recenzja

Życie jak film | Jacek Melchior, Filmiłości

Jacek Melchior zabiera nas w „Filmiłościach” do kina. A raczej na seans literacki, który jest jednocześnie pełną filmowej magii opowieścią o życiu kilku pokoleń kobiet zakochanych w X Muzie – pisze Przemysław Poznański.

Jeśli lubicie historie bezpretensjonalne, zrodzone z pasji, opowiedziane lekko, a przy tym zabarwione nutką nostalgii oraz takie, w których tkwi źdźbło tajemniczości, to „Filmiłości” spełnią te oczekiwania. To bowiem powieść, która przenosi nas zarówno w świat przeszłości – międzywojnia, czy PRL-u – jak i w świat kina, tego przez wielkie K. Jacek Melchior łączy bowiem ze sobą ściśle dwie opowieści: o życiu Marii, Adeli, Róży i Wandy (oraz syna tej ostatniej – Marlonka) z historią kinematografii. Tworząc nie tyle przeplatające się opowieści, ile jedną opowieść, w której skutecznie zaciera się granica między rzeczywistością a fikcją. Niemal tak jak w „Purpurowej róży z Kairu” Woody’ego Allena ekranowe zdarzenia schodzą tu do bohaterek, a bohaterki wchodzą do świata fikcji – przynajmniej na tyle, na ile pozwala im na to ich wyobraźnia.

Pamiątka z „Celulozy”

Autor podejmuje się przy tym zadania ambitnego – oto snuta w pierwszoosobowej narracji opowieść Wandy o życiu jej, ale i jej protoplastek, okazuje się być nienachalnym przewodnikiem po największych dziełach X Muzy. Największych z artystycznego punktu widzenia, albo tych, wywołujących u bohaterek najsilniejsze emocje. Trudno bowiem w kategoriach jakości oceniać przedwojenne kino, w tym takie przeboje jak „Ada, to nie wypada”, a jednak dla Marii będzie to film ważny, choć może nie tak jak „Dwie Joasie”, podczas seansu których odważył się ją pocałować jej przyszły mąż, Tadeusz.

Dla Adeli filmem, który być może zmieni jej życie, a w każdym razie nierozerwalnie zwiąże się z historią jej małżeństwa, będzie socrealistyczna „Celuloza” (reż. Jerzy Kawalerowicz, 1953), dla Róży zaś „Jezioro osobliwości” (reż. Jan Batory, 1973) według prozy Joanny Ślesickiej, z przystojnym Mirosławem Konarowskim w jednej z ról, który tak zawrócił dziewczynie w głowie, że odtąd szukała już tylko mężczyzny w takim typie.

Magiakademia

A dla Wandy? Może „Wirujący seks” czyli „Dirty Dancing” (reż. Emile Ardolino, 1987)? Tu akurat sprawa nie jest tak prosta – magicznym, czy raczej magiczno-filmowym zbiegiem okoliczności narratorce powieści dane będzie bowiem posmakować prawdziwej lekcji kina. Owszem, jej matka prowadziła wypożyczalnię kaset VHS, owe tytułowe „Filmiłości”, ale to Wanda spotka pewnego dnia – siedzącego na ławce na rogu ul. Mazowieckiej i Kredytowej – niewysokiego mężczyznę, gnoma, przedstawiającego się jako Sergiusz Lang-Murnau. Zaproszenie do jego Magiakademii Kina, miejsca prawdziwie zaczarowanego, otworzy jej oczy na dzieje filmu, na dzieła braci Lumière, Mélièsa, „Nietolerancję” (reż. D.W. Griffith, 1916), „Gorączkę złota” (reż. Charlie Chaplin, 1925), rzecz jasna „Doktora Mabuse” (rez. Fritz Lang, 1922) i „Nosferatu” (reż. F.W. Murnau, 1922), a potem choćby na „Cały ten zgiełk” (All That Jazz, reż. 1979) czy „Cinema Paradiso” (reż. Giuseppe Tornatore, 1988).

Przeczytaj także:

Cytując definicję kina według Pedro Amodóvara, „nieprawdopodobne stanie się prawdopodobnym”. I to na wielu poziomach. Kino wzbogaci życie bohaterek, pozwoli im przeżywać więcej niż jeden los. Czasem pomiesza się z prawdą, jak wtedy, gdy Marlonek przypomni, że Richard Chamberlain był gejem, na co Róża wzruszy tylko ramionami, uznając, że może aktor tak, ale już doktor Kildare na pewno nie. Czasem też kino zrośnie się ze wspomnieniami tak bardzo, że wręcz je zastąpi, czasem stanie się jedynym istotnym argumentem w rozmowie, w kłótni, albo szansą na własny głos – jak w świetnej scenie, gdy kobiety przekrzykiwać się będą piosenkami z filmów swoich czasów, tworząc ujmujący chór solistek.

Szanujmy wzruszenia

„Filmiłości” to zatem opowieść o kilku pokoleniach, tocząca się przez kilka dziesięcioleci. To więc też opowieść o przemijaniu – w tym o zmianie sposobu filmowych narracji, kruchości pojęcia „gwiazdy”, ewolucji gustów, nawet u największych znawców X Muzy. To też zaproszenie do bezkarnego wzruszania się, a choćby i Oscarowym wieczorem, gdy nagrodę Akademii – jako pierwszy polski film w historii – zdobyła „Ida” Pawła Pawlikowskiego (2013).

Bo Jacek Melchior daje swoim bohaterkom i bohaterom (a zarazem i nam, czytelnikom) prawo do własnych filmowych wyborów, do naszych odkryć klasyki (choćby na YouTubie), do naszych sentymentalnych powrotów do kina dzieciństwa (choćby i spod znaku „Gwiezdnych wojen”, reż. George Lucas, 1977), do wszystkiego tego, co – zobaczone w kinie, na VHS, DVD, czy w streamingu –  zdoła nas zauroczyć do tego stopnia, by oderwać od problemów codzienności, wpłynąć na nas, a w skrajnym przypadku stać się nawet od życia ważniejsze. W końcu: „pamięta się filmy, nie życie”, im więcej zatem ich zobaczymy, tym więcej będziemy mieli wspomnień.

Jacek Melchior, Filmiłości
Wydawnictwo Szelest, 13 maja 2022
ISBN: 9788365381194

__________________

Jacek Melchior takes us in his „Filmiłości” (Cineloves) to the cinema. Or rather, to a literary screening, which is at the same time a story full of film magic about the lives of several generations of women in love with the X Muse, writes Przemyslaw Poznanski.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: