felieton

Narcyz | Felieton Dawida Kornagi | #przerwanysenkornagi

Praktycznie za każdym razem, kiedy poznaję kogoś na… (tu wedle uznania: wieczorze literackim, rozrywkowym evencie, pępkowym, weselu, koncercie), a ten ktoś ledwo poznany zaczyna nadawać o sobie, tylko o sobie, od lewej strony o sobie, od prawej o sobie, z lotu drona o sobie, to przypomina mi się jeden z moich ulubionych obrazów Caravaggia Narcyz przy źródle – pisze w lipcowym felietonie Dawid Kornaga.

Dawid Kornaga, fot. Rafał Meszka dla zupelnieinnaopowiesc.com

Narcyza znamy z mitu opisanego przez Owidiusza w Metamorfozach. Jak wiadomo, był urodziwym młodzieńcem, który zakochał się w swoim odbiciu, widząc je po raz pierwszy w źródle. Zachwycony własnym wyglądem, spędzał czas na podziwianiu siebie w tafli wody, wręcz szaleńczo nie odrywając wzroku od obiektu zapatrzenia. Coraz bardziej zakochany w swojej urodzie stał się samolubny i przestał zauważać otaczający go świat. Widział tylko siebie, on, pępek świata, punkt odniesienia, rodzynek na torcie. Jego brak empatii oraz próżność rosły wraz z każdą „sesją” wpatrywania się we własne odbicie.

Tyle mit. Natomiast Caravaggio w swojej malarskiej wizji idzie dalej, ponieważ jak sobie wyguglujecie ten obraz (lub werystycznie pamiętacie, albo spojrzycie poniżej), źródło, nad którym pochyla się zafascynowany sobą Narcyz, wcale nie jest krystalicznie czyste, bardziej przypomina jakąś brudną kałużę, do której ktoś, powiedzielibyśmy współcześnie, cisnął pełne rdzy przestarzałe sprzęty elektroniczne. Jakby artysta chciał powiedzieć: wszystko jest ulotne, nic nie jest dane raz na zawsze. Że każdy narcyz widzi się takim, jakim chce siebie widzieć. Spełnionym, pięknym wewnątrz i na zewnątrz, niezależnym od ułomności, które dławią na co dzień zwyczajniaków.

Carvaggio, Narcyz przy źródle, fot. Wikimeda Commons / domena publiczna

Właśnie, narcyz

Właśnie, narcyz. Kolejny narcyz, którego niedawno poznałem, nieświadomy, że to ten typ. Na początku wydaje się przyjazny. Odpowiada na pytania. Co tam, pyta również. Pyta, lecz niekoniecznie czeka na odpowiedzi. Pyta z grzeczności, pyta, bo w jakiś sposób jest nami zainteresowany, lecz to tylko badania terenowe, niekoniecznie cyniczne, wręcz podświadome. Zarzucanie sieci. Oczekiwanie na zahipnotyzowanie. I kiedy daję się zahipnotyzować (po kilku minutach orientuję się, że mam do czynienia z narcyzem, a nie normalnym rozmówcą, więc daję się tylko pozornie zahipnotyzować), narcyz rusza na pełnym biegu, bym też wpatrywał się w niego, tylko w niego.

Problem społeczny, problem wręcz generacyjny. Dziś wystarczy, że masz swój profil w wiodących socjalach, obserwuje cię i komentuje kilkaset osób czy kilka tysięcy, a nawet milionów, jeśli udało ci się wybić o kilka poziomów wyżej niż przeciętniacy, to z automatu zamieniasz się w bohatera obrazu Caravaggia. Oczywiście, nigdy się do tego nie przyznasz, bo kto chce być nazwany narcyzem? Kto chce być utożsamiany z mrocznym egotyzmem, małostkowością i skazaniem na nieuchronną tragedię?

Przeczytaj także:

A gadaj, a wciskaj kazania, a szastaj wyznaniami…

Wracając do konwersacji ze świeżo zapoznanym narcyzem płci obojętnej, problem polega na tym, że w miarę upływu czasu zaczynamy się irytować, „no, kiedy wreszcie to ty zapytasz o mnie, co robię, co czuję, co uważam”. Z automatu przesiąkamy negatywnymi emocjami, resztkami kultury osobistej hamując wybuch wściekłości czy widocznej irytacji. Aby w końcu wygarnąć: „Przestań już pitolić o sobie, zapytaj o mnie. O cokolwiek”. Co więcej, często dochodzi do tego frustracja, że jesteśmy kiepscy, miałcy i nieistotni, skoro nie wzbudziliśmy zainteresowania naszą osobą. Że nasz rozmówca to wyczuł i wolał nie dopytywać o naszą beznadzieję, dając w zamian wgląd w jego fascynujący lifestyle.

Jakoś resztkami rozsądku, ale także cynizmu przeżyłem powyższą sytuację. Mogłem się zbuntować, mogłem przeciąć „monolog samouwielbienia” u mojego rozmówcy, ale uświadomiłem sobie, nie po raz pierwszy, że to fascynujące. Chore, ale właśnie takie. A gadaj, a wciskaj kazania, a szastaj wyznaniami, a osacz mnie w każdym uchu swoimi słowami, jak to ogarniasz rzeczywistość, jak to robisz wszystko, wszechstronnie i z talentem, jak to jesteś Leonardem da Vinci, choć w efekcie działasz naskórkowo, zdajesz się być magistrem z wielu dziedzin, lecz nie masz na to uwierzytelniających papierów ani tym bardziej dorobku, który utwierdzi słuchacza, że nie fantazjujesz, nie zgrywasz barona Münchhausena. Po co spijam twoje słowa pomimo frustracji? Bo cię wykorzystam: może w powieści, może w scenariuszu, a może w felietonie. Sam się o to prosisz, sam domagasz się haczyka, sam głowę ładujesz pod świeżo wyheblowaną i naostrzoną gilotynę mojej przekory.

Bardzo trudno przyjaźnić się na poważnie z narcyzami. Dlatego cenię sobie przyjaźń oraz ogólne relacje z tymi, którzy robią dobrze swoje, ale się tym nie chełpią. Uczą, tłumaczą, kreują, wymyślają, piszą, publikują, kręcą filmy, youtuby, tiktoki albo przejawiają widoczne zdolności w hydraulice, malowaniu powierzchni wszelakich, haftują, sadzą, dają zastrzyki, diagnozują, potrafią okiełznać niesforne maluchy czy zainstalować pompę cieplną plus hydrofor, a jak trzeba, walną młotkiem w gwóźdź tak, że wbije się za jednym razem. Tacy ludzie są po prostu spełnieni, więc nie potrzebują jeszcze się tym chwalić, „narcyzować”, co to nie oni. Za to potrafią słuchać. Przynajmniej większość z nich.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading