmienność ciasnocie umysłowej. Pod tym względem „Portret…” przypomina „Nieobecnych”, najlepszą moim zdaniem książkę Bartosza Żurawieckiego. Tam jednak uśmiercanie – choć podobnie jak u Wojtaszczyka popadające w groteskę – idzie dalej, każąc bohaterom żyjącym na marginesie ksenofobicznego, homofobicznego i gerontofobicznego społeczeństwa zniszczyć cały świat. Wojtaszczyk się zatrzymuje. Czy znaczy to, że jego zdaniem dla świata jest jeszcze nadzieja?

Kuba Wojtaszczyk, Portret trumienny
Simple Publishing 2014
ISBN: 9788379750016

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading