filmy

Krotki film o tożsamości | Ida, reż. Paweł Pawlikowski

„Ida” trwa zaledwie 80 minut. Niewiele, ale dość, by zmienić w życiu bohaterów wszystko, przewartościować ich poglądy, odkryć prawdziwe ja, udowodnić, że nic nie jest czarno-białe.

idaNic nie jest czarno-białe, nic nie jest pewne i oczywiste. Nie jest taka z pewnością polska rzeczywistość lat 60. XX wieku, w Polsce niby wolnej, a przecież nie suwerennej, nie są takimi postaci: Anny, młodej sieroty, wychowanej w klasztorze, która lada dzień przystąpić ma do ślubów zakonnych, ani jej ciotki Wandy Gruz. Ta pierwsza mogłaby być uosobieniem dobra, ta druga – zła, ale w filmie Pawła Pawlikowskiego takie kategorie jak „dobry”, „zły” nie istnieją. Oczywiście – u zarzewia całej fabuły leży zło (też niejednoznaczne), ale wydaje się, że twórcy nie są zainteresowani poszukiwaniem jego korzeni. Jeśli coś naprawdę ich interesuje, to tożsamość. Ta w skali makro, dotycząca kraju budzącego się dopiero po wojennej, a potem po stalinowskiej traumie, szukającego trochę na oślep nowych ścieżek, których symbolem zdaje się być w filmie jazz grany na dancingu w prowincjonalnym mieście. I oczywiście tożsamość w skali mikro, w skali jednostek: Wanda, była stalinowska prokurator i sędzia, „krwawa Wanda”, do czego bez większych widocznych emocji sama się przyznaje oraz Anna, a w zasadzie Ida – dziewczyna, która dowiaduje się, że jest z pochodzenia Żydówką.

CZYTAJ TAKŻE

Edmund White, Hotel de Dream. OPOWIEŚĆ O OPOWIEŚCI, KTÓREJ NIE BYŁO (ALE BYĆ MOGŁA)

Edyta Niewińska, Kosowo. IMPRESJA O PIEPRZENIU SOBIE ŻYCIA PO TRZYDZIESTCE

Haruki Murakami, Sputnik Sweetheart (スプートニクの恋人). SUMIRE PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA

To ostatnie byłoby pewnie doskonałą puentą, albo punktem zwrotnym, ale u Pawlikowskiego jest zaczątkiem fabuły. Miałem nawet wrażenie, że kluczowa dla filmu informacja pojawia się za szybko, niemal przypadkiem, rzucona beznamiętnie między jednym wypalonym naprędce papierosem a drugim, w pośpiechu. Oczywiście wydaje się on uzasadniony, bo przecież Anna/Ida przyjeżdża do swojej ciotki Wandy tylko na chwilę, tylko po to, by spełnić polecenie przełożonej klasztoru. Wtedy ani Wanda, ani Ida nie mają jeszcze pojęcia, że informacja o żydowskich korzeniach jednej z nich nie jest już odkryciem tożsamości, a zaledwie początkiem długiej drogi do odkrywania – przez obie kobiety – swojego prawdziwego ja.

Dla mnie, wbrew tytułowi, bohaterką filmu jest Wanda. Postać, którą trudno polubić i to nie tylko z powodu jej przeszłości, ale także dlatego, że nie daje nam ona żadnego powodu, byśmy poczuli do niej choć cień sympatii. Nie okazuje emocji, w rozmowie z chłopem, mającym na rękach krew żydowskich sąsiadów, a zamieszkującym dawny rodzinny dom Idy, daje nam popis swojej prokuratorskiej skuteczności, w najgorszym wydaniu. A jednak w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że to tylko marmurowa maska – gdy pęka, gdy musi pęknąć, długo tłumione emocje wylewają się zbyt gwałtownie, by dawna Wanda mogła jeszcze powrócić. Czy kiedykolwiek upora się z traumą?

„Ida” trwa zaledwie 80 minut. Niewiele, ale dość, by zmienić w życiu bohaterów wszystko, przewartościować ich poglądy, odkryć prawdziwe ja, udowodnić, że nic nie jest czarno-białe. Monochromatyczne, genialne zdjęcia Łukasza Żala i Ryszarda Lenczewskiego tylko to podkreślają.

Ida, reż. Paweł Pawlikowski, scenariusz Paweł Pawlikowski, Rebecca Lenkiewicz, Polska 2013, dystrybucja Solopan

ida_poster

%d bloggers like this: