felieton

Gdzie jest druga połowa świata | Felieton Anny Fryczkowskiej

Mój ojciec potrafi wymienić cały łańcuszek pokoleń swoich przodków, zna imiona dziadków i ich braci, pradziadków i ich braci. Gorzej z linią żeńską. Ta, we wspomnieniach rodzinnych, to bezimienne żony, anonimowe matki, niewyszczególnione w zapisie córki. Kobiety, które dały nam swoje geny, których mitochondria w nas żyją, pozostały niewidzialne. Zniknęły – pisze w felietonie Anna Fryczkowska.

Anna Fryczkowska, Saga o ludziach ziemi. Wpatrzeni w niebo, W.A.B. 2023

Mój tata coraz bardziej przypomina surowego orła z polskiego godła państwowego. Gdy był młodszy, wyglądał łagodniej, bo prawie do czterdziestki wydawał się młodym chłopakiem z lekko odstającymi uszami (mam je po nim), ale był wtedy zdecydowanie groźniejszy z charakteru. Teraz złagodniał, choć twarz mu się wyostrzyła. Krząta się w teraźniejszości: zmiata podłogę, pilnuje rozkładu posiłków, co rano idzie do pracy i co wieczór z niej wraca, idzie od autobusu, osiemdziesięcioparoletni hipster jeżdżący komunikacją miejską, choć na parkingu stoi chevrolet srebrny metalic.

Ale chevrolet służy tylko do wypraw na wieś. Nie tę rodzinną, do której tata ciągle wraca pamięcią. Mój ojciec od ponad trzydziestu lat jeździ na jej namiastkę, dużo bliżej Warszawy, gdzie szuka dzieciństwa ryjąc w ziemi i tnąc godzinami gałązki na kompost. Tam samochód się przydaje, bo do wioski nie dochodzi żadna komunikacja. Natomiast w mieście obowiązują inne zasady. Ale co z tego, że w mieście, że praca, skoro mój tata ostatnio tkwi duszą w swoim dzieciństwie, co więcej – w dzieciństwie swojego ojca i dziadka, pradziadka i prapradziadka.

A co z babką?

Tak, bo mój tata potrafi wymienić cały łańcuszek pokoleń po mieczu, zna imiona dziadków i ich braci, pradziadków i ich braci. Gorzej z kądzielą. Kobiety w rodzinie są obecne jako bezimienne żony, anonimowe matki, niewyszczególnione w zapisie córki.

„Michał ożenił się”.

       „Ojciec z matką wychowywali ich należycie”.

       „Mieli czternaścioro dzieci, w tym czterech synów”.

Kobiety, które dały nam swoje geny, których mitochondria w nas żyją, pozostały niewidzialne. Zniknęły.

Mój tata od kilku lat bardzo się stara, byśmy z siostrą pamiętały o naszym rodzie. Okazuje się jednak, że dla niego, dla mojego dziadka także, ta pamięć jest tożsama z opisywaniem mężczyzn w rodzinie. To oni, według zapisków ojca i dziadka, nieśli historię. Oni byli motorem zmian. Oni mieli przygody. Oni podejmowali decyzje. Oni mieli życiorysy. Pamiętnik mojego dziadka zaczyna się tak:

       „Jakoś nigdy nie naparła mnie chęć, by poszperać w księgach metrykalnych i poszukać, jakie nosił imię prapradziadek. Być może dlatego, że nie wyróżniał się niczym, więc obojętne, czy był Antoni, czy Józef. Mój ojciec nigdy nie wymienił imienia swego pradziadka, ale o Szczepanie, swoim dziadku, mówił często”.

Tak, o dziadku mówił często. A o babce? Pamiętnik w tej sprawie milczy. Ta, kluczowa przecież dla rodu osoba, przemyka przez pamiętnik w tle, bez imienia i charakteru. Podobnie jak i inne kobiety. Jak to się robi? A tak:

       „Przywędrował wraz z rodziną”. Ani słowa o żonie, jej istnienia możemy się tylko domyślać.

       „Szczepan odziedziczył zajęcie po ojcu i ożenił się”. Ani słowa z kim.

       „Otrzymał wsparcie w robociźnie od stryjów, wujów i starszego rodzeństwa żony”. Wsparcie od niej, jak rozumiem, było na tyle nieistotne, że nie ma sensu go wymieniać. Imienia także.

       „Żyli z żoną przestrzegając przykazań boskich”. Tyle o niej wiemy, naprawdę.

