To wyprawa na sam kraniec cywilizacji – po to, by ukazać nam jej moralny upadek, unaocznić całe zło uprawianego przez nią kolonialnego okrucieństwa. O „Jądrze ciemności” Josepha Conrada, w 165. rocznicę urodzin pisarza pisze Przemysław Poznański.

Ta historia jest prawdziwa. W 1890 roku pewien Polak, Józef Korzeniowski, liczący sobie trzydzieści trzy lata, od czterech lat obywatel brytyjski, ale jednocześnie i poddany cara Aleksandra III, zatrudniony został przez Société Anonyme Belge pour le Commerce du Haut-Congo jako kapitan parowca, który ma płynąć w górę rzeki Kongo. Cel tego przedsięwzięcia utrzymywany jest w tajemnicy, ale prawdopodobnie chodzi o zastąpienie poprzedniego kapitana statku „Florida”, który zginął w potyczce z jednym z miejscowych plemion. Na miejscu okazuje się niestety, że parowiec „Florida”, jest uszkodzony. Korzeniowski otrzymuje więc zlecenie przywiezienie na innym parowcu Georges’a Antoine’a Kleina, chorego na febrę jednego z dyrektorów spółki. Bardzo chory Klein trafia na pokład, jednak przed dotarciem do macierzystego portu umiera. Brzmi jak streszczenie „Jądra ciemności”? I tak, i nie.
Opowieść w opowieści
Licząca sobie niewiele ponad 100-stron nowela Josepha Conrada niewątpliwie bazuje na prawdziwych zdarzeniach i opiera się na bogatym żeglarskim doświadczeniu pisarza. A jednak traktuje je jedynie jako punkt wyjścia, jako realistyczne zaczepienie w prozie niejednoznacznej, której do końca nie da się przecież nazwać realistyczną. W „Jądrze ciemności” można bowiem odnaleźć elementy niesamowitości, niedopowiedzenia, gry z podświadomością, symboliki, w końcu nawet opowieści z pogranicza snu i jawy.
Jest to też opowieść w opowieści – całą historię wyprawy w górę nienazwanej afrykańskiej rzeki poznajemy bowiem pewnej nocy, którą czterech mężczyzn spędza na zakotwiczonym na Tamizie jachcie krążowniczym „Nellie”. Jeden z nich, Marlow, postanawia opowiedzieć towarzyszom o pewnej wyprawie, którą przeżył w młodości. To ciekawy zabieg – książka ma bowiem w istocie dwóch pierwszoosobowych narratorów. Pierwszy przedstawia nam drugiego i choć cały czas towarzyszy nam w tle, to Marlow staje się za jego przyzwoleniem narratorem właściwym. Tym, przez pryzmat przeżyć i myśli którego poznamy tę „właściwą” opowieść.
Do wnętrza umysłu
O czym jest ta historia? Oto Marlow zabiega, by zostać kapitanem parowca. Otrzymuje posadę, ale po przybyciu do afrykańskiego portu, z którego ma wyruszyć, dowiaduje się, że jego statek leży na dnie rzeki. Zaczekać musi więc na jego wydobycie i naprawę. Dopiero po dwóch miesiącach rusza zatem dalej, z zadaniem dotarcia do jednego z najlepszych agentów spółki handlującej kością słoniową, niejakiego Kurtza. „(…) przez parę sekund doznałem uczucia, jakbym się wybierał nie do środka jakiegoś kontynentu, ale do środka ziemi” – powie potem. A przecież to tylko początek całej historii, która obfitować będzie w zdarzenia, o jakich Marlowe’owi nie mogło się wówczas nawet śnić.
Przeczytaj także:
Bo ruszając na tę wyprawę bohater nie może jeszcze wiedzieć, że jest to w gruncie rzeczy podróż do wnętrza ludzkiego umysłu – indywidulanego i zbiorowego, dotkniętego chorobą, objawiającą się chęcią zysku i wyzysku. Bo kolonializm, jaki opisuje Conrad i jaki piętnuje wprost ustami swojego bohatera, jawi się tu jednak nie tylko jako proces bezwzględnego zawładnięcia naturalnymi dobrami podbijanej ziemi i nieludzkiego wręcz wykorzystywania jej mieszkańców, ale także – a może przede wszystkim – jako chęć podporządkowania sobie innych, jako żądza zaspokojenia narcystycznej wręcz chęci rządzenia nie tyle nawet ludźmi, co ich duszami.
Joseph Conrad zabiera nas zatem na ów kraniec cywilizacji – ale bardziej nawet niż nakreślony na mapach, to tkwiący w umysłach ludzi, przekonanych, że mają prawo wyzyskiwać innych i nimi pogardzać, tylko dlatego, że są silniejsi.
Mgła niewiedzy
Nie bez powodu Kurtz, postać do końca enigmatyczna, to połączenie skutecznego handlarza, podziwianego przez innych w spółce, rekordzisty w dostarczaniu kości słoniowej, z kimś, kogo nazwalibyśmy guru, a nawet bóstwem. Bóstwem okrutnym, które buntownikom każe obcinać głowy i wbijać je na pale. Bóstwem czczonym jednak przez miejscowych, otoczonym nabożnym kultem, aż do tego stopnia fanatyzmu, że próba przeniesienia Kurtza na statek kończy się atakiem na przybyszy.
Nie ulega wątpliwości, że Kurtz jest szalony i że owo szaleństwo jest na swój sposób symbolem zarówno szaleństwa kolonializmu, jak i imperializmu, jako takich. Kolonializmu i imperializmu tolerowanego przez ludzi mieniących się cywilizowanymi, bo przynoszącego Europejczykom wymierne korzyści. I może dlatego pozbawionego w powszechnym odbiorze przeciętnego mieszkańca ówczesnej Anglii czy Belgii odium zbrodni, z jaką się wiązał.
Może nie bez powodu drogę do „jądra ciemności”, do „królestwa” Kurtza i zarazem do mroku jego umysłu spowija gęsta mgła, przez którą parowiec Marlowa przedostaje się z wielkim trudem. Ta zasłona, za którą skrywane jest niewyobrażalne okrucieństwo, to przecież także zasłona przemilczenia, niechęci dostrzeżenia mroku, skrywającego się za wpływającymi do kasy zyskami.
Od „Otago” po „Adowę”
„Jądro ciemności” (Heart of Darkness) ukazało się po raz pierwszy w 1899 roku w „Blackwood’s Magazine” w trzech odcinkach. W formie książkowej pojawiło się w roku 1902 (mija więc 120 lat od tej publikacji). To – obok „Nostromo” (1904), „Lorda Jima” (1900) czy „Tajnego agenta” (The Secret Agent, 1907) – jedno z najbardziej znanych dzieł Josepha Conrada, brytyjsko–polskiego pisarza, który aż do dwudziestego roku życia nie mówił płynnie po angielsku.
Przeczytaj także:
Józef Teodor Konrad Korzeniowski urodził się 3 grudnia 1857 roku w Berdyczowie, leżącym na terenie ziem dawnego Królestwa Polskiego, w owym czasie będących pod zaborem rosyjskim (dziś Ukraina). Nie ukończył gimnazjum, bowiem w 1874 wyjechał do Francji i zaciągnął się na statek jako marynarz i odtąd ściśle związany był z żeglugą. Obywatelstwo brytyjskie otrzymał w 1886 roku, ale dwa lata wcześniej zdał egzamin na pierwszego oficera. W tym samym roku uzyskał stopień kapitana. Dwa lata później, w 1888 roku, otrzymał nominację na kapitana barki „Otago”, na którym pływał między Australią a Azją, a doświadczenia z pierwszego samodzielnego kapitańskiego rejsu zawarł w powieści „Smuga cienia” (The Shadow Line, 1917).
W latach 1891-1893 Conrad pływał jako pierwszy oficer na kliprze pasażerskim „Torrens”, na którego pokładzie dwukrotnie odwiedził Australię. Podczas rejsu poznał zresztą m.in. znanego później pisarza, Johna Galsworthy’ego. Ostatnią jednostką, na której był zatrudniony, była „Adowa”. Miał na niej służyć na przełomie lat 1893-1894 jako drugi oficer przy przewozie emigrantów ruszających do Kanady, ale projekt spalił na panewce i „Adowa” stała zacumowana w porcie w Rouen, a potem powróciła do Londynu.

Romantyczny opowiadacz czy krytyk kolonializmu?
W styczniu 1894 roku, w wieku 36 lat, Conrad odszedł z marynarki – raczej niechętnie, zmusił go jednak do tego po części zły stan zdrowia. Utrzymując się częściowo ze spadku po wuju, Tadeuszu Borowskim, który był jego opiekunem po śmierci rodziców. To wówczas postanowił pisać i wkrótce ukończył swój debiutancki utwór „Szaleństwo Almayera” (Almayer’s Folly, 1894), która to powieść utorowała mu drogę do świata literatury. Conrad zyskał jednak szybko renomę głownie jako romantyczny opowiadacz egzotycznych historii. Prawdziwy sens jego prozy, a więc gorący protest wobec kolonialnego i imperialnego wyzysku, długo wymykał się krytykom.
Samo „Jadro ciemności” za życia pisarza nie było akurat szczególnie popularne. A jednak dziś to nowela analizowana częściej niż jakiekolwiek inne dzieło literackie, studiowane na uniwersytetach, przenoszone na ekran i deski sceniczne. Bedące wprost inspiracja dla innych dzieł, choćby głośnego filmu Francisa Forda Coppoli „Czas apokalipsy” (Apocalypse Now, 1979), w którym książkowe wydarzenia przeniesione zostały w realia wojny wietnamskiej.
Dziś powszechnie uważa się Josepha Conrada za mistrza anglojęzycznej prozy. Tego, który wniósł swoją „nieangielską wrażliwość” do literackiego języka Wysp, czego „Jądro ciemności” jest jednym z najlepszych przykładów.
Joseph Conrad zmarł 3 sierpnia 1924 roku w swoim domu Oswalds w Bishopsbourne w hrabstwie Kent w Anglii, prawdopodobnie na zawał serca. Został pochowany na Cmentarzu Canterbury, zresztą pod błędną wersją jego oryginalnego polskiego imienia, jako „Joseph Teador Conrad Korzeniowski”.
Korzystałem z wydania:
Joseph Conrad, Jądro ciemności (Heart of Darkness)
Przełożyła Aniela Zagórska
Wydawnictwo MG 2021
_______________________
It is an expedition to the very edge of civilization – to show us its moral decline, to visualize all the evil of the colonial cruelty practiced by it. Przemysław Poznański writes about Joseph Conrad’s „Heart of Darkness” on the 165th anniversary of the writer’s birth.