       „Mieli kilkoro dzieci, ale przeżyło dwu synów, którzy otrzymali imiona Jan i Michał”. No i jeszcze to, że urodziła więcej niż wychowała.

Naprawdę nic tam o nich nie ma?

Szczepan Józwiak ma dzieje, charakter, słabostki i silne strony, podejmuje decyzje i stara się im sprostać. Jego żona ma jedynie starsze rodzeństwo i przestrzega boskich przykazań, jak jej mąż, no i jeszcze rodzi, jak to kobieta. O kolejnych kobietach w rodzinie i mój dziadek, i mój ojciec piszą podobnie. Cały długi łańcuch życia rodzaju żeńskiego, kobiet, które rodziły, karmiły, wychowywały, przytulały, przemyka gdzieś przez przeszłość, ale ich potomkowie nawet nie zadają sobie sobie pytania, kim były.

Pytam o to teraz.

       – Naprawdę nic tam o nich nie ma? – dziwi się mój tata.

       – Ani słowa.

       – Nigdy tego nie zauważyłem.

       – I jak mam pisać sagę, kiedy w waszych pamiętnikach wymieniacie tylko połowę przodków?

Tata zamyśla się, jak to on, a jego twarz z godła zapada się w sobie. Nigdy nie mówi rzeczy nieprzemyślanych, tyle o nim wiem.

       – Może to jest właśnie zadanie dla ciebie.

A poza tym może to jest właśnie ten moment, kiedy tata spostrzega, że świat się zmienił. Nie, tym razem nie chodzi o wszechobecne smartfony, komórki czy seriale na Netfliksie, lecz o to, że dzieci, które nie są chłopcami, zadają nieoczekiwane pytania. I nagle świat, który się układało w głowie przez ponad osiemdziesiąt lat, staje się tylko w połowie ważny, bo połowy pozbawiony.

I przychodzi zadziwienie, że się jego braku nigdy nie zauważyło.

Może do tego potrzebna była córka? Potomkini tamtych, bezimiennych? Płodzących potomstwo z tymi, którzy zostali zapamiętani?

Jednych i drugich noszę w sobie.

W świecie mojej sagi Bóg jest kobietą

Pisząc sagę rodzinną na podstawie pamiętników mojego ojca i dziadka muszę tchnąć życie w mężczyzn, w tych kilka zdań, przygód, imion, które po nich zostały. To trochę jak śledztwo, trochę jak reanimacja. Natomiast kobiety, dziewczyny, dziewczynki muszę stworzyć od nowa, dać im imiona, ciała, charaktery, przeszłość, teraźniejszość, wspomnienia, dzieje, bo po nich nie zostało we wspomnieniach nic, poza dziećmi, a tak naprawdę poza synami. Ta odpowiedzialność mi ciąży, ale jednocześnie wolność stwarzania rzeczywistości od zera mnie uskrzydla. W świecie mojej sagi Bóg jest kobietą.

Wszystkie moje przodkinie we mnie żyją, bezimienne, kryją się w moich mitochondriach, więc pewnie umiem znaleźć je w sobie, jeśli nie pomylę tropów. Prababki moje, praciotki, prakuzynki, którym ani mój dziadek, ani mój tata nie poświęcili nawet jednego słowa, trwałyście, i w nich, i we mnie, i trwacie w mojej córce. Jakie byłyście? Waleczne, odważne, chętne do zaczynania od nowa? Silne, przedsiębiorcze, inteligentne? Pyskate i głośne, czy pokorne i ciche? Wasi mężowie, o których dziadek i tata pisze: przeprowadził się, zadecydował, wprowadził, postanowił, nie podejmowali przecież tych decyzji sami. A nawet jeśli, to wyście niosły ciężar tych decyzji, tych innowacji, tego ciągłego, co pokolenie, zaczynania od zera.

Gdziekolwiek jesteście, miejcie mnie w opiece, prakobiety z mojej rodziny. Prowadźcie moją rękę, bo chcę wam oddać sprawiedliwość. To jest właśnie ta chwila, ten obrzęd, kiedy was tu zapraszam, żebyście wreszcie odbiły się w słowach.

Przeczytaj także:

„My father can name a whole chain of generations of his ancestors, he knows the names of his grandparents and their brothers, his great-grandparents and their brothers. Worse with the female line. This one, in family memories, are nameless wives, anonymous mothers, daughters not listed in the record. The women who gave us their genes, whose mitochondria live in us, have remained invisible. They have disappeared,” writes Anna Fryczkowska in her column.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading